poniedziałek, 30 września 2019

09.09 Z Suchej Beskidzkiej do Zawoi

Trasa: Sucha Beskidzka - Semikówka - Przełęcz Przysłop - Smyraki - Arcygłówka - Przełęcz Kolędówki - Przełęcz Opaczne - Wełcza - Mylne Młaki - Zawoja Mosorne

Na przełomie pierwszej i drugiej dekady września musiałem jeszcze jeden raz pojechać do Bielska-Białej, aby zabrać stamtąd do Warszawy już dosłownie ostatnie rzeczy, których nie dałem rady przewieźć ani podczas mojej wyprowadzki w połowie lipca, ani podczas "drugiej tury" przeprowadzki w połowie sierpnia. I podobnie jak przy okazji tej "drugiej tury", tak i tym razem skorzystałem z sposobności, aby jeszcze kilka dni powędrować po moich ukochanych górach. Tak więc w poniedziałek 9 września wybrałem się na spacer po Beskidach, we wtorek i środę odwiedziłem Tatry, a w czwartek już naprawdę ostatni raz udałem się na beskidzkie szlaki przed powrotem do Warszawy. Poniedziałek był jedynym z tych dni, podczas którego pogoda średnio się udała, co trochę wpłynęło na mój odbiór tej wycieczki, ale mimo wszystko było fajnie :)

W Warszawie pogoda totalnie załamała się już w niedzielę, kiedy lało przez cały dzień. W poniedziałek wczesnym rankiem, tuż po moim przyjeździe na Podbeskidzie, nad regionem przeszła gwałtowna burza. Przyjechałem busem do Suchej Beskidzkiej wkrótce po jej przejściu, kiedy wszystko ociekało wodą, a góry spowiły mgły. Niezbyt optymistyczny prognostyk na dość długą beskidzką wyprawę... ale mimo wszystko niezrażony ruszyłem w góry. Już na samym początku trasy, na ulicy Piłsudskiego, przywitał mnie legendarny smok Kicek, który być może (osobiście w to wątpię) stoi za nazwą miejscowości Sucha Beskidzka, albo inaczej Sucha Bez Kicka :)


Pierwszy etap mojej trasy to przejście asfaltową ulicą Górską przez Sumerówkę i Bucałówkę do Semikówki, gdzie dołączyłem do niebieskiego szlaku. Na tym odcinku przy niskim zachmurzeniu specjalnych widoków nie uświadczyłem, za to nie brakowało tam ładnych kapliczek. Niestety wyszły mi zdjęcia tylko czterech z nich - fotki pozostałych, może ze względu na siąpiący deszcz, wyszły rozmazane :(





Baca chroniący się pod parasolem i przemoknięte owieczki...


Podczas mojego przejścia niebieskim szlakiem aż do skrzyżowania z czerwonym, a następnie za czerwonymi znakami do Przełęczy Przysłop, cały czas chwile z przebłyskami słońca przeplatały się z kolejnymi przelotnymi opadami. Starałem się jak mogłem, ale ciężko w takich warunkach o dobre zdjęcia... i znów zamiast panoram musiałem zadowolić się głównie fotografowaniem kapliczek.






Docelowo zamierzałem dojść na Jałowiec. Zamiast jednak po raz kolejny iść żółtym szlakiem od Przełęczy Przysłop, postanowiłem kontynuować czerwonym w stronę Zawoi, a potem w osadzie Smyraki skręcić w prawo na szlak rowerowy, dojść nim na chwilę do zielonego szlaku pomiędzy Przełęczą Kolędówki i Zawoją, a potem skręcić kolejnym szlakiem rowerowym w kierunku północnym i dołączyć do żółtego szlaku poniżej Arcygłówki. Taki wariant trasy okazał się naprawdę ładny, choć ze względu na słabe oznakowanie szlaku rowerowego musiałem pilnować, aby się na nim nie zgubić. Akurat właśnie w tym okresie słońce wyszło na trochę dłużej i mogłem nareszcie naoglądać się ładnych, typowo beskidzkich widoków...




… oraz kolejnych ładnych, typowo beskidzkich kapliczek :)





Takie tam sielankowe widoki na żółtym szlaku w okolicach Arcygłówki...


Słońce coraz mocniej przygrzewało, ale zarazem robiło się coraz bardziej duszno. Przeczuwałem - i prognozy potwierdzały - że poranna burza nie będzie jedyną tego dnia. Ostatecznie, ze względu na obawy powiązane z pogodą, powziąłem decyzję o ewakuacji w dół jeszcze przed osiągnięciem szczytu Jałowca. Skręciłem poniżej szczytu na niebieski szlak, który sprowadził mnie do Zawoi Wełczy. Schodząc tym szlakiem przez las, w kilku prześwitach mogłem dostrzec coraz to groźniej wyglądające chmury. Chyba decyzja o wcześniejszym zejściu była właściwa.


Poniższe zdjęcie wykonałem już w pobliżu Wełczy. Niebo wyglądało tak, jakby miało lunąć, i chwilę później rzeczywiście tak się stało.


Ulewę przeczekałem w wiacie przystanku autobusowego w Wełczy. Problem w tym, że nie mogłem znaleźć tam żadnych informacji o jakichkolwiek busach stamtąd... więc to chyba był taki "przystanek-widmo". Aby dotrzeć do transportu publicznego, musiałem iść dalej. Gdy deszcz zelżał, poszedłem przed siebie szosą, kontynuując wędrówkę niebieskim szlakiem, który niebawem przeszedł na kolor czarny. Przejście przez Wełczę w zasadzie szczególnie ciekawe nie było, ale zauważyłem tam jedną rzecz dającą do myślenia ;)


Po dłuższym asfaltowym odcinku wśród zabudowań Wełczy, czarny szlak skręcił na drogę gruntową i wprowadził mnie do lasu. Rozpocząłem umiarkowanie strome podejście do Mylnych Młaków. To właśnie na tym odcinku usłyszałem grzmoty kolejnej burzy. Przyspieszyłem kroku, aby jak najszybciej znaleźć się ponownie w "cywilizacji". Dotarłem do osady Mylne Młaki, którą poprzednim razem (14 lipca) odwiedziłem w bardzo podobnych okolicznościach, przy krążącej po okolicach burzy. Opuściłem czarny szlak i skręciłem na drogę gruntową, która wkrótce potem przeszła w asfaltową, i sprowadziła mnie przez osady Kijakowa, Pięciakowa, Kąkolowa i Bębny Górne do Zawoi, a konkretnie do przystanku autobusowego przy punkcie początkowym niebieskiego szlaku na Mosorny Groń. Droga ta, mimo licznych zabudowań, powinna oferować sporo widoków w kierunku pasma Policy, ale w czasie gdy nią szedłem wszystkie panoramy zostały przykryte deszczowymi chmurami (przynajmniej już nie grzmiało). W takich warunkach mogłem jedynie zadowolić się kolejnymi zdjęciami lokalnych dekoracji.


Rozpadało się na dobre, więc ulgą było zobaczyć przystanek autobusowy, a jeszcze większą wsiąść do ciepłego i wygodnego busa jadącego do Suchej Beskidzkiej. Mimo wszystko uznaję wyprawę za udaną - przez sporą jej część niebo wstrzymało się z deszczem, na szlakach nie było absolutnie nikogo, a mijane przeze mnie przysiółki z tradycyjnymi kapliczkami i innymi dekoracjami naprawdę miały klimat. Już brakuje mi takiego klimatu w stolicy... W Beskidach tempo życia jest zupełnie inne, a urocze miejsca, przez które szedłem owego poniedziałku, są doskonałym tego przykładem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz