piątek, 5 grudnia 2014

30.11 Żurawnica i Jasień

Trasa: Stryszawa – Gancarzyczki – Górki Kukowskie – Podoły – Krzeszów – Żurawnica – Gołuszkowa Góra – Żmijowa – Koźle – Jasień – Sucha Beskidzka

Ostatnio coraz częściej ciągnie mnie w Beskid Makowski i wschodnią część Beskidu Małego, w okolicach Suchej Beskidzkiej. Dotychczas rzadziej odwiedzałem te okolice ponieważ miałem do nich dalej z Bielska-Białej. Teraz jednak, po okresie ponad roku mieszkania na Podbeskidziu, mam już „obłażoną” znaczną część Beskidu Śląskiego i Żywieckiego, podczas gdy obszary dalej na wschód są mi nadal dość mało znane. W niedzielny poranek więc po raz drugi w ciągu trzech dni wsiadłem w busa jadącego do Suchej Beskidzkiej. Nie dojechałem nim jednak aż do miasta, tylko wysiadłem w poprzedniej miejscowości – Stryszawie. Razem ze mną wysiadł mój przyjaciel Sean, który dał się namówić na wycieczkę w góry. Mieliśmy w planach trasę nieco zagmatwaną, kluczącą po mało znanych zakamarkach Beskidu Makowskiego i Małego, docelowo jednak prowadzącą przez szczyt Żurawnicy i kończącą się w centrum Suchej Beskidzkiej.

Pierwszy etap naszej wędrówki przebiegał czarnym szlakiem dydaktycznym, tzw. „szlakiem widoków”. Przekroczyliśmy nim potok Stryszawkę, oglądając przy tym pierwszy tego dnia widok – na Lipską Górę:


Przez kolejną godzinę wędrowaliśmy szlakiem bardzo łatwym i przyjemnym, który wije się wśród pól, łąk i pagórków, oferując sympatyczne widoki na okoliczne wzniesienia.


Przy jednym z mijanych przez nas gospodarstw pojawił się również element rzeźbiarstwa ludowego:


Doszliśmy do szosy Stryszawa-Krzeszów, gdzie ścieżka dydaktyczna skręca w lewo, w stronę Krzeszowa. My jednak poszliśmy w przeciwną stronę, by po około dziesięciu minutach wędrówki skręcić w drogę gruntową, która mijając osadę Podoły zakręca ponownie w stronę Krzeszowa i dociera do wsi od strony południowo-wschodniej. Na tej drodze było dużo błota, lecz poza tym nie nastręczała ona jakichkolwiek trudności. Widoczność tego dnia do najlepszych nie należała, ale przynajmniej niebo przejaśniało się coraz bardziej.


I tak oto przez łąki i niewielkie wzniesienia dotarliśmy do obrzeży Krzeszowa, gdzie skręciliśmy w prawo na zielony szlak prowadzący na Żurawnicę. Raptem krajobraz znacząco się zmienił. Wystarczyło podejść dosłownie kawałeczek wyżej, na wysokość 650 m n.p.m, abyśmy znaleźli się powyżej granicy mrozu, na wysokości na której przez ostatnią dobę cały czas panowała temperatura poniżej zera. I od tego miejsca towarzyszyły nam pięknie oszronione drzewa, które oświetlało coraz śmielej wychodzące zza chmur słońce.


Zagłębiając się w las porastający zbocza Żurawnicy, wkroczyliśmy jakby w inny świat, w którym panowała zamiast jesieni zima. Ziemia i drzewa były opatulone warstewką śniegu. Słońce wyszło w pełni, rozświetlając las, sprawiając że szło się niczym w jakiejś bajce.


Atmosfery magii i mistycyzmu temu obszarowi dodawała obecność potężnych skał, które ni stąd ni zowąd pojawiły się przy ścieżce.


Może nie było to najbezpieczniejsze przy panujących tam śliskich warunkach, lecz Sean i ja wdrapaliśmy się na te skały i rozpoczęliśmy sesyjkę fotograficzną ;)



W końcu magiczną Żurawnicę (724 m n.p.m) zostawiliśmy za sobą, a następny w kolejce do zdobycia był kolejny szczyt porośnięty oszronionym lasem: Gołuszkowa Góra (715 m n.p.m).


Po zejściu z Gołuszkowej Góry opuściliśmy królestwo zimy i weszliśmy z powrotem w jesień. Obraliśmy kierunek na Zembrzyce czerwonym szlakiem, mijając łąki i rzadkie zabudowania. Ciekawostkę stanowiła figura przy jednym z domostw: ciekawe na co zbiera kasę? :)


Przy osadzie Koźle opuściliśmy czerwony szlak i zeszliśmy do Suchej Beskidzkiej niebieskim szlakiem rowerowym. Musieliśmy bardzo uważać aby się nie zgubić, gdyż ten szlak był słabiej oznaczony od pieszego. Po dywanie opadłych, wilgotnych liści schodziliśmy wśród leśnej ciszy po stokach góry Jasień, aż ścieżka sprowadziła nas bezpośrednio do parku w Suchej Beskidzkiej. Weszliśmy do niego, mijając ruiny fortyfikacji. Po raz pierwszy mogliśmy oglądać suski zamek, znajdujący się w samym środku parku:


Park był pusty i cichy, mieliśmy go sami dla siebie. Zatrzymaliśmy się chwilę żeby się nacieszyć tą samotnością i spokojem, po czym ruszyliśmy dalej na ostatnie pięć minut naszej trasy. Wychodząc z parku i przekraczając Stryszawkę oraz tory kolejowe, doszliśmy prosto pod karczmę „Rzym”, znaną wszystkim z poezji Adama Mickiewicza. Oczywiście nie było innej opcji jak zatrzymać się w tej sławnej jadłodajni na obiad. Akurat trwał tam festiwal gęsiny i było dużo dodatkowych opcji z tym mięsem na karcie dań. Zjedliśmy pierogi z gęsiną, które były wprost fenomenalne!


Powyżej zdjęcie z wnętrza karczmy „Rzym”. Dobrze było się tam zatrzymać i ogrzać nieco z dobrym jedzeniem i ciepłą herbatą, gdyż dzień był zimny, i mimo świecącego słońca po pięciu godzinach wędrówki byliśmy zziębnięci. Po obiedzie przeszliśmy na pobliski przystanek autobusowy, na który akurat podjechał dalekobieżny PKS z Zakopanego do Bielska-Białej. Zazwyczaj przejażdżka autobusem tej linii przyniosłaby mi sentymentalne myśli o Tatrach spod których przyjechał, jednak nie tym razem – byłem zanadto zadowolony z właśnie zakończonej wycieczki po Beskidach, które może nie są aż tak imponujące jak Tatry, lecz również są przepiękne :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz