środa, 30 maja 2018

20.05 Filipka i Stożek Mały

Trasa: Hradek - Filipka - Kolibiska - Stożek Mały - Na Chałupianki - Skalnity - Wisła

Ostatnio coraz rzadziej zdarza się, żebym wybrał się na trasę w Beskidach która jest w całości dla mnie nowa - prawie zawsze jakiś jej odcinek dubluje się z którąś z moich poprzednich tras. Dlatego wycieczka, którą zaplanowałem na kolejną słoneczną majową niedzielę, była dla mnie tym bardziej atrakcyjna, ponieważ poza jej najwyższym punktem na Stożku Małym, przez który szedłem trzykrotnie podczas przemierzania pasma Czantorii, reszta trasy przebiegała po szlakach, na których nigdy wcześniej nie byłem: część po stronie czeskiej, część po polskiej.

Razem z koleżanką, która mi tego dnia towarzyszyła, pojechaliśmy do Cieszyna, piechotą przekroczyliśmy granicę i czeskim pociągiem dojechaliśmy do miejscowości Hradek, gdzie ma swój początek zielony szlak na górę Filipka. Od samego początku szlak prezentował się ciekawie, oferując widoki w głąb Beskidu Śląsko-Morawskiego.


Opuszczając Hradek minęliśmy ciekawy obiekt, o którym myśleliśmy że to jest pensjonat, a dopiero później się dowiedziałem, iż jest to zbór tzw. Kościoła Braterskiego.


Miejsce to jest ciekawe również dlatego, że w budynku nieopodal przebywał w latach 30-tych Wincenty Witos (jak się dowiedziałem, na kuracji ze względu na problemy gastryczne) i pobyt ten upamięta specjalna tablica.


Zielony szlak wiódł nas dalej przez urokliwy teren pełny bujnej zieleni, na przemian łąkami i lasami. Przeszliśmy przez małą dolinkę i wyszliśmy powyżej niej na szczególnie atrakcyjny punkt widokowy.



Wkrótce potem dotarliśmy do kolejnego bardzo ciekawego punktu na trasie: kaplicy p.w. św. Izydora z Madrytu. Zrobiłem zdjęcie (mam nadzieję, że nie łamałem przy tym żadnych praw autorskich ;) ) tablicy bliżej przedstawiającej ten obiekt.


A oto sama kaplica. Jako ciekawostkę dodam, że byliśmy tam zaledwie kilka dni po dniu św. Izydora (15 maja), a rok temu spędzałem ten dzień właśnie w... Madrycie, na wielkiej fieście San Isidro. A tutaj, zupełnie niespodziewanie, rok później na czeskim szlaku otrzymałem takie przypomnienie o tym świętym.


Wzdłuż szlaku za kaplicą św. Izydora rośnie szereg jabłoni, które wcale nie są tam przypadkowo. 


Zamieszczam poniżej zdjęcie kolejnej tablicy informacyjnej, opisującej sympatyczną inicjatywę "Alei Dobra".


Po krótkim leśnym odcinku wyszliśmy na Filipkę (762 m n.p.m). Okolica pełna "umajonych łąk", z widokami m.in. w stronę Stożka Małego i Wielkiego, wyglądała błogo i idyllicznie.





Z Filipki kontynuowaliśmy wędrówkę szlakiem zielonym. Zeszliśmy do doliny potoku Hluchova, przekraczając tam niewielką asfaltową drogę, a następnie czekało nas znów podejście, niezbyt uciążliwe, przez las do granicy z Polską. Wychodząc na Stożek Mały musiałem przyznać, że w porównaniu z niektórymi punktami na szlaku po czeskiej stronie, pod względem widoków nie jest on jakoś szczególnie wybitny. Nieco ciekawiej się zrobiło na zejściu z Stożka Małego, gdyż obraliśmy kierunek do Wisły szlakiem żółtym, a z niego od czasu do czasu ukazują się panoramy na okoliczne góry i łąki. Najciekawszy widok jest na sam Stożek Wielki.


Zeszliśmy żółtym szlakiem do doliny potoku Dziechcinka. Na dole trwała pełnia majowej sielanki.


Uroku tej okolicy dodawały całkiem malownicze domki, jak chociażby poniższy.


Można było zejść tą asfaltową drogą do stacji kolejowej Wisła Dziechcinka, ale stamtąd mielibyśmy słabsze połączenia z powrotem do Bielska-Białej, a ponieważ pogoda była cudowna chcieliśmy troszeczkę jeszcze przedłużyć wycieczkę. Postanowiliśmy więc wejść na kolejną górę - Skalnity - i z niej zejść do dworca autobusowego w Wiśle, gdzie mieliśmy do dyspozycji znacznie więcej bezpośrednich autobusów. Tak więc dochodząc do obrzeży dzielnicy Dziechcinka skręciliśmy w lewo na oznakowaną na czerwono ścieżkę dydaktyczną, która poprowadziła nas w górę i wkrótce połączyła się z zielonym szlakiem. Kontynuowaliśmy naszą wędrówkę drogą wyłożoną betonowymi płytami. Tu i ówdzie pojawiały się przy niej zabudowania, których mieszkańcy, trzeba przyznać, mogą cię cieszyć na co dzień naprawdę ładną okolicą.


Droga doprowadziła nas do górnej stacji kolejki krzesełkowej, skąd mieliśmy panoramę na pasmo Równicy oraz dolinę Wisły, z rzucającym się w oczy ogromnym hotelem Gołębiewski.


Początkowo wciąż po betonowych płytach, potem na krótko drogą gruntową, a następnie asfaltem, zielony szlak sprowadzał nas do Wisły przez las, w którym nie brakowało punktów widokowych.




Będąc już na dole w Wiśle, mieliśmy przed sobą Hotel Gołębiewski w pełnej krasie. Istnieją różne opinie na temat wyglądu tego budynku, mnie jednak osobiście on nie razi i moim zdaniem nawet całkiem ładnie komponuje się z otoczeniem.


Podsumowując tą trasę, uważam ją za naprawdę godną polecenia. Często czyta się w internecie o walorach szlaku grzbietem pasma Czantorii, który niewątpliwie jest urokliwy, ale dużo mniej jest napisane o szlakach dojściowych, zwłaszcza po stronie czeskiej, a są one naprawdę malownicze. Czasami wybierając się w te rejony warto przejść się nie wzdłuż granicy, tylko trasą przecinającą ją, z Czech do Polski albo na odwrót. Wydaje mi się, że spokojniej jest na tych szlakach niż na szlakach granicznych, a widoki równie piękne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz