wtorek, 31 sierpnia 2021

11.08 Z Krynicy-Zdrój do Hańczowej

Trasa: Krynica-Zdrój - Huzary - Mochnaczka Niżna - Banica - Ropki - Hańczowa

Kolejny dzień na Głównym Szlaku Beskidzkim, tym razem z trasą odrobinę krótszą (tylko 23km) ale za to bardzo ciekawą: po raz pierwszy w życiu zapuszczałem się w Beskid Niski, o którego dzikości słyszałem wiele... Z narastającym podekscytowaniem przyjechałem rano do Krynicy-Zdrój, tym razem pociągiem. Na początek czekała mnie sympatycznie zapowiadająca się wędrówka przez uzdrowisko. Opuszczając dworzec kolejowy, widziałem przed sobą kościół o dość oryginalnym kształcie, przypominającym łódź:


Poszedłem w kierunku centrum. Jakby ktoś nie wiedział w jakim mieście się znajduje, "paw z kwiatów" o tym przypominał:


Zrobiłem sobie porządne zakupy w Pasażu Krynickim, bo wiedziałem że podczas tego etapu GSB szanse na znalezienie sklepu czy restauracji po drodze będą nikłe. Hitem w tym centrum handlowym okazał się sklep z produktami z Słowacji, Ukrainy i państw nadbałtyckich. Kupiłem m.in. blok "krówki" o czarnym kolorze i smaku... konopii. Smakowało rewelacyjnie! W aptece kupiłem sobie również specjalne plastry na odciski (z każdym dniem stopy bolały mnie coraz mocniej). Potem poszedłem za znakami czerwonego szlaku przez centrum miasta. Poniżej trochę impresji fotograficznych z tego "cywilizowanego", ale jakże uroczego odcinka GSB:







Po przejściu ulicą Pułaskiego do wschodnich obrzeży Krynicy, zakończyła się cywilizacja. Od tego momentu trasa wiodła przez prawie dwie godziny przez gęsty las wysokich świerków. Było pięknie i dziko, choć nieco monotonnie.


Przeszedłem przez pozbawiony widoków szczyt Huzary, zszedłem do obrzeży Mochnaczki Niżnej i... momentalnie krajobraz się zmienił. Wyszedłszy z lasu, znalazłem się nagle w krainie pól, łąk i łagodnie falujących pagórków. Od razu wyczułem zupełnie inny charakter tego obszaru od Beskidu Sądeckiego. Zaczynałem przygodę z legendarnym Beskidem Niskim!



Dotarłem do Mochnaczki Niżnej, która w to leniwe letnie południe zdawała się prawie wymarła: po szosie przejeżdżały jedynie nieliczne samochody, a pieszych nie widziałem wcale. Opuściwszy wieś, szedłem na wschód w kierunku kolejnej wsi (Banica). Za sobą miałem widok na zabytkową cerkiew w Mochnaczce Niżnej. To kolejny znak, że to już Beskid Niski - cerkwie będą częstsze od kościołów...


Do Banicy wędrówka była bardzo łatwa, przyjemna i widokowa - choć te widoki były niezbyt "górskie".






W Banicy było równie pusto i cicho co w Mochnaczce Niżnej. W ogóle ta cisza w Beskidzie Niskim była niesamowita: przerywały ją wyłącznie odgłosy natury takie jak szmer wiatru, bzykanie owadów czy cykanie koników polnych. Za Banicą panowały podobne klimaty.


Kilkakrotnie przy ścieżce pojawiały się takie oto napisy - ciekawe kim był ów Wojtek i za co należały mu się brawa :)


Widok na Kamienny Wierch - górę którą Główny Szlak Beskidzki mijał od południa (ogólnie poza Huzarami nie wchodziłem tego dnia na żaden wybitny szczyt):


Szlak przecisnął się pomiędzy Kamiennym Wierchem i górą Wnyki, długą i dość monotonną leśną drogą.


A potem znów trochę łąkami, w dół do miejscowości Ropki:




Kolejna oznaka różnorodności kulturowej Beskidu Niskiego - tabliczka z nazwą miejscowości po polsku i łemkowsku.


Ropki to kolejna niewielka wieś, w której zdawało się jakby czas zatrzymał się w miejscu i mało kto poza mną poruszał się po drodze. Z ciekawszych obiektów tam wyróżniłbym kapliczkę oraz tzw. Chatę Wędrowca GSB, położoną dokładnie przy styku Głównego Szlaku Beskidzkiego oraz Szlaku Karpackiego (następnego w długości po GSB szlaku w Polsce).



Do Hańczowej szedłem prawie płasko, szeroką drogą wśród łąk.




W Hańczowej zakończyłem wędrówkę na ten dzień. Mimo krótszej odległości przebytej niż w poprzednich dniach, czułem się zmęczony i marzyłem tylko o odpoczynku. Dlatego trochę się wkurzyłem, gdy autobus do Wysowej-Zdrój (kolejne po Szczawnicy, Piwnicznej i Krynicy uzdrowisku, w którym miałem się zatrzymać) zakończył bieg na samych obrzeżach tego miasteczka (byłem jedynym pasażerem i kierowca najwyraźniej uznał, że nie ma co tracić niepotrzebnie paliwa na dowożeniu mnie do centrum). Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: miałem dzięki temu okazję, aby zobaczyć co nieco z Wysowej po drodze do mojej kwatery. Najbardziej podobał mi się Park Zdrojowy z ładnym budynkiem pijalni wód mineralnych:


Wieczór spędziłem na relaksie i błogim lenistwie, nabierając sił przed kolejnymi dniami, które zapowiadały się coraz to bardziej wymagająco...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz