Trasa: Wołosate - Tarnica - Przełęcz Goprowska - Krzemień - Bukowe Berdo - Widełki
To był naprawdę wielki pech, że akurat na przyjazd moich znajomych w Bieszczady nastąpił okres bardzo chłodnej, pochmurnej i mokrej pogody (za wyjątkiem pierwszego dnia). Drugi dzień ich pobytu, piątek, jak wspomniałem w poprzedniej relacji oszczędził nam deszczu, ale przez cały dzień zachmurzenie było niemal całkowite, więc jakbyśmy poszli gdzieś wyżej to chodzilibyśmy cały czas w mgle. Sobota miała być znów pochmurna z szansą na niewielkie przejaśnienia, a niedziela bardzo deszczowa. W takiej sytuacji sobota była jedynym dniem, w którym wybranie się w wyższe partie Bieszczad miała jakikolwiek sens. Może akurat trafi nam się trochę przejaśnień, żebyśmy mogli obejrzeć chociaż odrobinę widoków - tak rozumowaliśmy.
Oczywiście najbardziej moich towarzyszy kusiła Tarnica - najwyższy szczyt Bieszczad. Tak więc na sobotę zaplanowaliśmy wejście na nią niebieskim szlakiem z Wołosatego, a potem zejście szlakiem o tym samym kolorze do Widełek, przez widokowe pasmo Bukowego Berda. Trzymając kciuki za łaskawą pogodę, w pochmurny poranek pojechaliśmy autobusem (oczywiście znów Autosanem) do Wołosatego. Początkowo zapowiadało się nieźle, nawet pojawiły się jakieś przejaśnienia:
Ale im wyżej szliśmy, tym bardziej chmury gęstniały. Powyżej granicy lasu mieliśmy przed sobą ścianę mgły:
Tak więc niestety moi kumple nie mieli tyle szczęścia, co ja dwa dni wcześniej, i nic nie zobaczyli z wierzchołka Tarnicy :( Przy kompletnym braku widoków, pozostało jedynie fotografowanie innych motywów na szczycie.
Poniższe zdjęcia pozostawię bez komentarza. Ktoś chyba nie zrozumiał, na czym polega szanowanie natury...
Schodząc do Przełęczy Goprowskiej, znów znaleźliśmy się poniżej pułapu chmur. Widok był całkiem efektowny.
I pojawił się promyk nadziei - za Krzemieniem widać było jakieś dziury w zachmurzeniu...
I podczas gdy podchodziliśmy na Krzemień, za nami odsłoniła się Tarnica. Trochę szkoda, że nie zaczekaliśmy tam, no ale kto bym przewidział że tak sprawy się potoczą...
Z każdą minutą widoczność stawała się coraz lepsza: słońce wciąż miało ogromne problemy z przebiciem się przez chmury, ale przynajmniej ich pułap się podniósł. Jak bardzo się z tego cieszyliśmy! Dzięki temu, zamiast przez cały dzień iść w "mleku", mogliśmy obejrzeć Bukowe Berdo w pełnej krasie. Widoki z niego były zachwycające.
Przez większą część pasma Bukowego Berda na szlaku towarzyszyło nam sporo turystów. Ale ewidentnie większość z nich przyszła żółtym szlaku z Mucznego, bo za skrzyżowaniem z owym szlakiem nasz niebieski szlak nagle zupełnie się wyludnił. Końcowy odcinek przed zejściem do lasu wiódł przez mniej skalisty teren, po prześlicznej połoninie z długimi trawami. To, że mieliśmy ten obszar na wyłączność dla siebie, szczególnie pozytywnie wpłynęło na mój odbiór tego odcinka szlaku. Ogrom przestrzeni i jej piękno sprawiają, że moim zdaniem warto wybrać taką opcję dojścia na albo zejścia z Bukowego Berda, zamiast krótszej trasy z Mucznego - mimo że reszta trasy do Widełek jest zalesiona i dość nudna.
Ostatnie półtorej godziny zejścia do Widełek to, jak wspomniałem, gęsto zalesiona trasa. Las był piękny i dziki, ale jednak po jakimś czasie taki rodzaj wędrówki zaczął trochę nam się dłużyć, zwłaszcza że miejscami jeszcze szlak był zarośnięty i zabłocony, co dodatkowo utrudniało jego przejście.
O 16:30 dotarliśmy do Widełek, gdzie oczekiwał na nas busik którego zamówiliśmy uprzednio na telefon. Choć przez całą drogę z skrzyżowania szlaków na Bukowym Berdzie nie minęliśmy żywej duszy, akurat tuż przed Widełkami dogoniliśmy inną parę turystów, chłopaka i dziewczynę odrobinę młodszych od nas. Spytaliśmy się ich czy potrzebują transportu z powrotem do Ustrzyk Górnych, a oni ochoczo przystali na naszą propozycję podwiezienia ich tam. Dzięki temu też cena za przejazd kosztowała mniej od osoby ;) Nasi towarzysze podróży przebywali w schronisku "Kremenaros" i zaproponowali nam, żebyśmy dołączyli tam do nich na obiad. Skorzystaliśmy z miłą chęcią, a potem jeszcze spędziliśmy bardzo sympatyczny czas z nimi grając w planszówki :) I w taki sposób bardzo szybko zleciała reszta popołudnia i wieczoru. Po raz kolejny miałem okazję doświadczyć, że Bieszczady naprawdę sprzyjają poznawaniu ludzi :) Tylko szkoda, że dwa dni później miałem stamtąd wyjeżdżać, a moi towarzysze już nazajutrz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz