czwartek, 30 września 2021

23.09 Pętla na Hrobaczą Łąkę

Trasa: Porąbka - Żarnówka Duża - Hrobacza Łąka - Bujakowski Groń - Porąbka

Tydzień temu wpadłem do Bielska-Białej odwiedzić starych znajomych z pracy. Oczywiście obowiązkowo z tej okazji musiałem wybrać się w pobliskie góry, po których chodziłem nawet po kilka razy w tygodnia w tych czasach gdy byłem mieszkańcem tego miasta. Na mój cel wybrałem tym razem Hrobaczą Łąkę - górę na której, mimo bliskości Bielska-Białej, byłem zaledwie dwa razy, a ostatnim razem aż... 7 lat temu! Jakoś potem nie ciągnęło mnie na tą górę, bo szlaki na nią zdawały się mi mało widokowe i mało ciekawe w porównaniu z innymi pobliskimi trasami, np. na Magurkę Wilkowicką, Klimczok, Skrzyczne czy Błatnią. A jednak warto było teraz wrócić na Hrobaczą Łąkę po latach - było tak jakbym odkrył ją na nowo!

Jeszcze przed południem przyjechałem do Bielska-Białej pociągiem z Warszawy. Z sentymentem udałem się na spacer po centrum miasta. Niewiele się tam zmieniło, poza tym że przybyło rzeźb z postaciami z bajek :)



A potem przyszedł czas na wycieczkę w góry. Pojechałem w nie z kolegą, z którym znam się od 8 lat a do tej pory ani razu nie byłem w nim w górach - jednak teraz nareszcie się to zmieniło i odbyliśmy naszą pierwszą wspólną górską wędrówkę. Punktem zarówno początkowym, jak i końcowym naszej trasy był przystanek PKS przy zaporze w Porąbce. Postanowiliśmy wejść na Hrobaczą Łąkę żółtym szlakiem, a zejść czerwonym. Początkowy odcinek żółtego szlaku wzdłuż ruchliwej szosy był niezbyt przyjemny, ale jak tylko odbiliśmy na mniejszą drogę w stronę Żarnówki Dużej to od razu ruch zrobił się mniejszy. Żółty szlak prowadzi na szczyt Hrobaczej Łąki praktycznie w całości asfaltową drogą. My jednak postanowiliśmy sobie urozmaicić trasę i w dwóch miejscach odbiliśmy od szlaku. Najpierw zamiast ulicą Koniora skierowaliśmy się ulicą Jutrzenki, co okazało się strzałem w dziesiątkę - z tego odcinka były świetne widoki na Jezioro Międzybrodzkie i dolinę Soły.



Drugi odcinek, na którym zboczyliśmy od szlaku, wyglądał w taki sposób że zamiast ulicą Koniora poszliśmy ulicą Kosowską (najpierw asfaltem, potem drogą gruntową wzdłuż skraju lasu). Co ciekawe, moja mapa pokazywała że niby szlak przebiega ulicą Kosowską zamiast Koniora, choć w rzeczywistości jest na odwrót (i było na odwrót już w 2014, gdy szedłem tym szlakiem poprzednim razem). Z Kosowskiej widoki były nieco bardziej ograniczone, tylko chwilami spomiędzy drzew wyłaniało się pasmo Magurki Wilkowickiej.


Powróciliśmy na asfalt, który im wyżej w tym gorszym był stanie, i na spokojnie doszliśmy nim do schroniska na Hrobaczej Łące, gdzie przyszła pora na chwilę odpoczynku, piwko i lekką przekąskę.


Potem poszliśmy pod krzyż na szczycie, obok którego stoi mała platforma widokowa. Pamiętałem, że gdy byłem tam poprzednio to obecność platformy była praktycznie zbędna, ze względu na to że drzewa i tak zasłaniały widoki z niej. A tym razem... duże zaskoczenie! Część drzew wycięto, dzięki czemu z platformy rozciąga się rozległa panorama na północ, w stronę nizin Górnego Śląska.


Ogólnie więc Hrobacza Łąka okazała się znacznie bardziej widokowa niż się spodziewałem. W to słoneczne jesienne popołudnie, przy pustych i spokojnych szlakach, sprawiała naprawdę pozytywne wrażenie. Chyba nie doceniałem walorów tej góry. Bardzo zadowoleni z decyzji żeby się tam wybrać, skierowaliśmy się na czerwony szlak, który sprowadził nas z powrotem do Porąbki. Tu już żadnych widoków nie było, ale przez pachnący świeżością las, który również był bardzo urozmaicony (miejscami z gęstymi świerkami, a miejscami liściasty np. z bukami) szło się bardzo przyjemnie. Niecałe półtorej godziny po opuszczeniu Hrobaczej Łąki znaleźliśmy się znów przy zaporze w Porąbce.




Odświeżeni i bardzo szczęśliwi wróciliśmy PKS-em do Bielska-Białej. Tam resztę dnia spędziłem intensywnie na różnych spotkaniach towarzyskich :) A następny dzień... następny dzień miał przynieść "danie główne" w górach, do którego owa wycieczka na Hrobaczą Łąkę była tylko "przystawką": moją pierwszą w życiu wędrówkę w Pieninach. Na relację z niej zapraszam do następnego wpisu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz