piątek, 27 lipca 2018

16.07 Świnicka Przełęcz

Trasa: Brzeziny - Psia Trawka - Hala Gąsienicowa - Świnicka Przełęcz - Liliowe - Hala Gąsienicowa - Przełęcz Między Kopami - Hala Gąsienicowa - Czarny Staw Gąsienicowy - Hala Gąsienicowa - Psia Trawka - Brzeziny

Na drugi dzień pobytu w Tatrach pierwotnie miałem w planach Lodową Przełęcz, ale zniechęciły mnie prognozowane jeszcze przed południem ulewne deszcze i burze. Z perspektywy czasu trochę tej decyzji żałuję, ponieważ kilka dni później szlak przez Dolinę Jaworową na Lodową Przełęcz został zniszczony przez ulewy, teraz jest zamknięty i podobno usuwanie szkód może potrwać nawet do przyszłego roku. Więc będę musiał chyba trochę zaczekać, nim będę mógł zaliczyć ten szlak... Wracając do poniedziałku, w obliczu niepewnych prognoz postanowiłem pozwiedzać trochę okolice Hali Gąsienicowej, ponieważ wciąż zostało mi tam trochę ciekawych tras do zaliczenia w wyższych partiach Tatr, lecz zarazem znacznie łatwiej w tym rejonie ewakuować się do schroniska w razie burzy, niż z Lodowej Przełęczy.

Na początek postanowiłem sprawdzić, jak wygląda czarny szlak z Brzezin na Halę Gąsienicową poza sezonem zimowym, gdyż dotychczas szedłem nim tylko w śniegu. I muszę powiedzieć, że wrażenie na mnie zrobił nie najlepsze. Idzie się cały czas po takich "kocich łbach" - drodze z nieregularnie rozłożonych większych i mniejszych kamieni, po których kroczenie absolutnie nie jest wygodne. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej idzie się tym szlakiem w zimie.


Powyżej górnej granicy lasu, na Hali Gąsienicowej, stało się jasne, że w wyższych partiach Tatr raczej niewiele tego dnia zobaczę...



Mimo wszystko, będąc z natury optymistą, pomaszerowałem dalej, kierując się na szlak, którego do tej pory nie miałem jeszcze okazji zaliczyć: czarny z Zielonej Doliny Gąsienicowej na Świnicką Przełęcz. Idąc nim mijałem liczne stawy rozsiane po tej okolicy.



Jeszcze lepszy widok na stawy był z właściwego podejścia na Świnicką Przełęcz.


Ten odcinek szlaku był w ogóle niesamowicie widokowy. Bardzo mi się spodobał.




Troszeczkę obawiałem się końcowego odcinka przed przełęczą, ponieważ czytałem kiedyś że jest tam trochę niebezpieczne miejsce. Dlatego poczułem pewną ulgę, gdy zobaczyłem że tuż przede mną idzie czwórka turystów - trzech mężczyzn i jedna kobieta. Dogoniłem ich i poprosiłem, żebym mógł przyłączyć się do nich, na co od razu się zgodzili. Wkrótce potem weszliśmy w chmury, przez co momentalnie zrobiło się wokół nas "mleko" i nic nie było widać. Tym bardziej się cieszyłem, że pokonuję trudniejszy odcinek w towarzystwie tej grupki. Cała czwórka, która przyjechała na urlop w Tatry z Ostrołęki, była bardzo sympatyczna. Zaczęliśmy miłą rozmowę i... nim się obejrzeliśmy, już byliśmy na przełęczy! Moja reakcja wyglądała następująco: "Co??? To już tutaj?!" Serio mówię, że naprawdę żadnego niebezpiecznego miejsca na tym odcinku nie zauważyłem, a przecież w wyższych partiach Tatr naprawdę nietrudno, żeby jedno odrobinkę bardziej problematyczne miejsce mnie przestraszyło! Jako przykład mogę podać chociażby moją blokadę psychiczną na Polskim Grzebieniu dwa tygodnie wcześniej... Mogę więc z czystym sumieniem powiedzieć, że na podejściu na Świnicką Przełęcz naprawdę nie ma się czego bać.

Niestety na przełęczy nie było widać totalnie nic oprócz kilku górskich kozic wyłaniających się z mgły...


Na domiar złego zaczęło w tym momencie padać. Trójka turystów z Ostrołęki postanowiła mimo trudnych warunków iść na Świnicę, natomiast ja i czwarty turysta - Tomek - absolutnie nie chcieliśmy podejmować takiego ryzyka. Podjęliśmy więc decyzję, że ja z Tomkiem pójdziemy razem na Liliowe, ja stamtąd zejdę na Halę Gąsienicową, a on pójdzie dalej na Kasprowy Wierch i tam zaczeka na resztę ekipy.

W towarzystwie Tomka szło się dużo raźniej po kamienistej grani, która bardzo szybko stała się naprawdę śliska w coraz mocniej padającym deszczu. Tylko na moment się przejaśniło:


Na Liliowym pożegnałem się z Tomkiem i rozpocząłem zejście na Halę Gąsienicową. Już po kilku minutach znalazłem się poniżej pułapu chmur, a po następnych kilku przestało padać. A potem nawet całkiem się przejaśniło. Efekt był piorunujący:




Gdy schodziłem do Doliny Stawiańskiej niebo nawet się przetarło na grani, którą szedłem zaledwie pół godziny wcześnie. Co za pech, że stało się to dopiero teraz i ominęły mnie widoki stamtąd!


Kościelec wyłonił się spod chmur na dłuższy czas. Ci, którzy akurat wtedy na nim przebywali, mieli niezłego farta:



Było zaledwie południe, a mój apetyt na wędrówki wcale nie był zaspokojony i miałem ochotę jeszcze dużo połazić. Postanowiłem więc, że następnie pójdę pooglądać widoki z Przełęczy między Kopami. Ruszyłem na nią, robiąc zdjęcie "kultowej" panoramy Hali Gąsienicowej.


Gdy doszedłem na przełęcz, widziałem że nad Giewontem pogoda była ładna:


Ale od strony Zakopanego sunęła w moją stronę chmura z ścianą deszczu i musiałem bardzo szybko się wycofać z powrotem na Halę Gąsienicową.



Oczywiście ulewa mnie złapała, nim dotarłem do schroniska. Przypomniałem sobie moją pierwszą wizytę na Hali Gąsienicowej, 14 czerwca 2014 roku, kiedy to na tym samym odcinku okrutnie zlał mnie deszcz. Tak samo jak wtedy poszedłem szybko do Murowańca, ogrzałem się, zjadłem co nieco, przeczekałem ulewę, a następnie ruszyłem w dalszą drogę. Teraz postanowiłem spontanicznie odwiedzić Czarny Staw Gąsienicowy. W drodze na niego warunki zrobiły się wprost bajeczne.




Była to moja czwarta wizyta nad Czarnym Stawem Gąsienicowym. Jeszcze nigdy nie było nad nim tak pięknie.





Cudowna pogoda zachęciła mnie, abym spróbował swoich sił na żółtym szlaku na Skrajny Granat. Ochoczo ruszyłem na niego i rozpocząłem wspinaczkę przez piętro kosodrzewiny. Wkrótce miałem pod sobą staw, któremu tego dnia chyba bardziej należało się miano zielonego niż czarnego.


Niestety niebo znów zaczęło się chmurzyć, a co gorsza dobiegł mnie dźwięk kilku odległych grzmotów. Nie było najmniejszego sensu ryzykować. Wróciłem czym prędzej na Halę Gąsienicową. Gdy zbliżałem się do Murowańca, rozpoczęła się burza. Grzmotów było niewiele, błysków żadnych, ale deszczu cała masa. Lało przez ponad godzinę. Wykorzystałem ten czas, aby zjeść obiadokolację w schronisku (jedzenie tam jest drogie, ale przepyszne!), a gdy około 17:30 opady deszczu nareszcie złagodniały, zabrałem się za zejście z gór. Najszybszą i najłatwiejszą trasą do zejścia w takich warunkach była ta, którą tego poranka wszedłem na Halę Gąsienicową, czyli czarnym szlakiem do Brzezin. Po raz drugi tego dnia przeszedłem ten odcinek po niewygodnych kamieniach i kilka minut po 19 wsiadłem do busa w Brzezinach. Na dworze wciąż padało, na przemian mocniej i słabiej, a prognozy na kolejne dni były bardzo złe, co sprawiało, że zacząłem poważnie się martwić, czy zrealizuję moje plany nazajutrz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz