piątek, 30 sierpnia 2019

17.08 Z Kościeliska na Halę Ornak

Trasa: Kościelisko - Rysulówka - Kiry - Dolina Kościeliska - Hala Ornak - Dolina Kościeliska - Kiry - Obrochtówka - Górkówka

Jeśli czytaliście już trochę tego bloga to na pewno wiecie, że lubię korzystać z każdej okazji, żeby odwiedzić Tatry :) Kilkudniowy pobyt w Bielsku-Białej, aby zabrać stamtąd mój dobytek do Warszawy, był właśnie taką okazją. Spokojnie mogłem sobie pozwolić na to, aby oprócz załatwiania wszystkich ważnych spraw w Bielsku-Białej jeszcze wyskoczyć na kilka dni w Tatry. Jednak właśnie ze względu na wyżej wspomniane sprawy mogłem wyjechać w kierunku Zakopanego dopiero po południu, a do stolicy Tatr przyjechałem kilka minut po 16:00. O tak późnej porze to niestety zbyt wielkiego pola manewru nie miałem, jeśli chodzi o wędrówki po Tatrach. Miałem czas jedynie na symboliczny wypad do Doliny Kościeliskiej, a do tego musiałem maszerować bardzo szybko, żeby się wyrobić przed zmrokiem. Ale muszę powiedzieć, że to była świetna rozgrzewka przed dłuższymi wyprawami w kolejnych dniach.

Jako punkt początkowy mojej trasy wybrałem przystanek przy kościele p.w. św. Kazimierza Królewicza w Kościelisku-Szeligówce. Najpierw pomaszerowałem asfaltową drogą do Rysulówki, gdzie dołączyłem do zielonego szlaku prowadzącego do Kir i Doliny Kościeliskiej. Drogę Szeligówka-Rysulówka znałem przedtem tylko z przejeżdżania tamtędy busami, więc dobrze było tym razem przejść ten odcinek na piechotę i móc do woli fotografować piękne panoramy Tatr...


...niekiedy "urozmaicone" wariacjami na temat tradycyjnej podhalańskiej architektury...


Dotarłem do Doliny Kościeliskiej o 17:30, kiedy to wszyscy turyści oczywiście szli w przeciwnym kierunku do mojego.


Nie przejmując się tym, co mogą myśleć o samotnym wędrowcu idącym w górę doliny o tak późnej porze, ruszyłem żwawo w kierunku schroniska na Hali Ornak i dotarłem tam niemal równo godzinę później.


Szybka fotosesyjka na Hali Ornak...


I już ruszam z powrotem do Kir - jakoś miałem tak pełno energii, że właściwie to był trening marszobiegu. Zatrzymałem się tylko dwa razy: raz aby wykonać poniższe zdjęcie, a drugi na prośbę kilkuosobowej grupy młodych ludzi, którzy niestety byli bardzo mocno upici (słychać było ich śmiechy i wrzaski na kilometr) i w swoim stanie intoksykacji najwyraźniej uznali, że będzie bardzo zabawnie poprosić kolejnych przechodzących turystów, w tym mnie, o zrobienie im zdjęć (chociaż mieli problemy z utrzymaniem się na nogach, aby do nich zapozować). Długi wakacyjny weekend niestety sprowadził w Tatry również takich "turystów"...


Po powrocie do Kir akurat starczyło czasu, żeby przed zachodem słońca jeszcze zrobić małą "eksplorację" nowej dla mnie trasy. Poszedłem dalej tą samą drogą, którą przybyłem do Kir parę godzin temu, czyli zielonym szlakiem Kościelisko-Kiry, lecz w Groniu przy ośrodku biathlonowym skręciłem w lewo na drogę prowadzącą do osady Obrochtówka. Przedłużeniem tej drogi była ścieżka, którą doszedłem do drogi przez Górkówkę i Roztoki - przejeżdża tamtędy bus linii nr 58 pomiędzy Zakopanem i Doliną Chochołowską, i to właśnie tym busem miałem zamiar wrócić do Zakopanego.

Droga przez Obrochtówkę miała sporo do zaoferowania pod względem widoków - zarówno w stronę Tatr Zachodnich, jak i na pasmo Gubałówki.




Mając jeszcze kilkanaście minut do odjazdu busa, poszedłem drogą do Górkówki, mijając dwa przystanki i zatrzymując się dopiero na trzecim. Zdawało mi się trochę podejrzane, że nie widziałem busa jadącego w przeciwną stronę, do Siwej Polany - wszak według rozkładu miał jechać tam kilka minut po 20:00 i dopiero potem wracać przez Górkówkę około 20:20-20:25. No i rzeczywiście, rozkładowy czas odjazdu minął a żadnego busa nie było widać, ani w jednym kierunku ani w drugim. Najwyraźniej coś z tym busem było nie tak... Tymczasem zapadła noc... Już się szykowałem, aby iść dalej drogą do Szeligówki, czyli do punktu startowego mojej trasy, skoro stamtąd odjeżdża do Zakopanego znacznie więcej linii. Ale właśnie wtedy z jednej z posesji przy przystanku wyjechał samochód - intuicyjnie zamachałem do kierowcy i poprosiłem go o podwiezienie mnie kawałek. Miłe starsze małżeństwo w aucie akurat właśnie jechało na zakupy do Szeligówki, więc było im po drodze żeby mnie tam podwieźć. Stamtąd już nie było żadnego problemu z złapaniem busa do Zakopanego. No i tak minęła sobotnia wieczorna "przebieżka" po Dolinie Kościeliskiej - nazajutrz, w niedzielę, szykowały się poważniejsze wyzwania pod względem kondycyjnym, a w poniedziałek także pod względem technicznym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz