środa, 27 marca 2019

03.03 Filipka i Stożek Wielki

Trasa: Jablunkov - Filipka - Stożek Wielki - Łabajów - Mrozków - Wilcze - Istebna

Po sobotnich Tatrach, w niedzielę przyszedł czas na trasę bliżej domu. I tak jednak była dość "egzotyczna", ponieważ przebiegała częściowo przez terytorium Czech, a także wybrałem się w obszar Beskidu Śląskiego w okolicach Istebnej, którego dość rzadko odwiedzam lecz zarazem uwielbiam - chyba przede wszystkim na porastające góry wokół Istebnej lasy ogromnych świerków, które tworzą na tamtejszych szlakach niesamowity klimat. I bardzo klimatycznie było również tym razem, mimo nie najlepszej pogody.

Początkowa część mojej trasy była całkiem podobna do tej z 10.02.2018, czyli z stacji kolejowej w Jablunkovie na Stożek Wielki, a następnie w dół do Łabajowa, z tym że wtedy poszedłem szlakiem z dzielnicy Radvanov, a tym razem ruszyłem na szlak o kolorze żółtym bezpośrednio przy dworcu kolejowym i poszedłem nim najpierw na Filipkę, a dopiero potem na Stożek Wielki. Żółty szlak to świetny sposób na szybkie wydostanie się z miasta w góry. Idąc asfaltową drogą spod dworca bardzo szybko zyskuje wysokość, a już wkrótce rozpoczynają się panoramy na Beskid Śląsko-Morawski.


Panoramy te jednak nie utrzymują się długo, ponieważ szlak dość szybko wchodzi do lasu i prowadzi przez niego przez większość drogi na Filipkę, poza jednym punktem widokowym.


Ostatnie podejście na Filipkę (762 m n.p.m) było dość strome. Sam szczyt jest zalesiony i pozbawiony widoków, a wyróżnia go głównie obecność poniższego kamienia:


Jednak wystarczy zejść kawałeczek południowym stokiem góry, by od razu zrobiło się znacznie bardziej panoramicznie.



Skierowałem się na południowy-wschód czerwonym szlakiem, wobec którego nie miałem zbyt wielkich oczekiwań, a tymczasem okazał się całkiem widokowy i przy lepszych warunkach pogodowych pewnie prezentowałby się jeszcze piękniej.



Dołączyłem do żółtego szlaku, którym wchodziłem na Stożek Wielki podczas ubiegłorocznej zimowej wyprawy. Podobnie jak wtedy miałem trochę problemów na odcinku tuż przed granicą z Polską, ponieważ szlak był bardzo wąski i bardzo słabo przetarty, a po lewej stronie opadała znaczna stromizna. Naprawdę nietrudno byłoby zsunąć się po niej w dół w takich warunkach. Na szczęście jednak doszedłem cały i zdrowy do granicy tuż poniżej szczytu Stożka Wielkiego, a potem od razu przeszedłem na zielony szlak sprowadzający w dół do Łabajowa. Widoki z racji chmur były trochę ograniczone, ale i tak znacznie lepsze niż rok temu, kiedy to pokonywałem ten odcinek we mgle.




Gdy szlak na dobre opuścił las, zauważyłem tabliczkę wskazującą, że skręcając w prawo można dojść do "parkingu nr 1". Spoglądając w dół zauważyłem tenże parking. Postanowiłem wypróbować ten wariant trasy, co może przy panujących wówczas warunkach nie było najfortunniejszym pomysłem - zamiast schodzić wygodną trasą szlaku, musiałem schodzić wąską, słabo przetartą ścieżynką po umiarkowanie stromym stoku. Ale dotarłem do parkingu i skierowałem się asfaltową drogą w dół, by powrócić do trasy zielonego szlaku w Łabajowie. Stąd już niedaleko asfaltem do stacji kolejowej Wisła Głębce i końca trasy...

A właśnie że nie! Mając jeszcze kilka godzin światła dziennego do dyspozycji (dopiero dochodziła 14:30), postanowiłem pójść na eksplorację obszaru pomiędzy Łabajowem a Istebną. Przecinają go dwa szlaki: niebieski, którym nigdy nie szedłem, oraz czerwony z Kiczor na Kubalonkę, którym szedłem raz (02.11.2014) i kompletnie nic nie widziałem z powodu niskiego zachmurzenia. Miałem więc sporo motywacji, aby spróbować w końcu zobaczyć coś więcej z tego obszaru. Tak więc w Łabajowie skręciłem w prawo na asfaltową drogę, która poprowadziła mnie w górę aż do niebieskiego szlaku przy osadach Mraźnica i Mrozków. Na polanie, na której znajdują się należące do nich domostwa, czekały na mnie kolejne ładne widoki:


Dalszą część mojej trasy trochę ciężko opisać, ponieważ nie trzymałem się szlaków, tylko szedłem na chybił trafił w kierunku południowym z odchyleniem na wschód. Przeciąłem czerwony szlak poniżej góry Beskid i trafiłem na dość szeroką leśną drogę, która sprowadziła mnie prosto w dół w kierunku Istebnej. Pierwszym budynkiem, do którego dotarłem po wyjściu z lasu, była leśniczówka, nieopodal której leży staw - wciąż jeszcze zamarznięty:


Ostatni odcinek mojej trasy był szczególnie ciekawy. Trafiłem na ścieżkę dydaktyczną o nazwie "Beskidzka Ścieżka Planetarna", którą przeszedłem przez osadę Wilcze. Jest ona położona dość wysoko, na wschodnich stokach Tokarzonki, i roztaczają się z niej rozległe widoki:


Okolica ta jest ciekawa przede wszystkim dlatego, że znajduje się w niej dom słynnego himalaisty, Jerzego Kukuczki, w którym dziś znajduje się poświęcona jemu izba pamięci. Żałowałem, że nie miałem czasu zwiedzić tego obiektu - jednak zmrok oraz godzina odjazdu mojego autobusu z Istebnej nieuchronnie się zbliżały, a do tego i tak zwiedzanie muzeum jest możliwe tylko po wcześniejszym umówieniu się telefonicznie z żoną świętej pamięci himalaisty. Trzeba będzie kiedyś tam wrócić.



Trasa Beskidzkiej Ścieżki Planetarnej sprowadziła mnie w dół wśród zabudowań, a następnie prostą jak strzała drogą przez gęsty las potężnych świerków - czyli właśnie przez ten rodzaj lasu, który jest tak charakterystyczny dla okolic Istebnej i którego, jak wcześniej wspomniałem, tak bardzo lubię:


Na sam koniec mojej trasy czekało mnie jeszcze trochę przygód, ponieważ Beskidzka Ścieżka Planetarna nie trzyma się asfaltu aż do samej Istebnej, tylko skręca w prawo na leśną ścieżkę. Nie była ona w ogóle przedeptana, a zarazem ciężko mi było oszacować, jak głęboki jest na niej śnieg. Okazało się, że miejscami jest go niewiele, a miejscami jest go po kolana - i skutek był taki, że co kilkanaście/kilkadziesiąt kroków nagle się zapadałem... Oczywiście już po paru minutach takiego typu wędrówki miałem przemoczone buty i spodnie. Z ulgą dostrzegłem na horyzoncie kolejną asfaltową drogę, którą prowadzi trasa zielonego szlaku, i bez dalszej zwłoki skierowałem się nią prosto do przystanku autobusowego na głównej szosie w Istebnej.

Jeśli doświadczamy jakichś niewygód to pamiętajmy, że zawsze może być gorzej. Moje mokre spodnie i buty to pestka w porównaniu z problemami, jakich musiał doświadczyć jakiś nieszczęśnik, który (zapewne w styczniu, tuż przed największymi opadami śniegu tej zimy) zaparkował na jednym z istebniańskich parkingów...


Po dość pochmurnym dniu, rozpogodziło się akurat gdy wyjeżdżałem autobusem z Istebnej. Szkoda, że słońce nie mogło wyjść trochę wcześniej, gdy byłem na szlaku, ale z drugiej strony lepiej późno niż wcale - i dzięki temu rozpogodzeniu mogłem zobaczyć panoramy z drogi Istebna-Kubalonka-Wisła w pełnej okazałości. Od przeszło czterech lat nie jechałem tą drogą i wspaniale było sobie przypomnieć, jak piękne są z niej widoki. Uważam mieszkańców Trójwsi Beskidzkiej za szczęściarzy, że mogą nią jeździć na codzień (chociaż sami zainteresowani pewnie powiedzieliby inaczej, zwłaszcza gdy trzeba w porze zimowej pokonywać liczne serpentyny na tej drodze - o tym, że nie jest wtedy łatwo w tej okolicy, świadczy chociażby powyższe zdjęcie...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz