Trasa: Słotwina - Podlas - Hala Jaśkowa - Skrzyczne - Hala Skrzyczeńska
Być może czytając tytuł tego wpisu zastanawiacie się, dlaczego drugi raz w ciągu tygodnia wszedłem na Skrzyczne. Miałem jednak powody, by tam wracać: bardzo mi zależało na tym, aby skorzystać z okazji do zobaczenia po raz pierwszy Halę Skrzyczeńską oraz dojścia tam z szczytu Skrzycznego. A według informacji, które wyczytałem w internecie, trasa dla pieszych i rowerzystów na Halę Skrzyczeńską miała zostać lada dzień zamknięta z powodu rozpoczęcia prac nad budową nowego wyciągu z Hali Skrzyczeńskiej na Małe Skrzyczne. Więc to był naprawdę ostatni dzwonek, aby "zaliczyć" ten odcinek. A oprócz tego chciałem "wypróbować" nową kolejkę linową, którą w tym roku uruchomiono pomiędzy Halą Skrzyczeńską a Szczyrkiem. Pogodne sobotnie popołudnie zdawało się być idealną okazją do tego, aby wybrać się w te okolice.
Rozpocząłem wycieczkę razem z przesympatyczną koleżanką w osadzie Banasie, na pograniczu Słotwiny i Lipowej. Naszym planem było, aby na początek przejść się asfaltową drogą przez osadę Podlas i łąkami do Lipowej Górnej. Stamtąd mieliśmy leśną ścieżką (tą samą, którą szedłem podczas wycieczki z dnia 27.10.2013) dojść do niebieskiego szlaku, którym mieliśmy wejść na Skrzyczne. Nie do końca poszło zgodnie z planem ;) Ale o tym za chwilę. Już na samym początku wycieczki, zaraz po tym jak wysiedliśmy z busa w Banasiach, naszą uwagę zwróciła piękna kapliczka.
Nie minęło wiele czasu, nim trafiliśmy na następną:
Wędrówka asfaltową drogą przez Podlas do Lipowej Górnej była bardzo sympatyczna. Prawie płasko, przez idylliczne łąki, z widokami na Skrzyczne oraz Kotlinę Żywiecką.
Dotarliśmy do skrzyżowania z inną asfaltową drogą, prowadzącą z centrum Lipowej. To tą drogą szedłem podczas pierwszego wejścia na Skrzyczne w dniu 27.10.2013; przypomniałem sobie, że wówczas spostrzegłem na niej mnóstwo kapliczek. Teraz mieliśmy zadanie, zdawałoby się, proste: pójść tą samą trasą co wtedy do skraju lasu i do niebieskiego szlaku. A jednak gdy doszliśmy do lasu jakimś cudem skręciliśmy na nie tą ścieżkę, co trzeba. Początkowo nie zauważyłem naszej pomyłki, jednak później znaleźliśmy się w urokliwym zalesionym wąwozie, którego absolutnie sobie nie kojarzyłem.
I nawet tutaj znaleźliśmy kolejną kapliczkę do kolekcji ;)
Nie przejęliśmy się zbytnio tym, że trafiliśmy na niewłaściwą ścieżkę, gdyż wiedzieliśmy że i tak ogólnie idziemy w dobrym kierunku. Kontynuowaliśmy więc wędrówkę wąwozem. Jednak niedługo potem wąwóz skręcił na prawo, w kierunku północnym, podczas gdy my aby dojść do niebieskiego szlaku powinniśmy iść na wprost, czyli na zachód. Przy pierwszej okazji więc skręciliśmy na małą ścieżkę, prowadzącą w pożądanym przez nas kierunku. Była wąska i bardzo stroma, więc musieliśmy bardzo sobie pomagać kijkami przy tym podejściu, ale najważniejsze że doprowadziła nas do niebieskiego szlaku. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy szlakiem w kierunku Skrzycznego. Do Hali Jaśkowej szliśmy niemal cały czas przez las, jednak potem rozpoczął się widokowo dużo ciekawszy odcinek szlaku.
Ponieważ pogoda stawała się coraz ładniejsza, a zarazem chciałem aby moja koleżanka, która wchodziła na Skrzyczne pierwszy raz, zobaczyła jak najwięcej ciekawych widoków, zaproponowałem jej niewielkie przedłużenie naszej trasy. Wyglądało ono następująco: za Halą Jaśkową skręciliśmy w lewo na bardzo szeroką drogę szutrową, prowadzącą w kierunku zachodnim, trawersując Małe Skrzyczne. Potem skręciliśmy w prawo na kolejną taką drogę, podążając w kierunku Skrzycznego. Nieco poniżej szczytu skrzyżowała się ona ponownie z niebieskim szlakiem, którym doszliśmy na sam szczyt. A więc zrobiliśmy taki mały "zygzak" - który okazał się strzałem w dziesiątkę, ponieważ oferował jeszcze rozleglejsze widoki od niebieskiego szlaku. Widać to chociażby na poniższym zdjęciu:
Na szczycie Skrzycznego widoki były nieco ograniczone z powodu chmur, lecz i tak było pięknie. Porobiliśmy tam trochę zdjęć, po czym poszliśmy do schroniska na obiad, a następnie... ponownie zaczęliśmy pstrykać fotki ;)
Końcowy etap naszej wędrówki, na Halę Skrzyczeńską, wiódł poza znakowanymi szlakami turystycznymi. Dziwię się w sumie troszeczkę, czemu tam nie ma szlaków, ponieważ drogi są bardzo wyraźne i naprawdę widokowe. Jedną z takich dróg (tą samą, którą wchodziłem na Skrzycznego podczas wycieczki z dnia 05.10.2014) zeszliśmy kawałek z szczytu, a potem skręciliśmy w lewo na kolejną leśną drogę i trawersując północne stoki Skrzycznego oraz Małego Skrzycznego podążyliśmy w kierunku Hali Skrzyczeńskiej. Oprócz nas na tej drodze nie było żywej duszy. Byliśmy tylko my, sami wśród rozległych panoram.
Nieco powyżej Hali Skrzyczeńskiej nasza trasa dosłownie na chwilę skrzyżowała się z moją trasą z poprzedniego poniedziałku, a potem czekało nas już tylko króciutkie zejście do samej hali. Pomimo dojeżdżającej do niej kolejki linowej było na niej bardzo spokojnie - turyści byli jedynie nieliczni. W sumie Hala Skrzyczeńska trochę mnie zawiodła. Widoki z niej są nieco ograniczone, a obecność kolejki linowej, kilku obiektów infrastruktury turystycznej oraz otoczonego betonem sztucznego zbiornika wodnego sprawia, że atmosfera jest dużo bardziej "cywilizowana". Główną atrakcją na Hali Skrzyczeńskiej jest wielki dzwon pasterski, tzw. zbyrcok.
Zbliżała się 17:30 i już niewiele czasu nam zostało do zamknięcia kolejki linowej, więc udaliśmy się do wagonika. Byliśmy prawie że jedynymi pasażerami. Jestem pewien, że o wcześniejszej porze byłoby ich więcej, ale mimo wszystko obecność tak niewielkiej liczby turystów dawała powody do drobnego niepokoju o to, czy ta nowa kolejka jest w stanie na siebie zarobić. Skoro z Hali Skrzyczeńskiej nie ma żadnego oficjalnego szlaku turystycznego, a lada dzień mają tymczasowo zamknąć nawet te "nieoficjalne" przejścia z niej w kierunku Małego Skrzycznego i Skrzycznego, to co właściwie może przyciągnąć turystów na Halę Skrzyczeńską? Czy w takiej sytuacji może dziwić, że oprócz nas było tam bardzo mało ludzi? Muszę jednak uczciwie przyznać, że sam przejazd kolejką linową do Skrzycznego jest bardzo atrakcyjny widokowo i my ani trochę nie żałowaliśmy wydanych na ten przejazd pieniędzy.
Przystanek autobusowy mieliśmy raptem tuż obok dolnej stacji kolejki. Po krótkim oczekiwaniu nadjechał PKS i wróciliśmy nim do Bielska-Białej, bardzo usatysfakcjonowani po niezwykle przyjemnie spędzonym popołudniu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz