niedziela, 19 listopada 2017

18.11 Z Mesznej na Magurkę Wilkowicką

Trasa: Meszna - Wilkowice - Rogacz - Magurka Wilkowicka - Rogacz - Mikuszowice Stalownik

Pierwszy raz w tym miesiącu spędzam weekend w Bielsku-Białej (tydzień temu byłem u rodziców w Gdańsku a dwa tygodnie temu na weselu przyjaciela w Szklarskiej Porębie), więc oczywiście musiałem przynajmniej jeden z tych weekendowych dni przeznaczyć na spacer po beskidzkich szlakach. Padło na dzień wczorajszy. Właściwie nie cały dzień, bo miałem na jego drugą część ambitne "koszykarskie" plany - o 15:00 chciałem obejrzeć mecz drużyny DAAS Basket Hills Bielsko-Biała (II liga), a o 19:00 drużynę GKS Tychy (I liga). Zaplanowałem więc trasę niezbyt długą, niedaleko Bielska-Białej: na Magurkę Wilkowicką, którą zdobywałem już tyle razy, a jednak wciąż chce mi się tam wracać.

Jak zawsze, musiałem do trasy dodać jakiś "nowy", jeszcze nie przedeptany odcinek, i tym razem padło na żółty szlak pomiędzy Meszną a Wilkowicami. Szczerze jednak ten szlak nie ma nic z górami wspólnego, poza tym że troszkę widać góry pomiędzy zabudowaniami tych wsi. Idąc z Mesznej do Wilkowic miałem za sobą pasmo Klimczoka, a przed sobą czekające na zdobycie pasmo Magurki Wilkowickiej. Żadnych zdjęć im jednak nie zrobiłem, gdyż ciągle domy wchodziły w drogę i psuły widok, a do tego dodatkowo przeszkadzały niskie chmury, które zasłaniały górskie szczyty. Pierwsze zdjęcie z trasy będzie więc zupełnie nie-górskie. Przedstawiam poniżej "perełkę" z jednego z gospodarstw w Mesznej. Wędrując beskidzkimi szlakami można spotkać wiele ciekawych tabliczek informujących o złych psach, ta jest jednak absolutnym hitem :)


Szlak podąża dalej asfaltem pomiędzy zabudowaniami, mijając niewielki lasek oraz kilka pól uprawnych. Zbliżając się do Wilkowic coraz bardziej było słychać drogę ekspresową, do której obecności wciąż nie jestem przyzwyczajony (gdy poprzednio mieszkałem na Podbeskidziu ta droga była ciągle jednym wielkim placem budowy... a teraz w końcu funkcjonuje i to bardzo prężnie). Przekroczyłem ekspresówkę bardzo ładnym, nowoczesnym mostem z wydzielonymi osobnymi pasami dla pieszych i rowerzystów, i w ten sposób znalazłem się w Wilkowicach, w niecałe pół godziny po opuszczeniu Mesznej. Mijając stację kolejową dotarłem do szosy na Żywiec, teraz dużo spokojniejszej dzięki wybudowaniu wspomnianej drogi ekspresowej. Od tego punktu wchodziłem na "prawdziwy" górski szlak: czarny, nazwany imieniem harnasia Rogacza, który prowadzi przez szczyt również nazwany Rogaczem na Magurkę Wilkowicką.

Odcinek tego szlaku pomiędzy chatką studencką pod Rogaczem a Magurką Wilkowicką mam przedeptaną do bólu, natomiast odcinkiem z Wilkowic do chatki studenckiej szedłem tylko raz (7 grudnia 2014). Podobna pora roku, podobne późnojesienne warunki (szary, odarty z liści las, pochmurno i smętnie). Tym razem było jednak o tyle inaczej, że chmury znajdowały się nieco wyżej, i o ile wtedy nie było widać zupełnie nic podczas wspinaczki z Wilkowic, tym razem gdy się obejrzałem za siebie było chociaż w jakimś stopniu widać szczyty Beskidu Śląskiego.


A tu zdjęcie ilustrujące mój poprzedni opis lasu pod Rogaczem - taka typowa późnojesienna szarówka.


Wspinaczka w takich warunkach ma swój urok, ale nie ukrywam że jakoś ogromnie ciekawa to ona nie jest. W związku z tym po dojściu do skrzyżowania z czerwonym szlakiem postanowiłem troszeczkę urozmaicić sobie trasę. Zamiast tradycyjnie podążać w stronę chatki studenckiej, skręciłem w lewo na coś, co nie można inaczej nazwać niż "autostradą". Taka bardzo, ale to bardzo szeroka droga gruntowa, która okrąża Rogacz od zachodu. Wydaje mi się, że jest to dalszy odcinek tej samej "autostrady", która pokrywa się z częścią niebieskiego szlaku z Przegibka na Magurkę Wilkowicką. Myślę, że przy lepszej pogodzie byłyby z niej całkiem niezłe widoki na Bielsko-Białą. Przy wczorajszej coś tam było widać...


Patrząc na mapę myślałem, że dojdę w ten sposób "na skróty" do żółtego szlaku gdzieś w połowie drogi pomiędzy Przełęczą Łysą a Rogaczem. Szybko jednak się zorientowałem, że "autostrada" w ogóle nie biegnie górę, tylko trawersuje stoki Rogacza i zmierza prosto na Przełęcz Łysą - czyli dużo bardziej okrężną trasą. A do tego wspinaczka żółtym szlakiem z Przełęczy Łysej jest baaardzo stroma niespecjalnie miałem na nią ochotę ;) Zatem po zaledwie kilku minutach na "autostradzie" odbiłem na prawo nieco mniejszą, ale wciąż bardzo wyraźną drogą gruntową, która prowadziła pod górę, skrajem polany na której mieści się chatka studencka. Podejście było umiarkowanie ostre, lecz na pewno łatwiejsze niż wspomniany żółty szlak z Przełęczy Łysej.

Tego odcinka, jak i kolejnych, nie udokumentuję, gdyż pułap chmur opuścił się bardzo nisko w tym momencie i odtąd wędrowałem we mgle. Już po dziesięciu minutach byłem na żółtym szlaku, który łagodnym podejściem zmierza na Rogacz i Magurkę Wilkowicką. Doszedłem w ten sposób do sklepiku pod Magurką Wilkowicką. Z tego miejsca - podobnie jak 2 marca i 7 grudnia 2014 - zrobiłem małe obejście, kierując się kawałek w dół niebieskim szlakiem, a potem skręcając na połączony szlak czerwony z żółtym i nimi docierając na szczyt Magurki Wilkowickiej. Niestety próżne były moje nadzieje, że na tym odcinku zobaczę cokolwiek z malowniczej panoramy na góry po drugiej stronie Jeziora Międzybrodzkiego. Niskie chmury zasłaniały wszystko. W tych rejonach też po raz pierwszy miałem do czynienia ze śniegiem. Nie było go dużo, ale musiałem uważać ponieważ było ślisko. Więcej go było na samym szczycie Magurki Wilkowickiej, koło schroniska. Tu zdjęcia na dowód, że rzeczywiście tam doszedłem i że cała ta część opisu trasy nie jest zmyślona ;)


Zatrzymałem się w schronisku, ale tylko na krótko, ponieważ na zegarku było już po 12:00, a ja musiałem jeszcze zejść do Mikuszowic, wrócić autobusem do domu, wziąć prysznic i zjeść obiad, a następnie kolejnym autobusem dojechać na Osiedle Kopernika, by zdążyć na mecz o 15:00. Ruszyłem więc w dół tą samą trasą co zawsze, czyli czerwonym szlakiem aż do Stalownika. Normalnie to zejście zajmuje mi godzinę i tak też było tym razem. Tymczasem pogoda niespodziewania zaczęła się bardzo szybko poprawiać. Z każdą minutą było coraz więcej słońca, co ogromnie mnie cieszyło. Na Rogaczu mogłem oglądać stopniowo odsłaniającą się panoramę Beskidu Śląskiego, z "efektem laserowym" po lewej :)


Jeszcze lepiej było, gdy dotarłem do mojego ulubionego punktu widokowego przy chatce studenckiej. Coraz mocniej grzejące słońce, ciepełko, i przepiękny "taniec chmur" nad Beskidem Śląskim.



Na dole, gdy doszedłem do szosy tuż przed przystankiem Mikuszowice Stalownik, góry już w ogóle nie były przesłonięte chmurami. Szykowało się naprawdę piękne popołudnie i mogłem troszeczkę żałować, że tak wcześnie zszedłem z gór. Mnóstwo szczęścia mieli ci turyści, którzy znajdowali się w górach w kolejnych godzinach.


Koszykarski parkiet szybko jednak te żale zweryfikował. Zarówno panowie z Basket Hills, jak i z GKS-u wygrali swoje mecze w znakomitym stylu. Mimo że to był poziom I i II ligi, a nie ekstraklasowy, powiem szczerze że dawno nie oglądałem tak świetnego basketu. Absolutnie więc już nie żałuję straconego okienka pogodowego w górach. Przecież i tak miałem szczęście, że jeszcze w nich byłem gdy okienko się rozpoczęło. Mogę tylko podsumować, że to był dzień pod każdym względem udany!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz