wtorek, 31 sierpnia 2021

29.08 Pętla z Cisnej

Trasa: Cisna - Żwir - Cisna

Moja trasa w górach przedostatniego dnia pobytu w Bieszczadach była rekordowo krótka. Tak naprawdę to nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek na tym blogu opisał krótszą wycieczkę górską. Na szlaku byłem przez zaledwie pół godziny! Ale jakby nie patrzeć zaliczyłem nową trasę i wszedłem na wysokość powyżej 600 metrów nad poziomem morza, więc jak dla mnie to się jak najbardziej liczy jako spacer po górach :)

Zgodnie z prognozami, w niedzielę od rana lało jak z cebra. Moi znajomi, którzy pierwotnie mieli wracać do Warszawy w poniedziałek, musieli z różnych powodów wyjechać dzień wcześniej, więc przy takiej aurze nawet nie mieli za bardzo czego żałować. Ja jednak podjąłem aby nie wracać z nimi, tylko zostać w Bieszczadach do poniedziałku według planu A. Odwołaliśmy ostatni nocleg w domku kempingowym, a zamiast tego zarezerwowałem dla siebie miejsce na niedzielną noc w Kremenarosie. Po śniadaniu pojechaliśmy razem do Zagórza, gdzie nasze drogi rozeszły się: oni pojechali dalej do Warszawy, a ja zrobiłem sobie przejażdżkę pociągiem turystycznym po niezwykle malowniczej linii kolejowej do Łupkowa. Nieopodal Łupkowa znajduje się tzw. "Chata Na Końcu Świata", a na dobrą sprawę sam Łupków jest "stacją na końcu świata". Poniżej kilka zdjęć z tej stacji i jej otoczenia:




Po krótkim postoju w Łupkowie, pociąg zawiózł mnie z powrotem do Zagórza i dalej do stacji w Uhercach. Ciekawa stacyjka: pociąg dojeżdża tam tylko raz dziennie w wakacyjne weekendy, ale oferuje ona sporo atrakcji, jak chociażby przejazdy drezynami rowerowymi czy odwiedzenie "domu do góry nogami". Znajduje się tam również chyba najbardziej niebezpieczna ławka, jaką kiedykolwiek widziałem :D



Z Uherców pojechałem do Cisnej autobusem firmy Bak-Bus... i oczywiście znów był to Autosan ;) Droga do Cisnej wiodła przez przepiękne tereny, m.in. koło Soliny, ale półtorej godziny przejażdżki tym rozklekotanym starym gruchotem tak mną potrząsało, że wysiadłem w Cisnej z chęcią wymiotowania... Docelowo ten autobus jechał do Ustrzyk Górnych, ale mój plan zakładał krótki górski spacer koło Cisnej i potem przejazd kolejnym autobusem (bardziej "cywilizowanym", dalekobieżnym kursem firmy Neobus) do mojego miejsca noclegu. I co ciekawe, jadąc tam zobaczyłem stojącego na poboczu na światłach awaryjnych Autosana. Wiekowy pojazd nie dał rady dojechać do celu, co jakoś wcale mnie nie dziwi...

No dobra, ale pora nareszcie opisać "górską" część tego dnia. Tak jak wspomniałem, była niezwykle krótka: ruszyłem na szlak o 16:30, a już o 17:00 byłem z powrotem w Cisnej. Planowanie czegokolwiek dłuższego w tak podłą pogodę nie miało sensu. Zrobiłem więc tylko krótką pętelkę: najpierw kawałek znakowaną na żółto ścieżką dydaktyczną w stronę wieży widokowej "Jeleni Skok" (tak samo jak dwa dni wcześniej), potem w dół inną ścieżką dydaktyczną (tym razem o kolorze zielonym), drogą szutrową do wschodnich obrzeży Cisnej i na koniec asfaltem z powrotem do centrum wsi. Króciutka trasa, ale mimo deszczu dobrze było mieć trochę ruchu, a świeże górskie powietrze szybko uwolniło mnie od mdłości po niewygodnej podróży ;)

Na początek kilka fotek z mostu kolejki wąskotorowej pod Cisną:




Garść informacji o dawnej sztolni "Róża", obok której przebiega żółta ścieżka dydaktyczna:


Z najwyższego punktu trasy (około 620 m n.p.m) zielona ścieżka dydaktyczna sprowadziła mnie po wygodnych schodkach:


A potem, jak wspomniałem, tylko kawałeczek drogą szutrową, która wyprowadziła mnie na szosę przy "Szynku Na Zamościu", kilka minut wędrówki szosą - i moja trasa już dobiegła końca. Ciekawostką po drodze był znak informujący o tym, ile kilometrów i po jakich numerach dróg trzeba przejechać, aby dotrzeć do... Siedlec. Czemu Siedlce - nie mam pojęcia. Chyba nie jest miastem partnerskim Cisnej :D


Po tym spacerku wróciłem autobusem do Ustrzyk Górnych, gdzie resztę wieczoru spędziłem na miłych rozmowach z innymi górołazami, z którymi dzieliłem pokój w Kremenarosie, oraz na ostatniej (jak zawsze przepysznej) kolacji w "Zajeździe Pod Caryńską". Nazajutrz czekała mnie ostatnia trasa w górach, po czym powrót do domu... To było trochę dziwne uczucie, kończyć ten najdłuższy wyjazd wakacyjny w moim życiu. Ale przy tak fatalnej pogodzie dłuższe pozostawanie w Bieszczadach naprawdę nie miałoby sensu. Wszystkie znaki na ziemi i niebie dawały mi do zrozumienia, że najwyższy czas abym wracał ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz