czwartek, 23 lipca 2020

02.07 Hala Krupowa

Trasa: Zubrzyca Górna - Przełęcz Zubrzycka - Wielka Polana - Hala Krupowa - Okrąglica - Przełęcz Malinowe - Bystra - Jordanów

W czwartek 2 lipca minął równo tydzień, odkąd przyjechałem do Rabki-Zdrój. Mimo że w większość z tych dni musiałem pracować, udało mi się spędzić duży kawał czasu na górskich szlakach. Po tym tygodniu czułem się niesamowicie odprężony psychicznie i w o niebo lepszej formie fizycznej. Ten jeden tydzień normalnie zdziałał u mnie cuda. Pozostały mi jeszcze trzy dni pobytu w górach, przy czym już w żadnym z nich nie musiałem pracować - więc mogłem w pełni poświęcić je na górskie wyprawy!

Jak na złość, akurat na czwartek prognozy pogody przewidywały burze przez cały dzień, w tym szczególnie gwałtowne po południu. Ale prognozy to jedno, a rzeczywistość co innego: w praktyce to wyglądało bardzo mało prawdopodobnie, żeby miało przez cały dzień padać i grzmieć. Ale jakaś burza zdawała się nieunikniona. Dlatego zaplanowałem sobie taką trasę, która miała po drodze dwa punkty w których mógłbym się bezpiecznie schować przed ewentualną burzą: schronisko na Hali Krupowej oraz wieś Bystra. A tymczasem okazało się, że nie musiałem się chronić ani tu ani tam, ponieważ burza przyszła dopiero po moim powrocie do Rabki-Zdrój.

Mimo wszystko sam początek wycieczki nie był najprzyjemniejszy, ponieważ od rana było pochmurno i słabo padało. Odziany w kurtkę przeciwdeszczową wysiadłem z busa na przystanku Zubrzyca Górna Zimna Dziura: tym samym, gdzie 12 września ubiegłego roku rozpocząłem moją ostatnią górską wędrówkę zanim zostałem na stałe mieszkańcem Warszawy. I tak samo jak wtedy poszedłem asfaltową drogą do Przełęczy Zubrzyckiej, lecz zamiast skręcić tam na niebieski szlak poszedłem dalej asfaltem do osady Wielka Polana, gdzie ma swój początek czarny szlak na Halę Krupową. Na tej trasie nie było ciekawych widoków, za to wyjątkowo mnie urzekła jedna z minionych po drodze kapliczek. (Szkoda tylko, że pisownia "figórę" na napisie trochę raziła.)


Czarny szlak chyba nie jest zbyt popularny (mimo że jest najkrótszą trasą dojściową na Halę Krupową), ponieważ zwłaszcza przez pierwszą połowę był trochę zarośnięty. Całe szczęście, że ubrałem krótkie spodenki, ponieważ gdybym ubrał długie spodnie byłyby kompletnie mokre po przejściu przez takie długie trawy. Druga połowa szlaku prowadziła szerszymi drogami gruntowymi, ewidentnie dużo wykorzystywanymi przez leśników. Z tych dróg miałem po lewej stronie panoramę Policy:


Pogoda zaczęła się wyraźnie poprawiać, gdy doszedłem na Halę Krupową.




W efekcie mogłem być świadkiem pięknego spektaklu, jak poniżej mnie niskie deszczowe chmury rozrzedzają się, stopniowo odsłaniając panoramy podgórskich dolin.



Poszedłem na drugie śniadanie do schroniska. Przy wejściu zastałem przypomnienie, jakie to szczególne znaczenie ma trasa przez Halę Krupową. Zresztą to z tego właśnie powodu moja poprzednia wizyta w tym schronisku wypadła dnia 9 września 2018, czyli w 40 rocznicę ostatniej górskiej wycieczki Karola Wojtyły zanim został wybrany papieżem.


W schronisku byłem jedynym turystą: w ogóle niesamowite było to, że przez całą wyprawę nie spotkałem ani jednego turysty na szlaku! Posilony pyszną jajecznicą, ruszyłem w dalszą drogę. Teraz miałem do zaliczenia spory odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego od Hali Krupowej do Jordanowa. Okazał się dość mocno zalesiony, ale bardzo przyjemny. W jednym miejscu, za Okrąglicą, doszło do znacznej wycinki lasu i tam mogłem oglądać bardzo rozległe panoramy na południe. Nie wykluczam, że przy mniejszej ilości chmur byłoby stąd widać Tatry.



Na Przełęczy Malinowe zastałem pomnik upamiętniający smutne dzieje tego obszaru...


Po długim lecz łagodnym zejściu przez las, wyszedłem z niego na łąki pod Bystrą przy coraz słoneczniejszej pogodzie. Po przejściu przez Bystrą, ostatni odcinek do Jordanowa wiódł głównie przez łąki i pola. Panowała na nich atmosfera typowa dla leniwego letniego popołudnia.



Dotarłem do Jordanowa o 15:30, w samą porę na busa do Rabki-Zdrój. Żal mi było kończyć tak wcześnie wycieczkę, ponieważ szło się tego dnia tak wyjątkowo przyjemnie, a po zapowiadanych burzach nie było w ogóle śladu... Korciło mnie, by kontynuować dalej Głównym Szlakiem Beskidzkim na piechotę do Rabki, czyli przedłużyć wycieczkę o kolejne 4 godziny. Ale bardzo dobrze, że tego nie zrobiłem, ponieważ pomiędzy 17 i 18 pogoda nagle się załamała i przyszła gwałtowna burza. Kolejny raz miałem przypomnienie, jak nagle warunki na obszarach górskich potrafią się zmienić... Na całe szczęście to miała być ostatnia burza podczas mojego pobytu w Rabce-Zdrój i nie musiałem się przejmować burzami, planując moje trasy na ostatnie dwa dni :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz