piątek, 24 sierpnia 2018

16.08 Magura Witowska i Gubałówka

Trasa: Polana Huciska - Polana Chochołowska - Przełęcz Bobrowiecka - Dolina Bobrowiecka - Szatanowa Polana - Vysne Diely - Magura Witowska - Witowski Przysłop - Witów - Kojsówka - Płazówka - Mietłówka - Butorowy Wierch - Gubałówka - Zakopane

Po czterodniowym pobycie w Tatrach na samym początku okresu wielkich ulew w połowie lipca, przez miesiąc odpocząłem od polskich gór. Głównym powodem mojej przerwy w górskich wędrówkach był urlop w rodzinnym Gdańsku oraz wyjazd do Szwajcarii i Skandynawii (gdzie zwłaszcza w tym pierwszym obszarze mogłem nacieszyć się mnóstwem spektakularnych górskich panoram, ale z okien pociągów zamiast z szlaków). Teraz jednak znów jestem na południu Polski, a powrót w te rejony uczciłem oczywiście... kolejnym kilkudniowym wypadem w Tatry :)

Pojechałem do Zakopanego bezpośrednio nocnym pociągiem z Gdańska. Stawiłem się na zakopiańskim dworcu jeszcze przed 7 rano, zostawiłem bagaże w schronisku na Krupówkach, gdzie miałem zarezerwowany nocleg, i... natychmiast ruszyłem na podbój tatrzańskich szlaków :) Na pierwszy dzień zaplanowałem trasę długą, uwzględniającą wiele ciekawych szlaków którymi nigdy dotychczas nie szedłem, ale niezbyt wysoką, z najwyższym punktem na trasie (Przełęcz Bobrowiecka) położonym zaledwie 1356 metrów nad poziomem morza. Wyżej nie było sensu iść, ponieważ na niebie zalegało sporo niskich chmur, przez co niewiele bym zobaczył. Tymczasem w niższych partiach Tatr widoki były tego dnia wspaniałe.

Dojechałem kilka minut przed 8 na Siwą Polanę i postanowiłem od razu podjechać na Polanę Huciska kolejką turystyczną "Rakoń", aby zaoszczędzić na czasie. Wyczytałem wcześniej w internecie sprzeczne informacje na temat godziny rozpoczęcia przez nią kursowania - niektóre źródła podawały że ma jeździć od 8:00 a inne że od 8:30. Jak się okazało, prawda leżała pośrodku - traktor ciągnący dwa wagoniki nadjechał wkrótce po 8:15. W tym czasie zdążyła się utworzyć bardzo długa kolejka chętnych do przejażdżki, więc gdy tylko nasz transport przyjechał wszyscy rzucili się do wagoników i ścisnęli się w nich jak sardynki. W takich niespecjalnie komfortowych warunkach dojechałem na Polanę Huciska.

Skoro tylko tam wszyscy wysiedli to od razu pomaszerowałem żwawo w górę Doliny Chochołowskiej, chcąc wyprzedzić pozostałych turystów i mieć ją za sobą. Zajęło mi zaledwie 40 minut, aby dojść do pięknej jak zawsze Polany Chochołowskiej.




Po zjedzeniu śniadania w schronisku kolejnym etapem mojej wędrówki było przejście niebieskim szlakiem przez Przełęcz Bobrowiecką do Doliny Bobrowieckiej na Słowacji. Znałem już ten szlak, gdyż szedłem nim 11 września ubiegłego roku. Nie posiada zbyt wielu punktów widokowych, ale jest świetny dla każdego pragnącego uciec od tłumów i poczuć atmosferę prawdziwej dzikości. Trochę bardziej "cywilizowana" jest dolna część trasy, bliżej Orawic, która wiedzie asfaltową drogą.



W odróżnieniu od ubiegłorocznej wyprawy tym razem nie szedłem przez Umarłą Przełęcz i Cieśniawy, tylko krótszą trasą z wykorzystaniem żółtego szlaku łącznikowego z Doliny Bobrowieckiej do Szatanowej Polany. Stan tego szlaku niestety pozostawiał bardzo wiele do życzenia...


W dużo lepszym stanie - i ewidentnie popularniejszy - jest czerwony szlak przez Szatanową Polanę, którym pomaszerowałem w kierunku Cichej Doliny Orawskiej, widząc przed sobą Magurę Witowską - kolejny punkt do zaliczenia tego dnia:


Szlak dołączył do asfaltowej drogi biegnącej dnem doliny, którą poszedłem w kierunku Orawic, mijając coraz to liczniejszych turystów, a także pojazdy wykorzystywane przez leśników. Jeden z takich pojazdów, traktor z przyczepą, wiózł z tyłu kilkuosobową grupkę turystów, którzy ewidentnie w ten sposób skracali sobie wędrówkę. Ja jednak tak bardzo cieszyłem się z spaceru przez te piękne okolice, że nawet jakby mi zaproponowano taką "podwózkę" to chyba bym jej nie przyjął. Bo gdybym przejechał tą drogą zamiast nią przejść, to nie miałbym okazji chociażby wejść na tą wieżę widokową niedaleko Orawic:


A naprawdę warto było, ponieważ ta wieża, choć niepozorna, oferowała piękną panoramę w kierunku Osobitej.


Wkrótce potem, już na samych obrzeżach Orawic, dotarłem do skrzyżowania z połączonymi szlakami, niebieskim i żółtym, prowadzącymi do granicy z Polską. Tu mała ciekawostka: te szlaki stanowią część międzynarodowej trasy pieszej E-3, prowadzącej przez całą długość Europy z Portugalii aż po wybrzeża Morza Czarnego.


Udałem się w górę łagodnym, trawiastym podejściem, mając za sobą kolejne świetne widoki na Osobitą.


Jak na część międzynarodowej trasy, szlak był bardzo słabo utrzymany. Fatalne oznakowanie, bardzo niewyraźna ścieżka, a do tego niejednokrotnie drogę tarasowały wiatrołomy.


Po dłuższej wędrówce przez las wyszedłem na polanę, gdzie na skutek wycinki drzew można sobie obejrzeć rozległą panoramę Tatr Zachodnich.


Ta polana powstała w sposób sztuczny, natomiast niedługo potem wyszedłem na naturalną polanę na szczycie góry Vysne D'iely (1102 m n.p.m.), gdzie żółty i niebieski szlak się rozwidlają. Żółty prowadzi na lewo w kierunku Chochołowa, natomiast na prawo odchodzi niebieski szlak na Magurę Witowską. Tym drugim szlakiem udałem się skrajem polany, potem na kilkanaście minut przez las, aż na wierzchołek Magury Witowskiej (1232 m n.p.m.). Niestety ten szczyt nie wywarł na mnie najlepszego wrażenia. Nie ma z niego praktycznie żadnych ciekawych widoków, na około smutny dla oczu widok zdewastowanego i wyciętego lasu, a na szlaku masa błota.



Pierwotnie planowałem zrobić sobie postój na Magurze Witowskiej, aby zjeść przyniesiony z sobą prowiant, lecz odechciało mi się przesiadywać dłużej w takim miejscu. Zacząłem schodzić szlakiem, aż dotarłem do Polany Przysłop - leśnej polany tuż przed Witowskim Przysłopem - gdzie atmosfera do urządzenia sobie pikniku była dużo przyjemniejsza.


Kolejna godzina wędrówki sprowadziła mnie do Witowa, początkowo drogą gruntową a następnie drogą wyłożoną betonowymi płytami. A w Witowie zastałem to, co szczególnie urzeka mnie w podhalańskich wsiach, czyli kapliczki i tradycyjne domy:



Witów wcale nie był końcem mojej trasy - najlepsze dopiero miało się zacząć :) Skierowałem moje kroki na czarny szlak, którym przeszedłem przez osadę Kojsówka, a następnie asfaltową drogą, łagodnym podejściem przez las do Płazówki - malutkiej wioseczki otoczonej lasami na Paśmie Gubałówki. Wędrówkę lasem urozmaicały stacyjki Drogi Krzyżowej, które mijałem w regularnych odstępach na tym odcinku.



Gdy wyszedłem z lasu na łąki otaczające Płazówkę moim oczom ukazał się wspaniały widok Tatr, które stopniowo odsłaniały się spod dotychczas wiszącymi nad nimi gęsto chmurami.


Widziałem również wcześniej zdobytą Magurę Witowską:


Minąłem ostatnie kilka stacji Drogi Krzyżowej, ustawione na ścianach tradycyjnych domów z drewnianych bali:


A oto zabytkowy kościół p.w. św. Anny, do którego Droga Krzyżowa doprowadza:


W Płazówce szlak opuścił asfalt i rozpoczął nieco bardziej stromą wspinaczkę przez łąki aż do skraju lasu na zboczach Płazowskiego Wierchu. Panoramy roztaczające się z tych łąk były zachwycające!



Po nieco mniej ciekawym, zalesionym i słabo oznakowanym odcinku, nastąpiła kolejna megaciekawa część szlaku, przez Mietłówkę - obszar rozległych polan z rewelacyjnymi widokami na Tatry.



Czarny szlak z Witowa na Gubałówkę przeplata panoramiczne odcinki przez polany z zalesionymi. I tak po przejściu przez Mietłówkę znów trochę podreptałem po leśnych dróżkach, aż wyszedłem na kolejną polanę, przy przysiółku Butorów.


W tym miejscu zrobiłem sobie małą improwizację i zamiast iść prosto czarnym szlakiem na Gubałówkę, skręciłem w prawo na drogę pozaszlakową, by po kilku minutach dojść do zielonego szlaku Kiry-Gubałówka, którym szedłem 3 grudnia ubiegłego roku w całkowicie odmiennych warunkach. Udałem się tym szlakiem na Butorowy Wierch. Podczas tamtej zimowej wycieczki miałem wokół siebie "mleko" i nie było mi dane zobaczyć żadnych widoków z tego szczytu. Tym razem mogłem się przekonać, jak wyglądają panoramy stamtąd: nieco ograniczone przez obecność licznych drzew oraz przez infrastrukturę kolejki krzesełkowej, lecz wciąż malownicze, z wyróżniającym się masywem Giewontu.


Jeszcze bardziej ciekawiło mnie, jak będą się prezentować panoramy z Gubałówki, która była następnym punktem na mojej trasie. Nie zawiodły mnie - były wspaniałe. 



Szkoda tylko, że ciężko było uchwycić widok na Tatry stamtąd bez wchodzących w kadr obiektów turystycznych czy samych turystów, których kręciła się tam masa. Zgiełk, tłok, mnogość budek oraz straganów z pamiątkami i jedzeniem - to wszystko powodowało, że po dniu spędzonym w większości na bardzo ustronnych i spokojnych (za wyjątkiem Doliny Chochołowskiej i Cichej Doliny Orawskiej) szlakach, poczułem się nieco nieswojo w takim "królestwie komercji". Bez żalu opuściłem to miejsce, schodząc czerwonym szlakiem po asfaltowej drodze w kierunku Furmanowej. Wkrótce miałem Gubałówkę za sobą.


Przed Furmanową czerwony szlak krzyżuje się z niebieskim z Nowego Bystrego do Zakopanego. Skręciłem w prawo na ten szlak i rozpocząłem ostatni etap mojej wycieczki, czyli zejście do rozłożonego w dole miasta. Początkowo minąłem kilka zabudowań, przy jednym z których mogłem zobaczyć kilka klasycznych ludowych rzeźb:


Dalej schodziłem rzez las, a potem przez polanę, z której mogłem ujrzeć kolejny - i zarazem ostatni tego dnia - piękny widok na Tatry.


Na sam koniec czekało mnie jeszcze krótkie, nieco stromsze zejście ścieżką przez lasek w pobliżu torów kolejki na Gubałówkę, aż wraz z zapadnięciem zmroku dotarłem do jej dolnej stacji, wokół której - podobnie jak przy górnej - kwitła komercja i kręciło się mnóstwo ludzi.


Choć moja trasa nie wiodła przez żadne wyższe partie Tatr, odczuwałem spore zmęczenie - w końcu jakby nie patrzeć byłem na nogach od ponad 11 godzin. Miałem tylko siły na to, aby zjeść kolację, wrócić do schroniska i wkrótce potem położyć się spać. Wiedziałem, że muszę wyspać się przed kolejnym dniem, kiedy to czekała mnie kolejna wędrówka po niewysokich szczytach, lecz bardzo długa i widokowa - z Poronina do Zdziaru. Według mojej mapy mogłem się spodziewać co najmniej kolejnych 11 godzin wędrówki i miałem trochę obaw o to, czy na pewno dam radę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz