wtorek, 31 sierpnia 2021

10.08 Hala Łabowska i Jaworzyna Krynicka

Trasa: Rytro - Cyrla - Hala Pisana - Hala Łabowska - Runek - Jaworzyna Krynicka - Czarny Potok - Krynica-Zdrój

Wtorek rozpoczął się, wbrew prognozom, bardzo pochmurno. Obudziłem się o 5 rano z zamiarem wczesnego wyjścia na szlak, ale widząc niskie chmury za oknem postanowiłem jeszcze pospać sobie parę godzin. Gdy wstałem o 7, pogoda na zewnątrz wciąż była nieciekawa, ale nie mogłem dłużej zwlekać z wyjściem bo inaczej bym nie zdążył z przejściem trasy Rytro-Krynica zaplanowanej na ten dzień. Mimo chmur na niebie, osobiście czułem się "rozchmurzony", bo kolano bolało mnie o wiele mniej niż poprzedniego wieczoru i czułem się na siłach, aby pójść w dalszą drogę. Dobrze się złożyło, że akurat tego dnia nie musiałem iść z całym moim dobytkiem - miałem spędzić również kolejną noc w Piwnicznej, a więc na szlak do Krynicy wystarczyło abym wziął lekki plecaczek, co oczywiście znacznie mniej forsowało moje kolano. Może to "oszukiwanie" aby przejść GSB w taki sposób, zostawiając bagaż na kwaterze zamiast biorąc go z sobą na całą drogę - mi jednak zależało na wygodzie i wiedząc, że czeka mnie niemałe fizyczne wyzwanie aby dojść do Bieszczad, wolałem ulżyć sobie na każdy możliwy sposób.

Podjechałem pociągiem do Rytra, gdzie przed wyjściem na szlak kupiłem jeszcze prowiant w sklepie, mieszczącym się w budynku o dość dziwacznym wyglądzie:


Potem przekroczyłem rzekę Poprad, mając nieopodal ruiny ryterskiego zamku.


Już na sam początek musiałem pokonać dość strome podejście na Cyrlę. Ale robiąc je na samym początku trasy miałem dużo sił, a otuchy dodawała mi świadomość, że to praktycznie jedyne ostrzejsze podejście tego dnia - potem będzie względnie płasko aż na Jaworzynę Krynicką i na koniec w dół do Krynicy. Podczas podejścia niebo szybko przetarło się, a gdy dotarłem do pierwszego punktu widokowego pod Cyrlą było już niemal bezchmurne.


Minąłem schronisko na Cyrli, ale ponieważ byłem posilony i miałem pełno energii, zamiast odpoczywać tam postanowiłem cisnąć dalej i zrobić sobie dłuższy postój dopiero w kolejnym schronisku, na Hali Łabowskiej.


Odcinek szlaku pomiędzy Cyrlą i Jaworzyną Krynicką nie był jakoś szczególnie widokowy. Za to było przy nim naprawdę sporo pomników upamiętniających poległych w najrozmaitszych walkach na trasie tego szlaku. Niestety te góry widziały w przeszłości dużo cierpienia i przelewu krwi...






Na tym szlaku było również całe mnóstwo polanek obrośniętymi krzakami jagód, malin i jeżyn. Niejednokrotnie spotkałem ludzi zbierających te owoce do koszyków.


Miałem również po drodze spotkanie z ropuchą ;)


Niemal równo w południe dotarłem do schroniska na Hali Łabowskiej, gdzie załapałem się dosłownie na jeden z ostatnich kawałków pysznej szarlotki. Kilka dni później dowiedziałem się od współwędrowca na GSB, że do samego końca dnia szarlotki już nie było... a więc miałem dużo szczęścia ;)



Choć dzień zrobił się naprawdę gorący, w cieniu lasów i przy braku ciężkiego plecaka szło się bardzo łatwo i przyjemnie. Bolące kolano już w ogóle nie stanowiło dla mnie problemu. Jedynym mankamentem tego szlaku było to, że był nieco monotonny. Ale gdy już naprawdę zaczynało mi się nudzić, akurat spotkałem parę która również wędrowała GSB. Ania i Irek od razu zagadali do mnie, a jako że szliśmy w tym samym kierunku to poszliśmy na Jaworzynę Krynicką razem. Tak miło było nareszcie poznać innych ludzi którzy szli GSB w tym samym kierunku co ja - bo poprzedniego dnia, pomijając Szybkiego i Paulę którzy szli w przeciwnym kierunku, praktycznie nikogo nie spotkałem. Okazało się, że Ania i Irek są z Krasnegostawu, czyli nieopodal okolic z których pochodzi rodzina mojego taty (Chełm). Są doświadczeni w górach, ale nie tyle w wędrowaniu ile w biegach. Naprawdę podziwiam ludzi którzy są w stanie przebiec takie dystanse w górach - ja jeszcze jako tako jestem w stanie zbiec w dół, ale w górę to już po kilkunastu-kilkudziesięciu metrach wymiękam :P Przy bardzo miłej rozmowie szybko nam upłynęła droga na Jaworzynę Krynicką - miejsce z którym wiążą się dla mnie sentymentalne wspomnienia, bo niemal równo 18 lat wcześniej, w połowie sierpnia 2003, wjechałem na nią kolejką linową z moim tatą. To był na dobrą sprawę pierwszy raz kiedy moja stopa stanęła na szczycie jakiejkolwiek polskiej góry.


W porównaniu z dziewiczymi lasami przez które szedłem do tej pory, Jaworzyna Krynicka robiła nie najlepsze wrażenie: pełno straganów, turystów i hałasu na około. Trzeba jednak przyznać, że panoramy stamtąd są niezłe.


Ania i Irek pozostali na Jaworzynie Krynickiej aby trochę tam odpocząć, ja natomiast musiałem zejść do Krynicy aby zdążyć na ostatni transport do Piwnicznej. Pożegnałem się więc z nimi, wyrażając nadzieję że jeszcze spotkamy się na szlaku przed Bieszczadami... i tak też się stało kilka dni później ;) Tymczasem trasa, jaką czerwony szlak sprowadził mnie z Jaworzyny Krynickiej, okazała się stroma i zarośnięta. Nie do wiary, że w pobliżu tego bardzo skomercjalizowanego miejsca szlak może być w tak kiepskim stanie. Chyba po prostu zdecydowana większość turystów wybiera się na górę kolejką linową, a mało kto szlakiem ;) W miarę zejścia do Krynicy warunki na szlaku poprawiły się, ale wciąż było miejscami stromo. Były też widokowe miejsca, jednak piękno krajobrazu było nieco popsute przez infrastrukturę narciarską.


Szlak sprowadził mnie do dzielnicy Czarny Potok, położonego w dolinie potoku o takiej samej nazwie, a potem... znów do góry. Niespecjalnie chciało mi się ponownie podchodzić po przebyciu już naprawdę sporej ilości kilometrów... ale cóż, skoro szlak tak prowadzi to trzeba pójść za nim. Na szczęście podejście nie było zbyt długie, a potem już tylko w dół do Krynicy.


Wspaniale było znów znaleźć się w tym słynnym uzdrowisku, w którym ostatnio byłem 18 lat temu jako nastolatek wraz z rodzicami. Miałem wrażenie, że niewiele się od tego czasu zmieniło... poza tym, że główny deptak był akurat w remoncie i cały rozkopany.


Bez wstępu na deptak to nie było to samo, ale i tak w Krynicy było tego wieczoru pięknie. Przespacerowałem się trochę po centrum zanim udałem się na autobus do Piwnicznej.




Obfitująca w piękne widoki podróż doliną Popradu do Piwnicznej była pięknym zwieńczeniem tego dnia. Nazajutrz miałem wrócić do Krynicy, już z plecakiem, i ruszyć na wschód w dziki, nieznany Beskid Niski...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz