wtorek, 4 lutego 2014

01.02 Hala Rysianka i Zapolanka

Trasa: Sopotnia Wielka Kolonia – Hala Rysianka – Złatna – Zapolanka – Kręcichwosty – Nickulina – Rajcza

Nauczkę podczas tej wycieczki otrzymałem następującą: nigdy nie ufać busom!!!

„Przygody” z busami zaczęły się już na samym początku wycieczki, gdy dojeżdżaliśmy z Żywca do Sopotni Wielkiej. Bus odjechał z przystanku 5 minut przed czasem, potem jechał jak wariat i w ogóle ominął odcinek trasy przez Sopotnią Małą, w efekcie czego dojechaliśmy do Sopotni Wielkiej pół godziny przed czasem! Dla nas fajnie bo mieliśmy więcej czasu na naszą wędrówkę, lecz dla ewentualnych pasażerów czekających w Sopotni Małej na busa który ich zwyczajnie „olał” – albo dla pasażerów którzy przyszli na przystanek w Żywcu tuż przed godziną planowego odjazdu – musiała to być sytuacja mocno nieciekawa... Taka zresztą jak ta w której znaleźliśmy się pod koniec wycieczki, ale o tym później.

Ja i moi towarzysze, Jon i Chris, mieliśmy zamiar wejść niebieskim szlakiem z Sopotni Wielkiej na Halę Rysianka, górę polecaną mi gorąco przez wiele osób, i którą co najmniej raz dziennie oglądam na kamerce internetowej (http://www.dalekieobserwacje.eu/cam-rysianka/), delektując się pięknymi pejzażami które przy dobrej widoczności sięgają nawet Tatr. Stamtąd mieliśmy zejść szlakiem czarnym do Złatnej i złapać busa powrotnego do Żywca. Trasa miała być bardzo przyjemna i niezbyt długa. Co do przyjemności to zdecydowanie tak było, natomiast co do długości stało się zupełnie inaczej...

Bus z piratem za kierownicą dowiózł nas na sam kraniec Sopotni Wielkiej, na pętlę Kordon. Stamtąd asfaltem ochoczo ruszyliśmy w las. Po naszej lewej stronie mieliśmy potok, na którym mijaliśmy jeden wodospad za drugim. Niektóre kaskady były zamarznięte:


Pogoda mimo pomyślnych prognoz była pochmurna, co zmartwiło nas gdyż bardzo liczyliśmy na dobre warunki na podziwianie widoków z Hali Rysianka. Za to dosłownie z dnia na dzień zrobiło się bardzo ciepło jak na tą porę roku i mimo zalegającego śniegu można było poczuć wiosnę w powietrzu. Śnieg topniał na naszych oczach, podczas gdy szliśmy w głąb lasu. Szlak w pewnym momencie odbija od asfaltu ostro do góry, by potem znów się z nim spotkać około kilometr wyżej. Jednak akurat teraz ten odcinek jest zamknięty ze względu na wycinkę drzew, więc musieliśmy obejść go drogą asfaltową, co nieco wydłużyło naszą wspinaczkę lecz zarazem sprawiło że była ona znacznie łagodniejsza. Gdy po kilkunastu minutach znów dołączyliśmy do szlaku, zaczął się odcinek nieco bardziej „ekstremalny”. Podejście na Rysiankę jest wprawdzie dość łagodne, lecz szlak jest bardzo wąski, a przy obecnych warunkach okazał się mocno oblodzony, co bardzo utrudniało nam marsz. W najbardziej oblodzonym miejscu szlak wyglądał tak:


W końcu szlak opuścił wąską ścieżkę i dołączył do większej drogi gruntowej. Ta prowadzi do góry zdecydowanie ostrzej, lecz przynajmniej na niej już nie było tego „lodowiska”. Ku naszej radości, w miarę jak się wspinaliśmy zobaczyliśmy że coraz śmielej wygląda zza chmur słońce. Gdy dotarliśmy na Halę Rysianka hulał tam wiatr, lecz słońca było pełno i widoki rzeczywiście okazały się bajeczne. Tu widok na masyw Pilska:


Tu na Romankę:


A tu od strony północno-wschodniej na górę którą początkowo ciężko mi było zidentyfikować – ale w międzyczasie dowiedziałem się że to nic innego jak Babia Góra.


Niestety widoczność tego dnia nie była na tyle dobra, żebyśmy mogli od strony wschodniej oglądać Tatry. Wielka szkoda!


Oto widok dobrze znany wszystkim którzy oglądali kamerę internetową z schroniska na Rysiance:


Nawet na tej wysokości można grać w kosza! Następnym razem wezmę ze sobą na Rysiankę piłkę :)


Budynek schroniska:


Zatrzymaliśmy się w schronisku aby zjeść obiad. Zwłaszcza moje jadło drwala było pyszne :) Potem wyszliśmy znów na targaną wiatrem halę i zeszliśmy nią szlakiem czarnym w kierunku Złatnej. Oto ostatni rzut oka na Halę Rysianka gdy zaczęliśmy wchodzić do lasu:


W lesie już nie dało się odczuć tego silnego wiatru. Droga do Złatnej minęła nam bez większych problemów – jest szeroka i niezbyt trudna, tylko miejscami trzeba było uważać na oblodzenie. Na przystanek Złatna Huta dotarliśmy około pół godziny przed planowym odjazdem busa. Czekając na niego przeczytaliśmy tablicę informacyjną o Drodze Światła, nabożeństwie podczas którego procesja przechodzi właśnie przebytym przez nas szlakiem czarnym:


W końcu nadeszła godzina odjazdu busa do Żywca – 15:04. Lecz po busie ani śladu. Czekamy kolejne 15 minut; bus nie przyjeżdża! Trochę zaczęliśmy się martwić. Postanowiliśmy na wszelki wypadek ruszyć w dół drogi, licząc na to że jeśli bus przyjedzie z opóźnieniem będziemy mogli go zatrzymać. Po drodze natrafiliśmy na miejscowego, którego spytaliśmy się czy wie co się mogło stać z busem. Odpowiedział nam, że zimą busy nie dojeżdżają na pętlę Złatna Huta tylko kończą bieg wcześniej, w centrum Złatnej. A nie było o tym ŻADNEJ informacji ani na przystanku, ani w rozkładzie internetowym! Co za kompletny brak profesjonalizmu ze strony przewoźnika! Firma Thermo-Car ma u mnie ogromnego minusa...

Sytuacja była nieciekawa, gdyż kolejny bus miał przyjechać dopiero 5 godzin później, o 20:15, a jedyną alternatywą było przejście do linii kolejowej w Rajczy – dobre 2,5 godziny drogi. Nie uśmiechało nam się przez cały ten czas iść asfaltem przez Złatną i Ujsoły, zwłaszcza że droga prowadzi trochę okrężną trasą. Postanowiliśmy więc pójść na przełaj: odbić na prawo niebieskim szlakiem pieszym, by po chwili skręcić czarnym szlakiem rowerowym na pasmo góry Bucioryska i za nią dołączyć do szlaku żółtego z Redykalnego Wierchu do Rajczy. Częśc tego szlaku, z Kręcichwostów do Rajczy, już znałem gdyż przebyłem go kilka tygodni wcześniej, 11 stycznia (zobacz opis trasy na Muńcuł i Dolinę Danielki). Obliczyliśmy że powinniśmy zdążyć zejść z pasma górskiego akurat tuż przed zapadnięciem zmroku.

Konieczność nadłożenia drogi była z jednej strony niedogodnością, lecz z drugiej dała nam możliwość poznania nowych szlaków. A okazało się, że czarny szlak rowerowy z Złatnej do osady Zapolanka jest prawdziwą perełką! Szkoda że z powodu późnej pory moje zdjęcia z tego odcinka się nie udały, gdyż widoki były naprawdę cudowne. Od wschodu na Grzbiet Okrągłe (po prawej stronie poniższego zdjęcia) oraz na Rysiankę (po lewej):


Wspinaczkę bardzo ułatwił nam fakt, że aż do Zapolanki szliśmy najpierw asfaltem, a potem betonowymi płytami. Co więcej, tu od strony południowej nie było prawie żadnego śniegu który by nam utrudniał marsz – wiosna w pełni! A gdy zbliżaliśmy się do Zapolanki, ujrzeliśmy przed sobą od strony zachodniej piękną panoramę Pasma Baraniej Góry:


Wkrótce dotarliśmy do żółtego szlaku i skierowaliśmy się nim do Rajczy. Cały czas mieliśmy wokół siebie piękne widoki, lecz zapadał zmrok więc nie mogłem ich sfotografować. Od Kręcichwostów szliśmy znaną mi trasą. Raptownie się ściemniało, więc paliło nas by zejść z gór przed całkowitym zapadnięciem zmroku – w żadnym wypadku nie chcieliśmy schodzić szlakiem po ciemku. Na szczęście udało nam się dotrzeć do asfaltu w osadzie Nickulina akurat w samą porę. Ponieważ ostatni odcinek szlaku między Nickuliną a Rajczą prowadzi asfaltem, nie było problemem żeby pokonać go po ciemku. Mieliśmy dodatkowe ciśnienie żeby zdążyć na pociąg w Rajczy, więc przebyliśmy ten odcinek dwa razy szybciej niż ja podczas wycieczki z 11 stycznia. Już zmęczeni po długiej wędrówce, wykończyliśmy się do reszty po tej konieczności szybkiego marszu, ale siedząc w wygodnym pociągu mogliśmy w końcu odpocząć ;)

Mimo że następnego dnia była niedziela, byłem tak zmęczony po „atrakcjach” tej wycieczki oraz po długiej trasie na Jałowiec z poprzedniego dnia, że o żadnej niedzielnej wyprawie w góry nie było mowy. Następną planuję na nadchodzącą sobotę – zapraszam do wejścia na mój blog po niej i przeczytania relacji :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz