poniedziałek, 16 października 2017

03.10 Z Szyndzielni do Buczkowic przez Klimczok i Szczyrk

Trasa: Szyndzienia - Klimczok - Siodło Pod Klimczokiem - Podmagórskie - Szczyrk - Przełęcz Siodło - Wilkowska Górka - Buczkowice

Bardzo ostatnio zaniedbałem sprawy blogowe... Początek roku szkolnego to jednak dla nauczyciela nie żarty, w ostatnich dwóch tygodniach miałem do czynienia z nawałem obowiązków, przerwanym tylko weekendowym wyjazdem do Gdańska. Teraz w końcu sytuacja się normuje i mogę nadrobić zaległości na blogu. Więc w tym wpisie opiszę jedną jedyną wycieczkę w góry, którą odbyłem po rozpoczęciu roku szkolnego, a dokładniej już w jego drugim dniu. Pierwszy dzień zajęć w poniedziałek 2 października był dla mnie psychicznie tak wyczerpujący, że musiałem to następnego dnia jakoś odreagować. I to bez względu na fatalne prognozy pogody oraz czekające mnie tego dnia dalsze obowiązki. Czułem, że wyprawa w góry, nawet krótka, będzie tym bodźcem który da mi siłę do zmierzenia się z kolejnymi wyzwaniami tego tygodnia. I tak też się stało :)

Nie było sensu w takich okolicznościach kombinować z jakąś wymyślną trasą, wybrałem więc dobrze mi znaną, sprawdzoną, lecz z racji wyjazdu z Polski nie odwiedzoną przez ponad dwa lata - a więc zejście z Szyndzielni do Szczyrku przez Klimczok, z opcją (jeśli starczy czasu i pogoda nie będzie zbyt tragiczna) małego dodatku na końcu: przedłużenia trasy na Przełęcz Siodło i dalej do którejś z pobliskich miejscowości. Ostatecznie były to Buczkowice :) Ale zacznijmy od początku, czyli wjazdu pierwszą tego dnia kolejką (o 9:00) na Szyndzielnię. Padało, lecz w odróżnieniu od mojej wizyty tam niecałe dwa tygodnie wcześniej (patrz opis trasy z 20 września) opady były dużo słabsze, a chmury były znacznie wyżej, więc tym razem miałem możliwość ujrzeć słynną wieżę widokową na Szyndzielni. Wejście na nią zostawiłem sobie jednak na inny raz.


Ruszyłem szlakiem na Klimczok, na którym nie było żywej duszy. Jesień coraz śmielej wkradała się w nasze góry...


Większość trasy na Klimczok szedłem tuż poniżej chmur, lecz akurat przed szczytem wszedłem powyżej ich pułapu i na samym Klimczoku (1117 m n.p.m.) nic nie było widać. Wystarczyło jednak zejść kawałeczek po stoku, aby spod chmur odsłoniła się panorama na Siodło pod Klimczokiem, osnuta mgłami, mroczna, tajemnicza...


Przez te dwa lata mojej nieobecności nieźle się rozrósł ogródek skalny na Klimczoku. Na tym zdjęciu dałem radę objąć tylko jakąś jedną trzecią jego obszaru.


Kolejny etap mojej wędrówki to zejście do Szczyrku, tradycyjną trasą, czyli: pod schronisko, następnie bardzo widokowym odcinkiem zielonego szlaku, by potem zmienić kolor na niebieski i zejść do miasta mijając Sanktuarium "Na Górce". Podczas poprzednich przejść tą trasą (ostatnio 31 maja 2015 roku) zawsze na zielonym szlaku pstrykałem fotki efektownej panoramy Skrzycznego. Ale tym razem, przy pochmurnej pogodzie, było z tą panoramą naprawdę słabo :(


Cóż, zamiast wybrzydzać mogę tylko cieszyć się, że w ogóle było coś widać i że deszcz był dużo słabszy niż zapowiadano. A przede wszystkim cieszyłem się - i to jeszcze jak - z samej obecności na tym ukochanym przeze mnie szlaku po tak długim czasie. Z niejakim rozrzewnieniem oglądałem dobrze mi znane sylwetki Skrzycznego, Beskidu Węgierskiego... Radość, jaką miałem z powrotu w te strony, była właśnie tym, czego było mi trzeba po ciężkim poprzednim dniu i przed czekającym mnie w pracy kolejnym ciężkim popołudniem.

Tymczasem podczas zejścia niebieskim szlakiem do Szczyrku coraz bardziej zaczęła się poprawiać pogoda. Przestało padać, nawet wyjrzało słoneczko. Czas miałem całkiem dobry (przejście z Szyndzielni do centrum Szczyrku zajęło mi tylko godzinę i 45 minut). Nie widziałem więc powodów, żeby nie przedłużyć jeszcze wycieczki o wspomniane przeze mnie wejście na Przełęcz Siodło po drugiej stronie Szczyrku. Jest to punkt, w którym byłem poprzednio tylko dwa razy, lecz zawsze o podobnej porze roku, podczas pięknej złotej jesieni (19.10.2013 i 05.10.2014). I jakoś szczególnie mi się zachciało wrócić tam wśród jesiennych kolorów :) Rozpocząłem więc wspinaczkę zielonym szlakiem, prowadzącym docelowo z centrum Szczyrku na Skrzyczne: najpierw drogą wyłożoną betonowymi płytami, a następnie wygodną drogą gruntową. Po około 20 minutach zszedłem z szlaku na nieoznakowaną drogę gruntową i po kolejnych 5 minutach już byłem na Przełęczy Siodło (742 m n.p.m.).

Tam może jesienne kolory nie były jeszcze aż tak wyraziste jak podczas wizyt w 2013 i 2014, lecz za to tradycyjnie widok w stronę Szczyrku i pasma Klimczoka był naprawdę ujmujący. Spędziłem tam dobre kilka minut na jego oglądaniu.


Po nacieszeniu oczu widokami skierowałem się na czerwony szlak, prowadzący w stronę Buczkowic. Nie zamierzałem jednak przejść go w całości - szedłem nim już poprzednio, a chciałem podczas tej wycieczki odkryć chociaż jedną, nawet krótką i symboliczną, drogę którą jeszcze nie szedłem. Zauważyłem na mapie, że jeszcze przed Buczkowicami kilka bezszlakowych tras sprowadza z czerwonego szlaku w dół do pobliskich wsi, i postanowiłem że na spontanie wybiorę sobie jedną z nich. Tak też zrobiłem. Pierwsze zejście (w stronę Słotwiny) zdawało mi się zbyt długie i okrężne więc celowo je pominąłem, drugie widniejące na mojej mapie zejście do Słotwiny jakoś przegapiłem, natomiast trzecia, i zarazem najkrótsza trasa sprowadzająca z szlaku - do Godziszki - okazała się w sam raz dla mnie. Ku mojemu zaskoczeniu była nawet oznakowana jako niebieska ścieżka dydaktyczna, mimo że na mojej na mapie żadnej oznakowanej ścieżki w tym rejonie poza czerwonym szlakiem nie było. Cóż, wprowadzenie oznakowania na tej trasie zdecydowanie ma sens, gdyż z Godziszki jest na czerwony szlak naprawdę blisko. Już po niecałych dziesięciu minutach znalazłem się na obrzeżach wsi, w tzw. Wilkowskiej Górce.

Czekała mnie teraz ostatnia decyzja: czy iść prosto przed siebie szosą do centrum Godziszki i tam poczekać dobre pół godziny na następnego busa, czy skręcić w stronę Buczkowic i tam spróbować swojego szczęścia. Ostatecznie uznałem, że warto spróbować tego drugiego. Już więc parę minut po wejściu na obszar zabudowany skręciłem w lewo na jedną z niezliczonych tam bocznych uliczek, która wyprowadzała na pole. Kilka minut szedłem ścieżką przez pole, która potem wprowadziła mnie ponownie pomiędzy zabudowania. Z pola całkiem ładnie było widać Beskid Mały po drugiej stronie Kotliny Żywieckiej.


Ostatnie kilkanaście minut mojej wędrówki przebiegało asfaltową ulicą Długą przez coraz gęstsze zabudowania aż do centrum Buczkowic. Ostatecznie nic nie zyskałem na czasie idąc tam - do Bielska-Białej wróciłem tym samym busem, którego mogłem złapać w Godziszce. Ale nie szkodzi - zawsze ciekawiej troszeczkę dłużej się przejść zamiast stać na przystanku i czekać ;) 

Wycieczka w góry osiągnęła swój cel - poszedłem po niej do pracy z znacznie zwiększoną motywacją i energią :) W kolejnych dniach jednak nie miałem szans wybrać się w góry, zwyczajnie brakowało czasu. Ale teraz, gdy przyszedł szczytowy okres złotej polskiej jesieni i cudowna pogoda z słońcem i temperaturami powyżej 20 stopni, nie wyobrażam sobie aby moja rozłąka z górami miała trwać dłużej. Już jutro (wtorek 17 października) ruszam z ostrą górską ofensywą ;) Zaglądajcie na mojego bloga drodzy czytelnicy, myślę że na dniach może się tutaj pojawić coś ciekawego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz