Trasa: Cisna - Żwir - Mochnaczka - Cisna - Bacówka Pod Honem - Cisna
Po szalonym czwartku, w piątek potrzebowałem trochę odetchnąć. Warunki do tego zdawały się sprzyjające, bo tego dnia miała być - delikatnie mówiąc - nieciekawa. Z drugiej strony szkoda mi było moich towarzyszy, którzy przyjechali w Bieszczady jedynie na kilka dni i oczywiście chcieli zobaczyć jak najwięcej gór. Cóż, niestety z pogodą się nie wygra. Ale w nadziei, że jednak prognozy się nie sprawdzą, zaplanowaliśmy dzień w taki sposób, że pojedziemy do Cisnej na przejażdżkę Bieszczadzką Koleją Leśną, a potem w razie korzystnych warunków zrobimy sobie spacer po górach w okolicy. Po głowie chodziły nam dwie pętle po Cisnej: jedna na górę Mochnaczka z wieżą widokową, druga po trasie nowej ścieżki dydaktycznej do bacówki PTTK pod Honem. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się zrobić chociaż jedno z tych kółek... a tymczasem pogoda okazała się tak łaskawa, że daliśmy radę zrobić oba :)
Na początek będzie dużo zdjęć "kolejkowych". Tak, wiem że to trochę nie pasuje do bloga o tematyce górskiej... ale wprost uwielbiam kolejki wąskotorowe, a taka kolejka w górach to już w ogóle odlot dla mnie. I to jeszcze z parowozem! Poprzednim razem na kolejce (o czym napisałem kilka słów w relacji z 17 sierpnia) pojechałem pociągiem spalinowym z Majdanu do Balnicy, natomiast tym razem miałem przyjemność przejechać się pociągiem z trakcją parową do Dołżycy. Poniżej dokumentacja fotograficzna tego niezwykle atrakcyjnego przejazdu :)
Po zakończeniu przejazdu kolejką, podjechaliśmy autem do Cisnej i zaparkowaliśmy w centrum. Było pochmurno, ale nie padało, więc ochoczo ruszyliśmy na naszą pierwszą pętelkę: ścieżką historyczno-dydaktyczną "Nad Sztolnią", prowadzącą do punktu widokowego "Jeleni Skok" na Mochnaczce. Już na samym początku trasy miałem okazję wykonać kolejne zdjęcia o motywie "kolejkowym", bo nasza trasa (początkowo pokrywająca się z Głównym Szlakiem Beskidzkim) przebiegała po moście kolejki, a przekraczając go słyszeliśmy z tyłu gwizd nadjeżdżającej ciuchci. Minęła nas i odjechała w stronę Dołżycy.
Podejście na Mochnaczkę było bardzo przyjemne, a trasa spokojna - mijaliśmy tylko nielicznych turystów. Po mniej więcej 45 minutach stanęliśmy na szczycie, pod drewnianą wieżą widokową.
Na szczycie wieży znajdowała się tablica z informacjami o oglądanych stamtąd panoramach. Była tak niefortunnie ustawiona, że trochę zasłaniała widoki...
Cóż, przynajmniej wiedzieliśmy dokładnie jakie góry oglądamy. A gdy ustawiło się pod odpowiednim kątem to dało radę także sfotografować panoramy bez przeszkadzającej tablicy.
Potem wróciliśmy do Cisnej i w ten sposób zamknęliśmy koło, idąc zgodnie ze wskazówkami zegara. A ponieważ wciąż ku naszemu pozytywnemu zaskoczeniu nie padało, od razu ruszyliśmy na drugą pętlę, do bacówki. Inspirację do zaplanowania takiej trasy dały mi oznakowania nowej ścieżki dydaktycznej o nazwie "Dziki Hon", które widziałem kilka dni wcześniej na zachodnich obrzeżach Cisnej oraz w poprzednim tygodniu pod bacówką. Według informacji jakie znalazłem w internecie, ta ścieżka była absolutną nowością, wytyczoną zaledwie miesiąc wcześniej. Weszliśmy na nią koło cmentarza ofiar I Wojny Światowej po zachodniej stronie Cisnej. Ścieżka od razu rozpoczęła się bardzo konkretnym podejściem po południowych stokach Hona, a potem łagodniejszym trawersem po jego wschodniej stronie, doprowadzając nas w ten sposób do bacówki. Szczególnych widoków nie było (jedyna odrobinę ciekawsza panorama jest na poniższym zdjęciu), ale ogólnie było bardzo ładnie i dziko.
W bacówce zatrzymaliśmy się na wyjątkowo długo, bo aż na trzy godziny. Po prostu zupełnie nam się nie spieszyło z powrotem do Ustrzyk Górnych, bo tam na naszej kwaterze czekało na nas tylko zimno (mieliśmy wynajęty domek kempingowy obok Hotelu Górskiego PTTK, a przy braku ogrzewania i niskich jak na koniec sierpnia temperaturach, we wnętrzu można było nieźle zmarznąć). Woleliśmy jak najdłużej posiedzieć w przytulnej bacówce, najeść się pysznych pierogów (i oczywiście słodkiej specjalności bacówki, czyli czekoladowego brownie), posłuchać muzyki puszczanej na jadalni (bardzo pasującej do klimatu tego miejsca), pograć w planszówki i nacieszyć się ładnymi widokami z tarasu.
Odkładaliśmy zejście do Cisnej na tyle długo ile to było możliwe, ale jednocześnie na tyle wcześnie aby dojechać do Ustrzyk Górnych przed zmrokiem. Droga w dół do Cisnej po czerwonym szlaku była krótka ale ładna:
Ale powróciwszy do Cisnej, nie mogłem pozwolić na to abyśmy odjechali bez pokazania moim znajomym legendarnej Siekierazady ;)
Trochę obawialiśmy się powrotu do naszej lodowatej kwatery w Ustrzykach Górnych, ale udało nam się znaleźć wymówkę żeby spędzić wieczór poza nią ;) Okazało się, że w Zajeździe Pod Caryńską (który notabene bardzo polecam, lokal z świetnym żarciem i klimatem) jest tego muzyka na żywo grana przez zespół o nazwie "Credo" (trochę klimatów rockowych jak i coverów różnych znanych piosenek). Spędziliśmy tam bardzo sympatyczny (i co najważniejsze ciepły wieczór), a do naszego domku powróciliśmy dopiero po 22, gdy było już na tyle późno że mogliśmy natychmiastowo wskoczyć do łóżka pod ciepłą kołdrę ;) I to by było na tyle z tego dnia. Nasza trasa na kolejny dzień zapowiadała się nieco ambitniej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz