wtorek, 26 marca 2019

02.03 Dolina Jarząbcza

Trasa: Kościelisko - Staszelówka - Roztoki - Siwa Polana - Dolina Chochołowska - Polana Chochołowska - Dolina Jarząbcza - Polana Chochołowska - Dolina Chochołowska - Siwa Polana

Często, gdy zrywam się bladym świtem aby wsiadać w autobus bądź pociąg do Zakopanego - czy to z Bielska-Białej, czy z Czeskiego Cieszyna, czy też (jak w tym przypadku) z Krakowa - zastanawiam się, po co to robię i po co katuję się w ten sposób. Ale gdy dojeżdżam do Zakopanego i widzę zbliżające się szczyty Tatr, zawsze wiem, że warto :) A gdy na dworcu w Zakopanem wsiadam w busa dowożącego na szlak razem z innymi górołazami, to zawsze przechodzi mnie dreszczyk emocji który, z całym szacunkiem, jest większy niż przed jakąkolwiek beskidzką wyprawą.

Tak było i tym razem. Ekscytacja rosła z każdym kilometrem zbliżania się do Tatr, a gdy wysiadłem z busa w Kościelisku byłem w swoim żywiole. Przede wszystkim w obliczu zapierającej dech w piersiach panoramy gór - ale nie tylko. Uwielbiam regionalną architekturę w miejscowościach u stóp Tatr, a zwłaszcza w Kościelisku jest sporo przykładów typowo podhalańskich budynków. Szczególnie spodobał mi się kościół parafialny p.w. św. Kazimierza Królewicza, znajdujący się nieopodal przystanku na którym wysiadłem.


Z centrum Kościeliska ruszyłem w kierunku Doliny Chochołowskiej, która była moją "bazą wypadową" tego dnia. Zacząłem jednak wyprawę już w Kościelisku, aby nacieszyć oczy widokami na Tatry z tych bardzo malowniczych okolic. Skierowałem się na ulicę Staszelówka, prowadzącą przez osadę o tej samej nazwie. I od razu zrobiło się bardzo widokowo:




Zszedłem do kolejnej osady, Roztoki, w której z racji niższego położenia panorama Tatr nie jest aż tak rozległa, ale wciąż jest urocza.


Idąc dalej lokalnymi dróżkami doszedłem do wylotu Doliny Chochołowskiej, a po kolejnych kilkunastu minutach drogą asfaltową do Siwej Polany. Zapłaciłem za bilet wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego i ruszyłem w głąb doliny. Przy rewelacyjnych warunkach pogodowych zarówno szczyty Tatr przede mną, jak i pasmo Gubałówki za mną, prezentowały się ślicznie.



Wędrówka przez Dolinę Chochołowską w sezonie letnim często kojarzy mi się z nudami i chęcią jak najszybszego wydostania się z niej - albo na tatrzańską grań, albo na Siwą Polanę. Jednak zimą, o czym wspomniałem w relacjach z 7 stycznia i 9 grudnia ubiegłego roku, wszystko wygląda zupełnie inaczej i ta dolina staje się dla mnie sama w sobie bardzo atrakcyjna. Niech poniższe zdjęcia poświadczą o tym, czemu tak jest:






Kolejnym pozytywnym aspektem tej wędrówki było to, że w Dolinie Chochołowskiej było znacznie mniej turystów niż w sezonie letnim. Mijali mnie tylko sporadyczni wędrowcy oraz parę razy górale na saniach.


Dotarłem na Polanę Chochołowską, która zawsze ma swój niepowtarzalny klimat, a szczególnie zimą. Szkoda tylko, że akurat w tym czasie poprzednio błękitne niebo zachmurzyło się.


Poszedłem zielonym szlakiem do schroniska, ale wszedłem tylko na chwilę, by skorzystać z toalety. Potem skierowałem się na krótki czarny szlak przez środek Polany Chochołowskiej, kierując się w stronę mojego głównego celu: Szlaku Papieskiego w Dolinie Jarząbczej. Nie było mnie w tej dolinie od baaardzo dawna (a dokładniej od 20.09.2014) i bardzo chciałem zobaczyć, jak wygląda zimą. Zanim jednak do niej doszedłem, minąłem śliczną kaplicę p.w. św. Jana Chrzciciela oraz nacieszyłem oczy panoramą Kominiarskiego Wierchu, która należy do moich ulubionych w całych Tatrach.



Dolina Jarząbcza, jako główny punkt programu, absolutnie nie zawiodła. Nie spotkałem w niej ani jednego człowieka(!), panowała w niej całkowita cisza i spokój, a widoki były niczym żywcem wyjęte z najpiękniejszych baśni.








W taki spokojny sposób, oddając się kontemplacji, dotarłem do końca Szlaku Papieskiego. Byłem nieco zaskoczony, gdy zobaczyłem że na sam koniec Szlak Papieski opuszcza trasę czerwonego szlaku i skręca w lewo na kilkaset metrów. A więc chyba Jan Paweł II musiał na koniec swojej pamiętnej wędrówki w 1983 roku zejść ze szlaku - oj niegrzeczny był ten Papież ;) Ta końcówka Szlaku Papieskiego doprowadza nad brzeg potoku, gdzie znajduje się głaz oraz drewniana rzeźba, obie upamiętniające wizytę Ojca Świętego w tym miejscu.



Czułem szczególną wdzięczność, że dane mi było iść śladami tej szczególnej wędrówki Ojca Świętego po tym, jak w poprzednią niedzielę byłem na nazwanej jego imieniem i często przez niego odwiedzanej górze, a w jeszcze poprzednią w Watykanie na modlitwie prowadzonej przez Papieża Franciszka. Całkowita cisza na szlaku sprzyjała temu, aby również w drogę powrotną na Polanę Chochołowską spędzić na modlitwie i na różnych rozważaniach. Idąc w tą stronę, im bardziej zbliżałem się do Polany Chochołowskiej, tym lepszy był widok na Kominiarski Wierch, nad którym znów pokazało się więcej błękitnego nieba.


Ledwo wróciłem na Polanę Chochołowską gdy jak na złość chmury ponownie zakryły niebo. Ale widoki i tak były piękne, gdy ponownie przeszedłem czarnym szlakiem przez polanę, mijając kaplicę i kierując się do schroniska.



W schronisku zatrzymałem się, aby zjeść mój ulubiony "Deser Chochołowski" (szarlotka z śmietaną i jagodami) po czym... już trzeba było wracać. Skierowałem się w dół doliny zielonym szlakiem, na którym oczywiście o takich cudownych pustkach jak w Dolinie Jarząbczej nie mogło być mowy, ale i tak było dużo spokojniej niż w sezonie turystycznym. Dopiero dochodząc do Siwej Polany zauważyłem znaczne ożywienie na drodze, gdy minął mnie cały pochód sań wypełnionych turystami - łącznie było tych sań kilkanaście! Niezła musi być frajda z wycieczki w głąb Tatr w takiej formie, szkoda tylko że to pewnie trochę kosztuje. Ostatecznie nie żałuję, że użyłem własnych nóg do pokonania Doliny Chochołowskiej zamiast skorzystać z usług górali.

Na Siwej Polanie moja trasa się zakończyła. I - jak wspomniałem na początku tego wpisu - tak jak za każdym razem dojeżdżam do Zakopanego z stale wzrastającym podekscytowaniem, tak za każdym razem, z tym razem włącznie, wyjeżdżałem z Zakopanego z żalem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz