wtorek, 27 września 2022

17.09 Hala Rysianka

Trasa: Żabnica - Koziorka - Hala Rysianka - Sopotnia Wielka Kolonia

Zaczyna się jesień, czyli moim subiektywnym zdaniem najpiękniejsza pora roku w górach, więc w najbliższych tygodniach będę starał się jeździć w nie jak najczęściej :) Pierwsza okazja nadarzyła się już w weekend 17-18 września, gdy pojechałem do Bielska-Białej aby spotkać się z Iloną, znajomą z dawnej pracy która teraz mieszka w Szkocji, a która często towarzyszyła mi podczas moich pierwszych beskidzkich przygód w latach 2013-2014. Niestety tym razem nie udało nam się pójść wspólnie w góry, ale przynajmniej mi udało się zaliczyć jedną dłuższą wyprawę w sobotę oraz dwie krótsze w niedzielę i poniedziałek.

W sobotę ruszyłem w Beskid Żywiecki, aby po raz pierwszy od trzech lat udać się na moją ukochaną Rysiankę. Trasa była dość prosta: wejście z Żabnicy Kamiennej, zejście do Sopotni Wielkiej Kolonii. Aby nie iść wyłącznie po znanych mi szlakach, na początek wycieczki troszeczkę urozmaiciłem sobie trasę: zamiast z pętli autobusowej iść od razu zielonym szlakiem na wschód, poszedłem na południe drogą asfaltową, która później przeszła w szutrową. Trawersując południowe stoki pasma Lipowskiej, zatoczyłem tą drogą półkole i dołączyłem nią do zielonego szlaku na wschód od Żabnicy. Czy warto przedłużyć sobie w taki sposób trasę? Jeśli ktoś szuka widoków to niekoniecznie, bo nie ma ich na tej drodze zbyt wiele, poza dosłownie paroma punktami (np. na poniższym zdjęciu). Za to idąc tamtędy można poczuć dziką atmosferę Beskidu Żywieckiego i nacieszyć się górską ciszą.


Poszedłem dalej zielonym szlakiem, który wspinał się dość ostro do góry. W pewnym momencie zastałem taki oto znak wskazujący obejście, więc poszedłem za nim... i potem lekko straciłem orientację, bo żadnych dalszych znaków nie było. Gdy doszedłem do kolejnego skrzyżowania ścieżek, wybrałem taką która by mnie doprowadziła jak najszybszą trasą z powrotem do szlaku. Nie wiem w jakim celu to obejście było wyznaczone, zwłaszcza że od drugiej strony nie było żadnych informacji o nim.


Ostatnia część podejścia zielonym szlakiem była szczególnie klimatyczna, prowadząc po wijącej się leśnej ścieżce, z kilkoma punktami po drodze z widokami na Romankę.


Jeszcze lepsze widoki na Romankę były z Hali Pawlusiej oraz z końcowego podejścia na Halę Rysianka po trasie Głównego Szlaku Beskidzkiego. Znam te widoki dobrze, ale nie widziałem ich od kilku ładnych lat, więc cudownie było móc znów podziwiać je.



Gdy dotarłem na moją ulubioną beskidzką halę (chyba mogę dać Rysiance takie miano), akurat zza chmur odrobinkę wyjrzało słońce, co sprawiło że góry od razu nabrały troszkę kolorów. Mogłem podziwiać przed sobą Pilsko w całej okazałości:


Charakterystyczny widok na Orawę (znany zwłaszcza z Rysiankowej kamerki internetowej) został odrobinę zeszpecony przez nowo zainstalowane panele słoneczne - szkoda, ale przynajmniej te panele zostały postawione w szczytnym celu ochrony środowiska, więc nie będę za bardzo narzekał.


Rzut okiem na budynek schroniska, zanim udałem się do środka na obiad:


Po obiedzie (podczas którego miałem okazję odbyć rozmowę z sympatyczną grupą chłopaków z Górnego Śląska) zacząłem kierować się w dół niebieskim szlakiem. Trawy na hali coraz śmielej nabierały rudawych jesiennych kolorów...


O zalesionej trasie w dół do Sopotni Wielkiej Kolonii nie mam wiele do napisania, poza tym że uwielbiam klimat na niej :) Już blisko końca trasy, gdy szlak skierował mnie na asfaltową drogę, niespodziewanie spotkałem jednego z moich ulubionych bohaterów z dzieciństwa :)


Dotarłem na przystanek autobusowy w Sopotni Wielkiej Kolonii cały zadowolony, że przybyłem akurat w samą porę na busa do Żywca - do jego odjazdu zostało jeszcze 7 minut. Ale czas odjazdu minął, minuty upływały, a bus wciąż nie nadjeżdżał... Chyba jakieś fatum wisi nad okolicą Rysianki, bo to nie pierwszy raz gdy zostałem tam na lodzie z powodu busów-widmo - w relacjach z 01.02.2014 i 26.04.2019 możecie przeczytać o moich poprzednich przebojach... Godzinę później wciąż czekałem, zaczynało się ściemniać i robiło się okropnie zimno. Wreszcie w desperacji pomachałem do przejeżdżającego samochodu - którego kierowca i pasażerka, sympatyczna para z Katowic, na szczęście zgodzili się mnie zabrać. Dzięki temu dojechałem szczęśliwie do Żywca, a przy okazji jeszcze zawarłem nowe znajomości :) Jacek i Agnieszka - dziękuję serdecznie za okazaną mi pomoc!

Po kolacji w Żywcu pojechałem na nocleg do Bielska-Białej. Rozpadał się tej nocy solidny deszcz, przez co niepokoiłem się o moje górskie plany na następny dzień... ale jak się okazało, wcale nie było tak źle ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz