Mapa trasy
Podczas mojego kilkudniowego pobytu z kuzynami w Tatrach ogromną zaletą znalezienia miejsca noclegowego na Łysej Polanie była możliwość wybrania się nad Morskie Oko wcześnie rano, przed nadciągnięciem tłumów. Nie mieliśmy ochoty oglądać tego legendarnego miejsca wśród hałaśliwych rzeszy turystów, tylko w jego naturalnym stanie, w ciszy i spokoju. Zatem w pogodny piątkowy poranek wyruszyliśmy skoro świt na długą asfaltową drogę nad Morskie Oko, mając owo jezioro za nasz główny cel, a gdzie mieliśmy pójść dalej – to miało być zadecydowane dopiero potem, na spontanie ;)
Podczas mojego kilkudniowego pobytu z kuzynami w Tatrach ogromną zaletą znalezienia miejsca noclegowego na Łysej Polanie była możliwość wybrania się nad Morskie Oko wcześnie rano, przed nadciągnięciem tłumów. Nie mieliśmy ochoty oglądać tego legendarnego miejsca wśród hałaśliwych rzeszy turystów, tylko w jego naturalnym stanie, w ciszy i spokoju. Zatem w pogodny piątkowy poranek wyruszyliśmy skoro świt na długą asfaltową drogę nad Morskie Oko, mając owo jezioro za nasz główny cel, a gdzie mieliśmy pójść dalej – to miało być zadecydowane dopiero potem, na spontanie ;)
Pierwsze tego dnia wspaniałe widoki, m.in. na Mięguszowiecki Szczyt,
ukazały się nam z Włosienicy.
Pół godziny później po raz pierwszy w naszych
życiach stanęliśmy nad Morskim Okiem. Oczywiście obowiązkowo zrobiliśmy rundkę
wokół jeziora. A poniższe zdjęcia chyba nie wymagają komentarza.
Mieliśmy naprawdę szczęście, że mogliśmy te nieziemskie widoki oglądać
prawie w samotności. Gdy wróciliśmy do schroniska przy Morskim Oku, było tam
nieporównywalnie tłoczniej niż gdy ruszyliśmy spod niego na okrążenie jeziora.
Oczywiście wówczas ewakuowaliśmy się stamtąd jak najszybciej. Na kolejny etap
naszej wędrówki obraliśmy niebieski szlak do Doliny Pięciu Stawów przez
Świstówkę Roztocką. Wspinając się nim do góry, mieliśmy za sobą wspaniały widok
na Morskie Oko w dole.
Z Świstówki Roztockiej mieliśmy widok na masyw Wołoszyna po drugiej stronie
Doliny Roztoki.
Ale nic nie przebije widoku na Dolinę Pięciu Stawów z Świstowej Czuby.
W Dolinie Pięciu Stawów zatrzymaliśmy się na trochę w schronisku i
zjedliśmy ciasto jagodowe, które wprost rozpływało się w ustach :) Następnie
postanowiliśmy udać się na Zawrat, którego 8 czerwca próbowałem zdobyć z inną
ekipą – nieudanie, z powodu śniegu. Tym razem wejście na niego nie sprawiło nam
zbyt wielu kłopotów – ten szlak jest naprawdę nietrudny jak na Tatry Wysokie.
Jeśli się porówna poniższe zdjęcie Zadniego Stawu Polskiego z moimi zdjęciami z
tego samego miejsca z 8 czerwca, można zobaczyć spore różnice w panoramie.
Przede wszystkim staw nie jest zamarznięty, okoliczne szczyty nie są pokryte
płatami śniegu, a pogoda – niestety – nie jest tak ładna jak wówczas.
Gdy doszliśmy na Zawrat pogoda popsuła się do tego stopnia, że od strony
północnej nie było widać absolutnie nic – a więc niestety ominął nas rzekomo
przepiękny widok z Zawratu na Czarny Staw Gąsienicowy :( Ale od strony
południowej chmur jeszcze nie było i widok na Dolinę Pięciu Stawów był niczym
nie zakłócony. Również od strony wschodniej był wspaniały widok na Orlą Perć.
Na poniższym zdjęciu widać śmiałków rozpoczynających wędrówkę tym
najbardziej wymagającym w całych Tatrach szlakiem. Mój kuzyn Rob również miał
ochotę spróbować swoich sił na nim, ale ja i drugi kuzyn Ned absolutnie nie
mieliśmy na to ochoty, więc sprawa została przegłosowana...
Ponieważ to miał być najwyższy punkt naszych wędrówek podczas tego pobytu w
Tatrach, obowiązkowo zrobiliśmy sobie na Zawracie pamiątkowe zdjęcie :)
Do Doliny Pięciu Stawów wróciliśmy tą samą trasą. Tam nastąpiła jeszcze
debata o tym, czy nie iść jeszcze na Szpiglasowy Wierch i przejść ponownie koło
Morskiego Oka, jednak w obliczu pogarszającej się pogody i ogólnego zmęczenia
(jakby nie patrzeć przeszliśmy tego dnia już naprawdę sporo), postanowiliśmy
wrócić bezpośrednio przez Dolinę Roztoki. Zaszliśmy jeszcze do schroniska w
Dolinie Pięciu Stawów, chcąc ponownie spróbować ich wspaniałego ciasta
jagodowego, ale niestety podczas gdy zdobywaliśmy Zawrat zapasy tego ciasta się
w międzyczasie wyczerpały :( Zrekompensowaliśmy to sobie szarlotką (smaczną,
ale nie aż w takim stopniu jak ciasto jagodowe) i zeszliśmy tą samą trasą co
poprzedniego dnia – czarnym szlakiem, a następnie zielonym przez Dolinę Roztoki
i na koniec czerwonym po asfalcie z Wodogrzmotów Mickiewicza. Po powrocie do
pokoju mieliśmy jeszcze na tyle sił by zrobić sobie kolację, po czym padliśmy
na łóżka i spaliśmy :) Niestety noc mieliśmy trochę przerwaną z powodu gości z
sąsiedniego pokoju śpiewających „Barkę” po pijanemu o trzeciej nad ranem, a
potem już o szóstej mieliśmy pobudkę... ale o tym co nastąpiło dalej napiszę w
następnym poście ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz