środa, 29 kwietnia 2015

13.04 Chata na Groniu

Trasa: Meszna – Nadmeszna – Lanckorona – Bystra

Raz już – 6 grudnia ubiegłego roku – pisałem relację z wycieczki w góry w dniu, w którym kołatało się we mnie pełno emocji (raczej negatywnych) i góry pomogły mi ochłonąć, wyzbyć się tych emocji. Teraz piszę taką relację po raz drugi. Co więcej, tego poniedziałkowego wieczoru w ogóle nie wyszedłbym w góry, gdyby nie wydarzenia z tego dnia które mną wstrząsnęły. Kończyłem pracę o 17:30 i normalnie myślałbym o takiej porze tylko o ciepłej kolacji i odpoczynku w domu, a nie o wdrapywaniu się na góry. Mając jednak na uwadze pozytywny wpływ gór na mnie owego 6 grudnia, postanowiłem wybrać się na krótką górską wycieczkę aby się uspokoić i pozbierać myśli.

Tym razem jednak nie tyle byłem pod wpływem złych emocji, co mieszanych. Miałem przed sobą dwie drogi do wybrania w ciągu kilku kolejnych godzin i bałem się konsekwencji tej decyzji. Zaczęło się tego dnia już o 4 rano, kiedy zostałem obudzony przez sms-a z Florydy z informacją, że kolega którego zastępowałem w pracy (co było przyczyną mojej kwietniowej wizyty w Bielsku-Białej) został „uziemiony” w Orlando przez niesforne linie lotnicze i w związku z tym będę musiał zastąpić go na kilka dni dłużej. Już to komplikowało moje plany, gdyż miałem jeszcze tego tygodnia opuszczać Bielsko-Białą na stałe i wracać do Gdańska... a tu okazało się że będę musiał ten wyjazd opóźnić. Z tą świadomością udałem się rano do pracy, już próbując ułożyć alternatywne plany wyjazdu. Potem podczas przerwy na obiad otrzymałem wiadomość, która mną wstrząsnęła i utwierdziła w przekonaniu, że muszę wrócić do Gdańska. Prawdziwy grom z jasnego nieba jednak czekał na mnie w pracy wczesnym popołudniem. Nie będę się wdawać w szczegóły, dość napisać że okazało się że jestem bardzo pilnie potrzebny w Bielsku-Białej i że doszłoby do uniknięcia bardzo kłopotliwej sytuacji, jeśli bym rozważył zmianę moich planów wyjazdu na stałe i przedłużył moją tymczasową wizytę w mieście o kolejne dwa miesiące. Czas na decyzję miałem do następnego poranka.

Miałem swoje powody do opuszczania Bielska-Białej – pomimo ogromnej miłości do tego miasta i w ogóle do całego Podbeskidzia, jak i zadowolenia z pracy tam – i nie miałem zamiaru zmiany tych planów. A teraz przyszła taka prośba. Czułem się niejako moralnie zobowiązany, aby na nią przystać. Byłoby jednak łatwiej tak zrobić, gdybym nie miał już powodów do wyjeżdżania i gdyby nie ta wstrząsająca wiadomość którą otrzymałem podczas obiadu. Byłem więc w dużej rozterce. Potrzebowałem spokoju, przestrzeni dla siebie i czasu na wyciszenie, na modlitwę, na dokładne przemyślenie sprawy. Gdzież indziej tego szukać, jak w górach?

Spontanicznie, bezpośrednio po powrocie z pracy zmieniłem ubrania i natychmiast udałem się na przystanek PKS. Czasu na wyprawę w góry miałem niewiele, gdyż już za dwie godziny miało być ciemno. Jeszcze nigdy nie wyruszałem tak późno w trasę. Wycieczka musiała więc być krótka. Na takie okoliczności idealnie nadawała się Chata na Groniu powyżej Mesznej – trasa dojściowa na nią jest szybka i łatwa.

Wysiadłem z autobusu przy wjeździe do Mesznej i małymi, krętymi uliczkami tej wsi – m.in. Kowalską, Zawiłą i Brzozową – dotarłem pod tamtejszy kościół. W tym miejscu dołączyłem do żółtego szlaku, którym szedłem już raz: 27 października ubiegłego roku, o całkowicie innej porze dnia (wcześnie rano), przy całkowicie innej pogodzie (słonecznej i jesiennej zamiast pochmurnej i wiosennej) i w całkowicie innym stanie ducha (radosnym i beztroskim). Na polanę, na której znajduje się Chata na Groniu wszedłem jednak równie szybko, co wtedy. W czarno-białym jeszcze lesie panowała kompletna cisza, była absolutna samotność – czyli właśnie to, czego chciałem. Na polanie, która stanowiła cel mojej wycieczki, nie było saren jak poprzednio; nie było „morza mgieł” nad Kotliną Żywiecką; lecz widok był i tak piękny i stanowił miód dla duszy.


Wspiąłem się żółtym szlakiem na górną część polany, gdzie zatrzymałem się i przez dłuższy czas, z lekkim rozrzewnieniem, oglądałem jedną z ładniejszych panoram w moich ukochanych Beskidach: na Beskid Mały z pasmami Magurki Wilkowickiej i Hrobaczej Łąki, oraz na Kotlinę Żywiecką z zabudowaniami Mesznej, Bystrej i Wilkowic. Wszystko to pod ponurym niebem z chmurami nieco złowieszczymi, lecz zarazem pięknymi...



Panorama w kierunku południowo-wschodnim była mniej wyraźna: niejasno rysował się kształt Jeziora Żywieckiego, a Pilska i Babiej Góry prawie wcale nie było widać.


Jednak czas nieubłaganie płynął, zmrok nadchodził, więc musiałem ruszyć dalej w trasę. Tak jak w górę polany poszedłem szlakiem żółtym przez jej środek, tak w dół szedłem szlakiem czarnym, po jej obrzeżach. Na miejsce zakończenia trasy wybrałem Bystrą. Kontynuowałem wędrówkę przez las szlakiem czarnym w jej kierunku, aż do skrzyżowania z dwoma szlakami prowadzącymi z Klimczoka do Bystrej – niebieskim i czerwonym. Tam zauważyłem, że oprócz tych szlaków dołącza tam jeszcze kolejny, żółty. Nie mam pojęcia, skąd i dokąd prowadzi – nie ma go na żadnej mapie, a przy mojej poprzedniej wizycie w tym miejscu nie istniał. Czy ktoś z Was wie, co to za szlak?


Skręciłem w dół szlakiem niebieskim i nim wyszedłem z lasu na obrzeża Bystrej. Tam zauważyłem, że te tajemnicze żółte znaki ponownie dołączyły do mojego szlaku. Przez jakiś czas niebieskie i żółte znaki widniały razem, po czym żółte znów odbiły. Podążając za niebieskimi zszedłem w szybko zapadających ciemnościach nad rzekę w Bystrej, a następnie przeszedłem przez mostek na drugą stronę, gdzie na przystanku autobusowym już czekali pasażerowie na następny kurs linii 57 do Bielska-Białej.

Pojechałem razem z nimi i w taki sposób zakończyłem tą krótką wycieczkę. W tym niewielkim odstępie czasu jednak góry pomogły mi całkowicie ochłonąć. Nawet taki symboliczny pobyt w nich wystarczał, aby mnie uspokoić i dać mi całkowitą jasność umysłu o tym, jaką decyzję podjąć o mojej przyszłości. Wyszedłem w góry w rozterce, wróciłem z nich całkowicie pewien tego, co należy zrobić: zostać w Bielsku-Białej. Nie miałem cienia wątpliwości. Wszystkie moje poprzednie plany się zmieniły o 180 stopni, lecz otwierały się przede mną kolejne możliwości.

I tym samym zapowiada się, że przez kolejne dwa miesiące będę mógł pisać więcej relacji z wypraw w Beskidy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz