środa, 22 lipca 2020

01.07 Luboń Wielki przez Perć Borkowskiego

Trasa: Chabówka - Rabka-Zdrój - Grzebień - Skalisne - Zaryte - Perć Borkowskiego - Luboń Wielki - Surówki - Rogowcówka - Rabka-Zdrój - Chabówka

Kolejny dzień pobytu w Rabce-Zdrój i kolejna wyprawa w góry - już bez moich kompanów z Warszawy, ale za to z kolegą z Bielska-Białej, który przyjechał w odwiedziny. W przeszłości byłem z nim na niejednej ciekawej górskiej wyprawie (m.in. na absolutnie epickiej wyrypie przez Tatry Zachodnie 27.08.2018), ale nie byłem z nim w górach od ponad roku, więc super było znów ruszyć z nim na szlak. Wybraliśmy na naszą wycieczkę bardzo ciekawą i dość wymagającą trasę: żółty szlak na Luboń Wielki, prowadzący tzw. Percią Borkowskiego, czyli unikatową na skalę Beskidów percią prowadzącą przez gołoborza i skały. W polskich Karpatach ciężko znaleźć podobne "ekstremalne" warunki poza Tatrami.

Wycieczka zaczęła się jednak bardzo niewinnie i "lajtowo", od spaceru czarnym szlakiem z centrum Rabki-Zdroju do dzielnicy Zaryte przez Grzebień, łagodne wzniesienie na zachodnim krańcu Gorców. Na początek przeszliśmy przez śliczny Park Zdrojowy w centrum miasta, pełny kwiatów, a także z szczególnie pięknym pomnikiem Ojca Świętego.


Idąc dalej przez miasto minęliśmy bardzo oryginalną fontannę:


Po nieco dłużącym się asfaltowym odcinku ulicą Poniatowskiego do wschodnich obrzeży Rabki, wreszcie opuściliśmy miejskie zabudowania i rozpoczęliśmy wędrówkę przez gorczańskie łąki i lasy. Czarny szlak przez Grzebień był trochę słabo oznakowany, ale przyjemny i bardzo malowniczy, z widokami zarówno w głąb Gorców, jak i na oczekującego na nas Lubonia Wielkiego.



Po zejściu do osady Skalisne nastąpił kolejny nieco nudny odcinek po asfalcie, do mostku przekraczającego rzekę Rabę. Potem wąska ścieżka przez pola, przejście przez linię kolejową z Chabówki do Nowego Sącza, i... znów asfalt, tym razem wzdłuż szosy z Rabki-Zdrój do Mszany Dolnej. Nie szło się najprzyjemniej, ale na szczęście po niedługim czasie mogliśmy skręcić żółtym szlakiem na północ, opuścić ruchliwe drogi i rozpocząć główne podejście tej wycieczki. Zanim weszliśmy do lasu mogliśmy nacieszyć się typowym pięknem Beskidów, czyli zielonymi wzgórzami oraz uroczymi kapliczkami.



Po wejściu do lasu szlak stał się znacznie bardziej stromy i wspinaliśmy się dość ostro do góry, aż wreszcie w mniej więcej trzech czwartych drogi na szczyt osiągnęliśmy "odcinek specjalny" po Perci Borkowskiego. Choć mam lęk wysokości, nie odczuwałem go na tym szlaku prawie wcale, ponieważ ekspozycja była znikoma. Trzeba było jednak bardzo uważać, aby nie zgubić szlaku i aby nie postawić źle nogi, ponieważ szliśmy po bardzo niestabilnym podłożu, a szlak niknął wśród wielkich skalnych rumowisk. Klimaty doprawdy jak z Tatr, a nie z Beskidów.



Powyżej gołoborza mogliśmy podziwiać rozległą panoramę Gorców z Tatrami w tle.


Duże głazowisko mieliśmy za sobą, ale to wcale nie był koniec emocji: następnie mieliśmy do pokonania odcinek z sporą ilością wspinaczki skalnej. Nie sprawiała nam ona jednak większych trudności.


Sama końcówka podejścia na Luboń Wielki znów była przyjemną i łatwą wędrówką przez las. Na szczycie było bardzo dużo turystów - w odróżnieniu od poniedziałku, kiedy przy identycznie słonecznej pogodzie było pusto. Pewnie dlatego, że potencjalnych wędrowców w poniedziałek odstraszyła prognoza gwałtownych burz, a w środę żadnych takich zapowiedzi nie było więc można było z spokojem zaplanować dłuższą wycieczkę. My też chętnie byśmy spędzili w górach nawet cały dzień, ale niestety nie miałem takiej możliwości, ponieważ musiałem późnym popołudniem być obecny w mojej kwaterze do pracy zdalnej. Dlatego czas trochę naglił, więc po krótkim postoju na szczycie i zrobieniu paru fotek ruszyliśmy w dalszą drogę.


Nasz pierwotny plan zakładał przejście niebieskim szlakiem aż do Jordanowa, ale zorientowałem się że wtedy nie zdążyłbym do pracy, więc musiałem z żalem poprosić mojego towarzysza abyśmy skrócili trasę. Dlatego odbiliśmy od niebieskiego szlaku na polanie Surówki i zeszliśmy stamtąd ścieżkami pozaszlakowymi do Rabki-Zdrój. Szlak na odcinku do polany Surówki był głównie zalesiony, ale minęliśmy jeden punkt z widokami na Szczebel, a także jedno smutne miejsce, w którym w 1985 roku doszło do katastrofy śmigłowca: lecąc zbyt nisko, rozbił się w lesie pod Luboniem Wielkim i niestety dwuosobowa załoga zginęła.



Z polany Surówki roztaczała się przepiękna panorama na praktycznie całe Tatry. Zdecydowanie warto było przyjść tu zamiast od razu schodzić z Lubonia Wielkiego do Rabki.


W życiu nie dalibyśmy rady przejść taki długi odcinek poza szlakiem bez zgubienia się, gdyby nie aplikacja mapa-turystyczna.pl na naszych telefonach. Wskazywała nam naszą dokładną lokalizację oraz wszystkie pozaszlakowe ścieżki na stokach Lubonia Wielkiego bardzo szczegółowo. Dzięki temu mogliśmy bez zabłądzenia przejść długi odcinek przez las, aż wreszcie wyszliśmy z niego na północ od Rabki. Mimo że byliśmy poza szlakiem i w odludnym terenie, ku naszemu zaskoczeniu zastaliśmy na obrzeżach lasu wiatę z stołem piknikowym. Idealne miejsce, aby zatrzymać się, zjeść nasz prowiant i odpocząć, mając przed sobą panoramę Rabki-Zdrój, a w tle Tatry.


Ostatni odcinek zejścia do Rabki prowadził przez łąki i obfitował w rozległe panoramy, między innymi w głąb Beskidu Wyspowego.


Na sam koniec niestety znów mieliśmy do pokonania bardzo długi i nudny asfaltowy odcinek przez zabudowania, ulicą Sądecką. Nic ciekawego, poza jednym punktem: zabytkowym drewnianym kościołem, w którym dziś mieści się muzeum etnograficzne.


I tak oto zatoczyliśmy koło i znaleźliśmy się z powrotem w Rabce-Zdrój. Dzień stawał się coraz gorętszy, temperatura dobijała do 30 stopni, więc może lepiej że w tym momencie zakończyliśmy naszą wędrówkę. Ale to wcale nie był koniec moich górskich przygód, bo do wyjazdu do Warszawy miałem jeszcze całe trzy dni do wykorzystania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz