poniedziałek, 15 grudnia 2014

13.12 Sarnia Skała i Siklawica

Trasa: Zakopane – Dolina Białego – Czerwona Przełęcz – Sarnia Skała – Czerwona Przełęcz – Siklawica – Strążyska Polana – Dolina Strążyska – Zakopane

Po fatalnym tygodniu marzyłem tylko o tym żeby uciec z Bielska-Białej jak najdalej i na weekend oderwać się od tamtejszej rzeczywistości... Stąd decyzja o wyjeździe w Tatry, która naprawdę pomogła. Dwa dni spędzone w tych przepięknych górach pomogły mi odstresować się, nabrać optymizmu, i chociaż częściowo zapomnieć o sprawach które ostatnio dawały mi w kość. Miałem na ten wyjazd przesympatyczne towarzystwo mojej koleżanki Sabriny, która również ostatnio nie miała najlepszego okresu... Myślę że ten weekend dużo dał nam obojgu :)

Przyjechaliśmy do Zakopanego o 11 rano w sobotę i od razu ruszyliśmy z dworca PKS w stronę gór. Przechodząc przez Równię Krupową mieliśmy kapitalny widok na Giewont.


Naszym celem było przejście przez Dolinę Białego na Sarnią Skałę. Zależało nam, aby zdążyć zakończyć trasę przed wcześnie zapadającym o tej porze roku zmrokiem, więc szybko przeszliśmy przez centrum Zakopanego pod skocznię narciarską, Wielką Krokiew. Stamtąd przeszliśmy kawałek Drogą pod Reglami i wkrótce znaleźliśmy się u wylotu Doliny Białego. Ta dolina zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie – moim zdaniem to jedna z najpiękniejszych tatrzańskich dolin. Dróżka wije się pomiędzy ciekawymi formacjami skalnymi, a wędrowcom towarzyszy cały czas łagodny, kojący szum strumienia.


Końcowy odcinek żółtego szlaku przez Dolinę Białego wymaga nieznacznej wspinaczki, trawersując zbocza Igły. Tutaj nieco wędrówkę utrudniał nam lód na ścieżce. Myślę że jeszcze kilka dni wcześniej zastalibyśmy tam znacznie więcej śniegu, jednak ostatnie ciepłe dni zrobiły swoje – śnieg topi się w ciągu dnia, a nocami znów zamarza, co stwarza nieco niebezpieczne warunki. Ślizgaliśmy się dość często, raz nawet zjechałem po ścieżce na pupie ;) Ale ostatecznie doczołgaliśmy się do skrzyżowania z Ścieżką nad Reglami, którą udaliśmy się w stronę Czerwonej Przełęczy, a następnie odnogą szlaku na Sarnią Skałę. Z tej perspektywy przypomina mi ona nieco jakiegoś gada czołgającego się na brzuchu ;)


Będąc poprzednim razem w tych stronach, 27 września, niskie chmury uniemożliwiły mi zobaczenie czegokolwiek. (Jeśli popatrzycie na tamtą relację, zobaczycie że jest to zdecydowanie najuboższy w zdjęcia wpis na tym blogu.) Tym razem widoczność była perfekcyjna. Dzięki halnemu, który oczyścił powietrze, mieliśmy dalekie widoki na wszystkie strony. Od południowego wschodu na Tatry Wysokie:


Od wschodu na Krokiew:


A wchodząc na Sarnią Skałę, od północy rozciągało się pod nami Zakopane i całe Podhale. Przy tak świetnej widoczności mogliśmy zobaczyć nawet Gorce.


Widzieliśmy całe Pasmo Gubałówki... a w tle Babią Górę, wyraźną jak nigdy.


Zbliżenie na Babią Górę (po prawej) oraz Pilsko (po lewej):


Na szczycie Sarniej Skały było istne lodowisko. „Drogę przez mękę” na szczyt wynagrodził nam widok Kominiarskiego Wierchu:


Ale oczywiście z Sarniej Skały najlepsze widoki są na Giewont.



Droga powrotna z Sarniej Skały na Czerwoną Przełęcz nie była zejściem a raczej zjazdem :) Nasz dalszy odcinek wędrówki, czyli z Czerwonej Przełęczy do Strążyskiej Polany, również z racji oblodzenia do łatwych nie należał. Po zejściu do Strążyskiej Polany zaliczyliśmy jeszcze króciutki szlak żółty do wodospadu Siklawica. Z formacjami lodowymi po obu stronach wodospad prezentował się naprawdę uroczo.



Powróciliśmy na Strążyską Polanę, nad którą góruje masywny Giewont:


A potem, ponieważ zaczynało się ściemniać, zeszliśmy Doliną Strążyską do Zakopanego, gdzie wieczór spędziliśmy dreptając po Krupówkach, słuchając góralskiej muzyki i spożywając baaardzo smacznego jedzenia ;) Po czym udaliśmy się do ośrodku wypoczynkowego, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg, i już o 20 padliśmy na łóżka i spaliśmy twardo, by następnego dnia wstać pełni chęci do życia i gotowi na dalsze przygody :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz