czwartek, 9 maja 2019

05.05 Wokół Węgierskiej Górki

Trasa: Cięcina - Węgierska Górka - Chupki - Świniarka - Węgierska Górka - Cisiec

Miałem ogromną chęć spędzić ostatni dzień długiego weekendu majowego w górach, ale jak na złość zapanowała tego dnia wyjątkowo parszywa pogoda. Na Podbeskidziu od rana do wieczora padał deszcz, a wyżej w Beskidach padał... śnieg. W maju! Odkąd mieszkam w tej części Polski to jeszcze takiego zjawiska w tym miesiącu nie widziałem. W takich warunkach dłuższa górska wyprawa niestety nie miała sensu i musiałem zadowolić się jedynie krótką przechadzką. Wspominając mój wybór trasy kilka tygodni temu, podczas niewiele lepszej pogody (opisaną w relacji z 12 kwietnia), postanowiłem powrócić w okolice, które wtedy odwiedziłem, czyli do Węgierskiej Górki. Szlaki wokół tej miejscowości świetnie nadają się do spaceru w deszczowy dzień, ponieważ można z nich bardzo szybko wrócić do "cywilizacji".

Zacząłem wycieczkę o 15:00 w Cięcinie, na przystanku autobusowym naprzeciwko charakterystycznego kościoła:


Ulicami: Kościuszki, Wyzwolenia, Obrońców Węgierskiej Górki i Zieloną przeszedłem do centrum Węgierskiej Górki. Tym samym zaliczyłem krótki odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego na ulicy Obrońców Węgierskiej Górki, którym jeszcze nie szedłem. To tak dla formalności - bo jeśli kiedyś uda mi się zaliczyć cały Główny Szlak Beskidzki, głupio by było mieć taki króciutki kawałeczek szlaku pominięty ;) Na ulicy Zielonej natrafiłem na "stałą wystawę" ciekawych ludowych rzeźb, w zamyśle przedstawiające postacie beskidzkich rozbójnikach. Przedstawiam je poniżej, ponieważ prezentują się naprawdę oryginalnie. (A skoro przy takiej pogodzie zdjęć górskich panoram mogłem wykonać niewiele, to trzeba czymś innym nadrobić!)







Idąc dalej Głównym Szlakiem Beskidzkim, skierowałem się przez całkowicie opustoszały park i przekroczyłem Sołę po pięknym, nowoczesnym moście. Powyżej niego znajduje się punkt widokowy, z którego można popatrzeć na szczyty Beskidu Żywieckiego po przeciwnej stronie Węgierskiej Górki.


Oczywiście nie opisywałbym tej wycieczki tutaj, gdyby przebiegała ona wyłącznie po cywilizowanych, zabudowanych ulicach i ścieżkach Węgierskiej Górki. Prawdziwie górska część trasy też musiała być ;) Cały czas trzymając się Głównego Szlaku Beskidzkiego, rozpocząłem podejście w kierunku Baraniej Góry, choć oczywiście nie poszedłem nim aż tak daleko. Powyżej osady Chupki skręciłem w lewo na szlak narciarski, którym w kilkanaście minut doszedłem do zielonego szlaku, a następnie zszedłem z powrotem do Węgierskiej Górki. Zrobienie takiej pętelki zajęło mi niecałe półtorej godziny. Chyba nikt się nie zdziwi jak powiem, że przy tak paskudnej pogodzie byłem jedyną osobą na tych szlakach - a więc miałem półtorej godziny błogiej samotności :) A jednak, mimo deszczu, było trochę ładnych widoków, zwłaszcza na czerwonym szlaku.



Gdy opuszczałem czerwony szlak i skręcałem na szlak narciarski, byłem na wysokości powyżej 700 m n.p.m. To chyba właśnie na tej wysokości przebiegała granica, na której opady deszczu przechodziły w śnieg. Z nieba zaczęło lecieć coś, co było... no właśnie, nie byłem do końca w stanie określić, czy to był deszcz ze śniegiem, czy też po prostu wyjątkowo grube krople deszczu. Chyba raczej to pierwsze, bo powyżej mnie czubki drzew były lekko "przycukrzone" białym puchem, a w kilku miejscach biel śniegu można było dostrzec nawet na podłożu. Chyba więc byłem pierwszy raz w życiu świadkiem opadu śniegu w maju, chociaż nie mogę tego stwierdzić z stuprocentową pewnością. Skręciwszy na szlak narciarski, zacząłem znów tracić wysokość i po kilku minutach nie miałem wątpliwości, że pada na mnie już tylko sam deszcz, bez śniegu.

Trasa, którą przebiega ten szlak narciarski, jest w ogóle ciekawa. Idzie się bardzo szeroką drogą gruntową, która w pewnym momencie nagle przechodzi w wygodną, wybrukowaną kamieniami drogę. Lecz po kilkuset metrach bruk nagle znika i znów idzie się tylko drogą gruntową. Nie wiem, jaka jest przyczyna tego, że na tak krótkim odcinku panują tak "królewskie" warunki. Może tak miała wyglądać cała droga, ale po rozpoczęciu budowy zabrakło funduszy? Mogę tylko się domyślać. Oprócz tego ciekawostką na tym odcinku jest wodospad "Żywiołek". O tym, że nosi taką nazwę i że nadano ją po ogłoszeniu konkursu na nią, informuje tabliczka zamontowana obok niego.


Dołączyłem do zielonego szlaku i wróciłem do Węgierskiej Górki po asfaltowej drodze przebiegającej przez wąwóz, w którym towarzyszył mi nieustanny szum wartkiego potoku wijącego się równolegle do drogi. Gdy znalazłem się z powrotem w Węgierskiej Górce była 17:30, a do odjazdu następnego pociągu do Bielska-Białej pozostała mi jeszcze godzina. Postanowiłem więc jeszcze przejść się do stacji Cisiec. Aby tak uczynić, przeszedłem ulicą Doliny na drugą stronę torów, potem skręciłem w prawo ulicą Wąską i poszedłem przez pola równolegle do torów, aż po upływie lekko ponad pół godziny zobaczyłem przez sobą cisiecki cmentarz, skąd na dworzec był już tylko rzut beretem. 

Wędrówka przez pola nie była może najlepszym pomysłem w taki deszczowy dzień, ponieważ były przesiąknięte wodą i w efekcie po kilku minutach miałem całkowicie przemoczone nogi. No i jakby nie patrzeć niektóre pola mogły należeć do prywatnych właścicieli, choć nie widziałem na nich żadnych upraw. Więc nie mogę z czystym sumieniem polecić wędrówki tą trasą. Jej zaletą za to są widoki. Nawet w taki pochmurny dzień widać było pasmo Beskidu Śląskiego po jednej stronie oraz przyprószoną śniegiem górę Prusów po drugiej.



Ostatnie zdjęcie Beskidu Śląskiego, wykonane obok cmentarza, i trzeba było schodzić na pociąg i wracać do Bielska-Białej. Najwyższa pora! Wędrówka w deszczu ma swoje uroki i niepowtarzalny klimat, ale gdy człowiek ma tak przemoczone nogi, jak ja po przejściu przez te pola, to znak, że zdecydowanie czas wracać do domu :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz