piątek, 31 marca 2023

17.03 Kudłacze

Trasa: Stróża - Ziębowo - Mirkówka - Przełęcz Granice - Kudłacze - Pcim Sucha Działy

Po nie do końca udanej pierwszej górskiej wyprawie 2023 roku, strasznie mnie ciągnęło aby powrócić w góry przy pierwszej możliwej okazji. I tak właśnie zrobiłem w wolny piątek 17 marca. To była tylko jednodniowa wycieczka, ale plan na nią był dość ambitny: najpierw spacer po górach na południe od Krakowa, potem parę spotkań towarzyskich w samym Krakowie.

Już o 9:30 ruszyłem w drogę z miejscowości Stróża. Początkowo poza szlakiem, asfaltowymi drogami, zamierzałem dojść do górskiego osiedla Mirkówka tuż pod szczytem góry Śliwnik. Była to całkiem podobna trasa do tej, którą wchodziłem na Mirkówkę 30 września ubiegłego roku, przy czym tym razem szedłem szedłem przez przysiółek Ziębowo zamiast przez Swachtówkę. Tym razem również pogoda była o niebo lepsza, dzięki czemu mogłem uwiecznić na zdjęciach wiele lokalnych panoram, zaczynając już na samym początku trasy, nad brzegami Raby:



Wyżej było coraz więcej rozległych widoków, a do tego wiosna na całego:



Wreszcie dotarłem do Mirkówki i mogłem nacieszyć się moją ulubioną panoramą z tego osiedla, w kierunku Uklejnej:


W Mirkówce wszedłem na zielony szlak, który wkrótce doprowadził mnie do skrzyżowania z Małym Szlakiem Beskidzkim, tuż obok kapliczki z szczególnie ładną rzeźbą Chrystusa:


Moja dalsza wędrówka przebiegała odcinkiem Małego Szlaku Beskidzkiego do schroniska na Kudłaczach. Jakże odmienna była aura od tej, która panowała 4 sierpnia 2020 gdy po raz pierwszy przechodziłem ten szlak! Wtedy chmury przesłaniały większość widoków, a tym razem mogłem w pełni docenić ich piękno.





Dochodząc do schroniska natrafiłem na taki oto znak - nie mogłem się zdecydować czy traktować go na serio czy jako żart? No bo na co  zakaz fotografowania w tak ustronnym miejscu? W każdym razie bezczelnie ten zakaz złamałem ;)


Kapliczka na Kudłaczach oraz piękny wiersz napisany na niej:



I kolejna kapliczka na Kudłaczach:


Schronisko na Kudłaczach charakteryzuje się tym, że zarówno na zewnątrz niego jak i w środku można zobaczyć sporo lokalnego folkloru.






Po krótkim odpoczynku w schronisku ruszyłem w dół czarnym szlakiem, którym wystarczy przejść około 20 minut aby dotrzeć do pętli autobusowej Pcim Sucha Działy. Nie oczekiwałem niczego wielkiego po tej końcówce trasy, a tymczasem ten odcinek okazał się hitem. Mimo że zabudowany to jednak jest niezwykle malowniczy, oferując rozległe widoki m.in. na pasmo Lubomira, na Szczebel, na Beskid Makowski i nawet na Tatry.





Miałem trochę obaw, czy można polegać na busiku z pętli Pcim Sucha Działy do Myślenic (znalazłem o nim tylko szczątkowe informacje w internecie i ogólnie nie wiem na ile busy w tej części Beskidów są wiarygodne - jak już nieraz się przekonałem w innych częściach Beskidów, różnie z tym bywa). Na szczęście bus przewidywany na 13:30 przyjechał punktualnie i zawiózł mnie szybko i sprawnie do Myślenic. Po szybkiej przesiadce pojechałem w dalszą drogę do Krakowa, gdzie spędziłem resztę dnia bardzo przyjemnie, a wróciłem do Warszawy moim ulubionym pociągiem chwilę po 21 (jest zazwyczaj pusty z racji że zajeżdża na dworzec Gdański zamiast na dworzec Centralny, a obsługuje go jeden z wygodnych, zmodernizowanych składów Intercity). Trochę ciężko było mi wracać. Nie ukrywam że kawałek mojego serca został na południu Polski i coraz częściej za nim tęsknię...

04.03 Dolina Kryniczanki

Trasa: Powroźnik - Krynica-Zdrój - Krzyżowa - Krynica-Zdrój - Słotwiny 

Rozpoczęcie sezonu górskiego 2023 było dla mnie niestety średnio udane. Miałem pojechać na cały weekend w góry, a skończyło się przedwczesnym powrotem do Warszawy już w sobotę wieczorem ze względu na coraz intensywniejszy ból ucha (nazajutrz u lekarza okazało się że infekcja dotyczy jednak nie ucha tylko zębów i z nich promieniuje na ucho). Do tego wszystkiego doszedł upadek na szlaku - coś, co (odpukać) zdarzyło mi się do tej pory niezmiernie rzadko - i całkowite ubrudzenie moich ubrań. Tyle z minusów - były jednak też plusy. Przede wszystkim naładowanie baterii słonecznych (pogoda w górach była tego dnia o niebo lepsza niż na nizinach) i możliwość obcowania z piękną przyrodą.

Po całonocnej jeździe pociągiem z Warszawy do Grybowa, rano pojechałem busem z Grybowa do Krynicy i tam wpadłem do pijalni wód mineralnych zanim wsiadłem w kolejnego busa do Powroźnika. Póki co humor miałem świetny i nic nie zapowiadało dalszych nieszczęść. Pogoda była kapitalna, Krynica spokojna i elegancka, woda z pijalni pyszna jak zawsze. Wysiadłszy z busa w Powroźniku, przeszedłem przez tory kolejowe na stacji i dołączyłem do ścieżki pieszo-rowerowej, która biegnie doliną rzeki Kryniczanki pomiędzy Krynicą a Muszyną. Przywitałem się z Kryniczanką, która miała towarzyszyć mi przez najbliższą godzinę w kierunku Krynicy:


Trasa wzdłuż Kryniczanki była łatwym spacerkiem po niemal płaskiej drodze. Szedłem ciesząc się ciepełkiem i wiosennym słoneczkiem po zimnym, szarym tygodniu w Warszawie. Opuściłem rzekę na południowych krańcach Krynicy i skierowałem się na ulicę Kraszewskiego, a następnie Halną, dołączając do Głównego Szlaku Beskidzkiego. Udałem się tym szlakiem w stronę lasu na zboczach Krzyżowej, podziwiając stojącą nieopodal krynicką cerkiew.


Za sobą miałem widok na południową część miasta:


Tuż przed wejściem do lasu minąłem zagrodę, w której zastałem kilka pięknych jeleni. Oto jeden z nich.


W lesie jeszcze leżało trochę śniegu, ale generalnie aura była mocno wiosenna.


W punkcie gdzie Główny Szlak Beskidzki skręca ostro na południe w kierunku Czarnego Potoku, opuściłem szlak i znaną mi już drogą pozaszlakową poszedłem na Krzyżową. Stamtąd dalej kawałek żółtym szlakiem w stronę miasta, a potem skrótem przez las do ulicy Polnej. To właśnie na tym skrócie, pośliznąwszy się na zabłoconym stoku, zaliczyłem spektakularny zjazd na czterech literach, który zakończyłem z spodniami i kurtką całymi w błocie. Na całe szczęście miałem w plecaku zapas wilgotnych chusteczek antybakteryjnych, które normalnie używam do rąk w sytuacjach kiedy nie mam jak je umyć, i udało mi się z ich pomocą jako tako oczyścić kurtkę z błota. Spodnie zaś zamieniłem na drugą parę, którą trzymałem w plecaku na następny dzień. Jak się okazało, nic nie szkodziło bo tego następnego dnia w górach i tak ostatecznie nie było. Już w tym czasie zaczynało boleć mnie ucho i pojawiły się pierwsze zaniepokojone myśli, czy chodzenie po górach nazajutrz w takim stanie zdrowia będzie dobrym pomysłem...

Po przywróceniu mojego wyglądu do względnie przyzwoitego stanu, udałem się ulicą Polną w kierunku centrum miasta, mijając po drodze stary cmentarz żydowski.


W centrum miasta było cichutko i pusto jak na sobotnie popołudnie. Po deptaku przechadzali się tylko nieliczni emeryci. Spokojnym tempem przeszedłem deptak, spotykając po drodze kilka sławnych osobistości:



Ostatnia część mojej trasy to leniwa przechadzka przez Park Słotwiński oraz ulicą Słotwińską, kończąc na pętli autobusowej koło cerkwi:


Niestety radość z pięknego dnia i spaceru przez urokliwe uzdrowisko psuł coraz mocniejszy ból ucha. I to właśnie na tym etapie zapadła decyzja: nie zostaję w Krakowie na nocleg i nie idę w góry następnego dnia, tylko kupuję bilet na pociąg z Krakowa z powrotem do Warszawy jeszcze tego samego wieczoru. Tak więc jeszcze nie minęło 10 godzin od mojego przyjazdu w Beskid Sądecki, a już opuszczałem go i wracałem do domu. Ilość czasu spędzonego w podróży była zdecydowanie niewspółmierna do ilości czasu spędzonego w górach... ale mimo wszystko nie żałuję. Tak pięknie było w górach tego dnia :) A problemy z uchem i zębami na szczęście przeszły dość szybko następnego dnia po przepisaniu mi przez lekarza mocnego antybiotyku. Wolę jednak nie myśleć co by się stało, jakbym cały ten dzień chodził po górach z taką infekcją. Są rzeczy ważne i ważniejsze - w takiej sytuacji trzeba po prostu z gór zrezygnować.