środa, 18 maja 2022

08.05 Z Szczawnicy na spływ Dunajcem

Trasa: Szczawnica Niżna - Lesnica - Sedlo Cerla - Czerwony Klasztor - Sromowce Niżne - Przełęcz Szopka - Przełęcz Trzy Kopce - Sromowce Kąty

Niedziela zdawała mi się idealnym dniem na spływ Dunajcem. Jeszcze w piątek w prognozach było 10 godzin nasłonecznienia i niewielka szansa na słaby, przelotny deszcz, więc nie zwlekałem dłużej tylko od razu kupiłem bilet w internecie na spływ, żeby nie stać w kolejce. A potem w sobotę z niedowierzaniem obserwowałem, jak prognozy na następny dzień z godziny na godziny się pogarszają. Wieczorem pokazywały już tylko 2 godziny słońca i solidniejsze opady po południu - akurat wtedy, gdy miałem spływać. A gdy wstałem w niedzielę rano, już wtedy lało, a prognozy całkowicie zrezygnowały z jakiejkolwiek szansy na słońce. Załamać się można! I co za wpadka prognoz, że jeszcze na 48 godzin przedtem wskazywały na piękny dzień. No ale cóż, bilet kupiony, możliwości zwrotu nie ma, więc stwierdziłem że niech się dzieje co się chce, i tak jadę na spływ.

Przed spływem chciałem zaliczyć trasę z Szczawnicy przez góry po stronie słowackiej. Dojechałem z Rabki do Szczawnicy busem, z przesiadką w Nowym Targu, przejeżdżając również malowniczą drogą przez Ochotnicę Górną i Dolną. Przez cały czas padało, a chmury wisiały nad górami tak nisko, że w ogóle nie było ich widać. Zapowiadała się mokra wędrówka i mokry spływ... Ale na całe szczęście ledwo przyjechałem do Szczawnicy, a deszcz osłabł, choć na odsłonięcie się gór spod chmur wciąż nie bardzo było co liczyć.


Pierwotnie miałem przejść na Słowację przez grań Małych Pienin poniżej Szafranówki, ale przy takich warunkach pogodowych nie miało to sensu. Poszedłem więc łatwiejszą trasą asfaltową: najpierw czerwonym szlakiem wzdłuż Dunajca, a potem niebieskim szlakiem, mijając słowackie schronisko Chata Pieniny, do wsi Lesnica. A więc tą samą trasą, którą wracałem z fenomenalnej wycieczki 2 października ubiegłego roku. Szybko opuściłem Szczawnicę, a gdy mijałem odbicie do schroniska Orlica, rozbawiło mnie że znaki drogowe wskazywały czas przejścia z niebywałą precyzją: do schroniska równo 57 sekund przejścia ;)


Mimo deszczu kilku śmiałków przeprawiało się przez rzekę do początku niebieskiego szlaku na Sokolicę:


Nieco ponad pół godziny po wyruszeniu z Szczawnicy dotarłem do Chaty Pieniny, otoczonej licznymi tradycyjnymi rzeźbami.




To zresztą nie jedyne tradycyjne akcenty tego dnia - kolejne ukazały się w Lesnicy.


Moja dalsza wędrówka prowadziła niebieskim szlakiem do przełęczy Cerla, Czerwonego Klasztoru i Sromowiec Niżnych. Szlak był okropnie zabłocony po opadach... ale trudności rekompensowały naprawdę malownicze widoki na okoliczne góry.




Najpiękniejszym punktem widokowym na tej trasie była bez wątpienia przełęcz Cerla.




Gdy zszedłem do Czerwonego Klasztoru, dogonił mnie polski turysta, który minął mnie w Lesnicy, i zagadał do mnie. Zastanawiałem się właśnie, jak to się stało, że w Lesnicy wyprzedził mnie, a teraz mnie dogania, ale zagadka szybko się wyjaśniła: podczas gdy ja szedłem niebieskim szlakiem, on poszedł dłuższą trasą, zielonym szlakiem i następnie czerwonym przez górę Plasna, najwyższy szczyt leżący całkowicie po stronie słowackiej w Małych Pieninach. Okazało się, że na dalszym odcinku nasze trasy pokrywają się, więc poszliśmy dalej razem. Mój współtowarzysz wędrówki, Amadeusz, był bardzo miłym rozmówcą, a przy tym miał za sobą zaliczoną niesamowitą ilość szlaków w polskich górach. Bardzo ciekawie było wymienić się z nimi wrażeniami z różnych tras oraz dowiedzieć się od niego o takich, na których jeszcze nie byłem. 

Mimo interesującej rozmowy, nie zaniedbywałem dokumentacji fotograficznej trasy. Przekraczając most nad Dunajcem pomiędzy Czerwonym Klasztorem i Sromowcami Niżnymi, oraz idąc dalej w stronę schroniska, cały czas przed nami wyróżniała się panorama Trzech Koron.



Schronisko Trzy Korony odwiedzałem już drugi raz w ciągu doby. Razem z Amadeuszem zjadłem tam przepyszną kwaśnicę "po sromowsku". Potem poszliśmy dalej razem żółtym szlakiem na Przełęcz Szopka. Przedtem chciałem pójść zielonym szlakiem na Trzy Korony, ale w obliczu wciąż niepewnej pogody nie miało to sensu, poza tym nie chciałem ryzykować tym, że nie zdążę na spływ. Więc po raz drugi tego weekendu przeszedłem żółtym szlakiem przez Wąwóz Szopczański i po raz drugi mnie ten wąwóz zachwycił.




Na Przełęczy Szopka rozstałem się z sympatycznym Amadeuszem, który szedł do Krościenka, i obrałem kierunek na przystań początkową spływu w Sromowcach-Kątach. Aby tam dotrzeć, musiałem przejść niebieskim szlakiem na Przełęcz Trzy Kopce i następnie czerwonym w dół do rzeki. Pogoda zaczęła się szybko poprawiać, co wróżyło bardzo dobrze przed moim spływem, i przejście niebieskim szlakiem było prawdziwą przyjemnością. Z leśnych polan na szlaku roztaczały się piękne widoki na Gorce.



Ostatnia polanka na niebieskim szlaku przed Przełęczą Trzy Kopce:


Trasę zejściową czerwonym szlakiem już znałem z mojej przepięknej wycieczki z 24 września ubiegłego roku. Schodziłem dość szybko, bo spieszyło mi się na spływ, ale nie mogłem zignorować pięknych widoków po wyjściu z lasu, nieco powyżej Dunajca.



O 14:45 dotarłem do przystani flisackiej, akurat na 15 minut przed godziną na którą miałem zarezerwowane miejsce na spływie. 


Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie rezerwowałem bilet z wyprzedzeniem, bo turystów było niewielu i o żadnych kolejkach nie było mowy. Co więcej, flisakom zupełnie się nie spieszyło (co widać na poniższym zdjęciu) i ostatecznie dopiero około 15:20 wyruszyliśmy w rejs.


Nasza tratwa przed wypłynięciem, z Macelową Górą w tle:


Spływ Dunajcem był wspaniałą przygodą. Było nas 10 osób na tratwie, a towarzyszyło nam dwóch flisaków, jeden z przodu i drugi z tyłu. Ci dwaj panowie bardzo uprzyjemnili nam spływ, opowiadając nam różne ciekawostki historyczne i geograficzne o mijanych przez nas punktach oraz niekiedy racząc nas dowcipami, ale również dając nam czas żeby w spokoju nacieszyć się przepięknymi widokami. Oczywiście najbardziej spektakularny był tzw. przełom Dunajca pomiędzy Sromowcami Niżnymi i Szczawnicą. Poniżej krótka dokumentacja fotograficzna naszej trasy.





Choć spływ trwał ponad 2 godziny, czas minął szybciutko. A pogoda przez całą drogę okazała się łaskawa - prognoza naprawdę zaliczyła wtopę na całej linii, bo po południu miało najmocniej padać, a było dokładnie na odwrót ;) I tak oto dopłynęliśmy do Szczawnicy, skąd ja musiałem wrócić busem do Rabki przez Mszanę Dolną, a panowie flisacy odpłynęli do przystani roboczej pod Krościenkiem, gdzie oczekiwało ich niełatwe zadanie rozmontowania tratwy i przewiezienia jej z powrotem do Sromowiec, aby następnego dnia zabrać kolejnych turystów na spływ tą prześliczną rzeką przez serce Pienin...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz