środa, 29 kwietnia 2015

26.04 Klimczok, Szyndzielnia i Olszówka Dolna

Trasa: Szczyrk – Sanktuarium Na Górce – Siodło Pod Klimczokiem – Klimczok – Szyndzielnia – Przełęcz Dylówki – Olszówka Górna – Olszówka Dolna – Cygański Las

Trasa tej wycieczki może wyglądać na banalną, ale zapewniam że wcale taka nie była. Sam jestem sobie jednak tego winien, ustalając sobie na ten weekend następujący grafik: w sobotę pobudka o 5:30, długa wycieczka na Muńcuł w Beskidzie Żywieckim (opis w poprzednim poście), długa gra w koszykówkę wieczorem, cała noc tańczenia w klubie, a w niedzielę kolejna wycieczka w góry. Oczywiście musiało to się źle skończyć. Dodatkowym czynnikiem źle wpływającym na mnie była tego dnia parna i duszna pogoda, zbierająca się na burzę. Mimo wszystko niedzielna wycieczka w góry była bardzo udana, gdyż wybierałem się na jeden z moich ulubionych szlaków, a przede wszystkim miałem towarzystwo mojej przesympatycznej koleżanki z pracy, Eli. Chyba będąc w stanie takiego zmęczenia nie byłem dla niej najlepszym towarzyszem wędrówki, jednak była dla mnie bardzo wyrozumiała i spędziliśmy popołudnie naprawdę miło.

Pojechaliśmy do Szczyrku autobusem PKS, jadącym docelowo na pętlę Szczyrk Biła. Dzięki temu mogliśmy trochę skrócić trasę, zaczynając ją na ulicy Górskiej. Wijącą się asfaltową drogą udaliśmy się w górę do szczyrkowskiego sanktuarium. Jedynym wartym odnotowania wydarzeniem na tym odcinku było minięcie pijanego faceta, który zaczął na nas bluzgać że zbyt dużo rozmawiamy ;) Doszedłszy pod sanktuarium, postanowiłem pokazać je Eli od środka, gdyż jeszcze tam nie była. Zatrzymaliśmy się tam na chwilę.


Dalej poszliśmy tradycyjnie niebieskim szlakiem. Oglądając z niego Skrzyczne, zauważyłem że w ciągu ostatnich ciepłych kilku dni ubyło z niego sporo śniegu. Jeszcze w piątek rano z Beskidu Małego widziałem że są na szczycie wciąż znaczne ilości białego puchu, a dziś widoczne były już tylko resztki.



Napotkaliśmy po drodze olbrzymią ropuchę :)


Obowiązkowo musiałem Eli pokazać odcinek zielonego szlaku prowadzący zygzakiem do schroniska pod Klimczokiem, który jest znacznie bardziej widokowy od niebieskiego szlaku biegnącego nieco krótszym wariantem trasy. Szło mi się coraz ciężej, wlokłem nogi za sobą, ale piękne widoki pomagały mi radzić sobie ze zmęczeniem. Ela była nimi zachwycona.



Dochodząc do schroniska pod Klimczokiem przypadkowo spotkaliśmy naszą koleżankę Julie i jej partnera, którzy szli w przeciwnym kierunku. Tyle razy obiecywaliśmy sobie że pójdziemy razem w góry, a w końcu się spotkaliśmy na górskim szlaku :) Po miłej rozmowie poszliśmy dalej w swoje strony. Nie zatrzymaliśmy się w schronisku, gdyż ewidentnie burza wisiała w powietrzu i chcieliśmy zdążyć przed nią. Nic z tego – właśnie wspinaliśmy się stokiem na Klimczok i wykonywałem poniższe zdjęcie z panoramą Beskidu Małego, gdy zagrzmiało. Chwilę później lunął deszcz.


Całe szczęście, że tuż obok na stoku Klimczoka znajduje się charakterystyczna chatka. Razem z kilkoma innymi wędrowcami złapanymi przez ulewę schroniliśmy się w środku. Pełno w niej pocztówek i rozmaitych dekoracji z motywami górskimi, oraz zabawnych napisów jak chociażby poniższy. Trudno się z nim nie zgodzić!


Siedzieliśmy wsłuchując się w szmer deszczu, a już po kilku minutach ten dźwięk zaczął mnie usypiać... No i przespałem kolejne kilkanaście minut. Ela zbudziła mnie gdy deszcz przeszedł, nalegając abyśmy poszli dalej... oj ciężko było wstać ;) Kontynuowaliśmy naszą wędrówkę: najpierw dalej na szczyt Klimczoka, a następnie żółtym szlakiem na Szyndzielnię. Tymczasowo nie padało, ale słychać było pomruki kręcących się po okolicach burz, a na niebie kłębiły się ciemne chmury.


Doszliśmy na Szyndzielnię, gdzie mimo bardzo niestabilnej pogody było całe mnóstwo turystów. Zupełnie inaczej niż dwa tygodnie temu w niedzielę, gdy na około były pustki. Chyba dlatego że poprzedniego dnia wznowiono ruch na kolejce linowej po trzytygodniowej przerwie technicznej. Trzeba jednak przyznać, że Szyndzielnia stanowi coraz atrakcyjniejszy punkt docelowy wycieczek. Jeszcze rok temu szczyt nie oferował prawie żadnych widoków, jednak stopniowa wycinka drzew odsłania coraz więcej panoram na okoliczne góry. Nawet przy słabej widoczności i zachmurzeniu tego popołudnia, dobrze było widać Jezioro Żywieckie i Babią Górę.


Selfie na Szyndzielni :)


Ewidentnie burze nie powiedziały jeszcze tego dnia ostatniego słowa, więc postanowiliśmy zejść z Szyndzielni jak najszybciej. I rzeczywiście podczas schodzenia czerwonym szlakiem – bardzo tego dnia zatłoczonym – zaczęło ponownie padać i grzmieć. Na całe szczęście okryte już nowymi liśćmi drzewa ochraniały nas w dużej części przed deszczem, a gdy doszliśmy na dół pod Dębowiec już nie padało. Zachęcony poprawą pogody, postanowiłem jeszcze troszeczkę przedłużyć trasę i „zaliczyć” nowy szlak – wprawdzie przebiegający przez teren miejski, ale zawsze kolejny odcinek do kolekcji: przedłużenie czerwonego szlaku z Olszówki Górnej do Cygańskiego Lasu, przebiegającego ulicą Olszówka. Jest to naprawdę ładna część Bielska-Białej, gdyż ulica jest spokojna, pełno przy niej zieleni – wyglądającej szczególnie bujnie po deszczu – a zabudowania przy niej stanowią eleganckie wille. Bardzo mi się podobał ten ostatni odcinek naszej trasy, zakończony na pętli MZK w Cygańskim Lesie – skąd już parę razy wyruszałem na inne szlaki, jak chociażby na Kozią Górę.

Ostatnie zdjęcie z tej relacji niech stanowi ta piękna tęcza, którą sfotografowałem idąc ulicą Olszówka. Taki pozytywny akcent na zakończenie przyjemnej niedzieli spędzonej w górach :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz