poniedziałek, 20 lipca 2020

29.06 Luboń Wielki

Trasa: Mszana Dolna - Glisne - Przełęcz Glisne - Luboń Wielki - Śmietanowa - Rabka-Zdrój - Chabówka

Muszę nadrobić tu na blogu zaległości z wyjazdu na przełomie czerwca i lipca do Rabki-Zdrój, bo jest ich naprawdę sporo! Po dwóch dniach w Gorcach 25-26 czerwca, kolejne dwa dni musiałem spędzić w naszej kwaterze na pracy zdalnej, podczas gdy moi mili towarzysze bliżej poznawali Rabkę-Zdrój oraz odwiedzali Tatry. Ale już następnego dnia, w poniedziałek, zaczynałem pracę dopiero późnym popołudniem, co dawało wystarczająco czasu na poranną górską wycieczkę. Na to samo popołudnie zapowiadano gwałtowne burze, tak więc plan był jasny: ruszamy na szlak jak najwcześniej rano, aby się wyrobić przed załamaniem pogody oraz abym zdążył do pracy.

Pierwszym tego poranka busem, o 6:30, pojechaliśmy do Mszany Dolnej, skąd zamierzaliśmy czerwonym szlakiem wejść na Luboń Wielki, a potem zejść do Rabki zielonym szlakiem. Nasz punkt startowy był przy kościele p.w. Miłosierdzia Bożego w Mszanej Dolnej:


To była wyjątkowa dla mnie wycieczka, ponieważ zapuszczałem się w tereny dotychczas kompletnie mi nieznane, i po raz pierwszy w życiu ruszałem na szlak w Beskidzie Wyspowym. Jak widać po etykietach na moim blogu, prawie wszystkie moje beskidzkie wędrówki były w Beskidzie Śląskim, Żywieckim i Małym, więc Wyspowy to zupełna nowość :) Ale prędko miałem z Beskidem Wyspowym nadrobić zaległości, ponieważ w ciągu tygodnia wybrałem się na Luboń Wielki aż trzy razy! :) Każda z tych wycieczek była piękna, ale najwięcej emocji na pewno towarzyszyło tej pierwszej, gdy odkrywałem magię tej góry po raz pierwszy.

Czerwony szlak opuścił Mszanę Dolną dość szybko i wkrótce znaleźliśmy się wśród typowo wiejskich krajobrazów, z łąkami, polami uprawnymi, pojedynczymi gospodarstwami, i oczywiście charakterystycznymi dla Beskidów kapliczkami.


Pierwsze półtorej godziny naszej wędrówki prowadziło po bardzo łatwym terenie, z niewielkimi przewyższeniami, a jedynym utrudnieniem było gdzieniegdzie błoto. Jakże ogromny kontrast z tym, co czekało nas potem... Ale póki co mogliśmy iść spokojnie i podziwiać malownicze panoramy na otaczające nas szczyty Beskidu Wyspowego.




Wędrówka wśród złotych łanów zbóż...


Panorama Lubonia Wielkiego szczególnie się wyróżniała. Widać na tym zdjęciu wyraźnie, jak bardzo wystaje ponad okolicę i jak stroma jest jego północna ściana, po której niebawem mieliśmy się wspinać...


Zanim dotarliśmy do tego morderczego podejścia, mieliśmy jeszcze do pokonania łatwy i niemal płaski odcinek asfaltowy przez urokliwą wieś Glisne:


Na Przełęczy Glisne zeszliśmy z asfaltu i skierowaliśmy się na polną drogę, mając za sobą widok na Szczebel:


A Luboń Wielki z tej perspektywy prezentował się tak niewinnie...


Ale to były tylko pozory: wkrótce potem rozpoczęliśmy jedno z najstromszych podejść, z jakimi kiedykolwiek miałem do czynienia w Beskidach. Taka zabłocona stromizna, że nie wyobrażam sobie zejścia po niej (z dwojga złego lepiej podchodzić nią, tak jak my uczyniliśmy). Ulga była ogromna, gdy wdrapaliśmy się na szczyt Lubonia Wielkiego. Znajduje się tam schronisko o dość charakterystycznym kształcie (trochę mi przypomina domek Baby Jagi z bajki), a także maszt nadawczy.



Ogólnie na tym Luboniu są oryginalne klimaty. Po zachodniej stronie schroniska natrafiliśmy na takie tajemnicze rzeźby:



Ale przede wszystkim nie można przejść obojętnie obok panoram z szczytu, które przede wszystkim po północnej stronie są rozległe i piękne.



Byliśmy na szczycie zupełnie sami (w ogóle przez całą drogę z Mszanej Dolnej nie spotkaliśmy na szlaku żywej duszy) i chętnie byśmy długo się tam wylegiwali, ale przestraszyły nas SMS-y od Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, które przyszły na nasze komórki ostrzegając o gwałtownych burzach. Zaczęliśmy więc zejście do Rabki-Zdrój, zielonym szlakiem. Ten szlak był, szczerze mówiąc, trochę nudnawy, dopóki nie wyszliśmy z lasu na obszar łąk na obrzeżach Rabki. Tam oczekiwały na nas zarówno ładne widoki, jak i ładne kapliczki.




Ostatni odcinek szlaku, przez dzielnice Rabki do centrum, dłużył się niemiłosiernie w upale i duchocie. Burza dosłownie wisiała w powietrzu. Pierwsza ulewa złapała nas jeszcze w drodze pomiędzy centrum Rabki i naszą kwaterą na obrzeżach Chabówki, ale na szczęście szybko przeszła. Dużo bardziej gwałtowna burza przeszła godzinę później, ale na szczęście wtedy byliśmy już bezpieczni w naszym apartamencie i mogliśmy podziwiać spektakl natury na spokojnie :) A następny dzień miał już być wolny od burz, więc mogliśmy bez obaw szykować kolejne górskie plany :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz