Trasa: Meszna - Gębale - Chata Na Groniu - Buczkowice - Przełęcz Siodło - Szczyrk - Podmagórskie - Siodło Pod Klimczokiem - Klimczok - Szyndzielnia - Przełęcz Dylówki - Olszówka Górna
Sobotnią wycieczkę w Beskidy można by nazwać wycieczką o dwóch różnych połowach. Pierwsza, z Mesznej do Szczyrku, odbywała się w średnio przyjemnych warunkach atmosferycznych: przy wysokiej temperaturze, strasznej duchocie i krążących wokoło burzach. Na drugą połowę, po obiedzie w Szczyrku, warunki całkowicie się odmieniły: zrobiło się słonecznie i dużo bardziej rześko, a wieczór był wyjątkowo piękny.
Cieszę się, że podczas tej wycieczki mogłem pokazać kilku znajomym z pracy niektóre z ładniejszych punktów widokowych w tej części Beskidu Śląskiego. Pojechaliśmy czteroosobową ekipą. Najpierw busem do Mesznej, skąd ulicą Energetyków - tak samo jak podczas mojej niedawnej wycieczki 23 kwietnia - udaliśmy się w stronę Chaty na Groniu. Pierwszą małą "przygodą" na tym odcinku było natrafienie na węża.
Pomimo gorąca i duchoty udało nam się dość szybko dotrzeć do polany, na której stoi Chata na Groniu. Chciałem pokazać moim towarzyszom najlepsze widoki stamtąd, więc poprowadziłem ich żółtym szlakiem do góry, po dość stromym stoku przez sam środek polany. Niestety nie było im dane zobaczyć te widoki w pełnej okazałości. Chociaż świeciło słońce, widoczność była fatalna, co obrazuje poniższe zdjęcie:
Jednak nawet przy takich warunkach mojej ekipie bardzo się tam podobało. A przy gorszej widoczności zamiast skupiać się na dalekich panoramach bardziej zwracaliśmy uwagę na to, co było w pobliżu: poszczególne rośliny, owady, czy też liczne kapliczki na polanie i wokół niej, z których poniższa - zwłaszcza ze względu na jej odrobinkę komiczny wygląd - szczególnie nam się spodobała:
Zarówno trasa wejścia na polanę, jak i zejścia z niej były takie same, jak podczas mojej wycieczki z 23 kwietnia. A więc zeszliśmy oznakowaną na zielono ścieżką dydaktyczną w kierunku Buczkowic. Z taką tylko różnicą, że będąc już u podnóży gór skręciliśmy na południe, przez łąki w stronę Buczkowic nieco wcześniej, niż robi to ścieżka dydaktyczna, i podążyliśmy równoległą do niej polną dróżką, którą przebiega oznakowana na czerwono trasa rowerowa. Ten odcinek był takim typowym przejściem przez łąki i zagajniki, jednak w porównaniu z trasą obraną przez zieloną ścieżką dydaktyczną - z której umieściłem parę zdjęć w mojej relacji z 23.04 - jest dużo mniej widokowy. Stąd też tym razem nie mam żadnych zdjęć z odcinka przed Buczkowicami. Brak zdjęć wynika również stąd, że na tym odcinku zaczęło dość solidnie grzmieć i przyspieszyliśmy kroku, żeby ewentualna burza nie złapała nas w otwartym terenie. Nim jednak dotarliśmy do Buczkowic, grzmoty ucichły i powróciła słoneczna, lecz bardzo parna i duszna pogoda.
W Buczkowicach kupiliśmy sobie lody w sklepie i zrobiliśmy krótki postój, lecz ze względu na nadciągające kolejne ciężkie chmury postanowiliśmy prędko pójść w dalszą trasę. Przeszliśmy ulicą Grunwaldzką pod buczkowicki kościół, gdzie naszą uwagę zwróciła wyjątkowo ładna kapliczka naprzeciwko kościoła. Pora więc na kolejne zdjęcie z motywem religijnym:
Kolejny etap naszej wędrówki wiódł czerwonym szlakiem w kierunku Przełęczy Siodło. Ten odcinek zdecydowanie ma swój klimat, gdyż prowadzi bardzo wąską ścieżką przez gęste leśne zarośla, momentami po skraju dość skromnego urwiska. Pod drzewami w końcu mogliśmy zaznać trochę ochłody przed popołudniowym skwarem. Jeszcze jednym ciekawym elementem tego szlaku są dwie tabliczki z apelami do turystów:
Przez malowniczą polanę na Przełęczy Siodło przeszliśmy dość żwawo, gdyż ponownie zaczęło grzmieć, a niebo coraz bardziej zaciągało się chmurami. Opuściliśmy czerwony szlak i przeszliśmy krótkim odcinkiem pozaszlakowym do szlaku zielonego, którym zeszliśmy do Szczyrku. W tym czasie zaczęło padać. Gdy więc dotarliśmy do Szczyrku, bez chwili zwłoki schroniliśmy się w karczmie "Maciejówka" i skorzystaliśmy z okazji, aby zjeść obiad - dość drogi, lecz naprawdę smaczny. Gdy wyszliśmy stamtąd godzinę później, pogoda diametralnie się zmieniła: niebo stało się praktycznie bezchmurne, a powietrze dużo świeższe. W takich warunkach było dużo przyjemniej kontynuować wędrówkę: moją "tradycyjną" trasą niebieskim szlakiem, a następnie zielonym do schroniska pod Klimczokiem.
Sezon na śluby trwa, co było widać przy Sanktuarium "Na Górce":
Typowo wiosenne, pełne zieleni pejzaże na niebieskim szlaku...
...a następnie na zielonym:
Podczas postoju w schronisku pod Klimczokiem główną atrakcją było rewelacyjne ciasto śliwkowe :)
Podczas podejścia na szczyt Klimczoka urządziłem sobie bardzo "patriotyczną" fotosesyjkę. Akurat mój wybór koszuli na ten dzień dopasował się perfekcyjnie do flagi ustawionej przy kultowej chatce na stokach Klimczoka ;)
W schronisku na Szyndzielni akurat odbywało się ciekawe wydarzenie: Wiosenny Zlot Ciszaków, czyli zlot fanów zespołu Cisza Jak Ta. Na jadalni ustawiono scenę, na której miał miejsce nieco improwizowany, lecz całkiem wysokiej jakości artystycznej koncert w wykonaniu uczestników. Niestety trzeba było szybko schodzić do Bielska-Białej, gdyż wkrótce miało się ściemnić. Na czerwonym szlaku zejściowym o tak późnej porze (prawie 20) panowały pustki, a w pięknym wieczornym świetle ten zazwyczaj nudnawy szlak prezentował się dużo atrakcyjniej niż zazwyczaj.
Podaję do informacji osobom, które planują wycieczki po żółtym szlaku pomiędzy Wapienicą a Szyndzielnią:
I w ten sposób kończę relację z całkiem pokaźnej długości wycieczki po zakątkach Beskidu Śląskiego, w których często bywam i do których zawsze z przyjemnością wracam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz