piątek, 11 maja 2018

01.05 Antałówka i Nosal

Trasa: Zakopane - Szymoński Wierch - Antałówka - Nosal - Zakopane

Zawsze mi mówiono, że lepiej unikać Tatr w majówkę, że są wtedy na szlakach dzikie tłumy a zarazem dość niebezpieczne, wciąż jeszcze zimowe warunki... No ale w tym roku te wskazówki zupełnie zignorowałem :D i pierwszego maja wyruszyłem w Tatry. No i co się okazało? Tłumy rzeczywiście były, ale tylko w niektórych miejscach i nie aż tak duże, jak się spodziewałem, a warunki na Nosalu letnie. Zresztą patrząc na wyższe partie Tatr to nawet tam śniegu, jak na początek maja, było naprawdę mało, a to zasługa wyjątkowo ciepłego kwietnia.

Głównym powodem mojej wycieczki do Zakopanego w tym właśnie dniu był zorganizowany w ramach projektu "Małopolskie Szlaki Turystyki Kolejowej" pociąg specjalny ciągnięty przez parowóz z Chabówki do Zakopanego i z powrotem. Uwielbiam takie stare pociągi - w ogóle to przejażdżki nimi i fotografowanie ich było moim hobby już długo przed tym, jak zacząłem chodzić po górach - i koniecznie chciałem skorzystać z okazji, aby przejechać się zabytkowym składem przez piękne podhalańskie krajobrazy, a to wszystko połączyć z krótką wędrówką po Tatrach. Połączenie dwóch cudownych dla mnie rzeczy :) Tak więc ta relacja będzie miała charakter górsko-kolejowy.

Rozpocząłem wycieczkę dojeżdżając busem z Bielska-Białej do Suchej Beskidzkiej, skąd miałem złapać pociąg osobowy do Chabówki. A ten pociąg okazał się dodatkową, nieprzewidzianą atrakcję, bowiem podjechał sam Pociąg Papieski - specjalny pociąg, który kiedyś był "pociągiem pielgrzymkowym" z Krakowa do Wadowic, rodzinnego miasta Papieża Jana Pawła II. Obecnie kursuje na rozmaitych trasach po Małopolsce jako zwyczajny pociąg osobowy. W środku można znaleźć zdjęcia i informacje o Papieżu-Polaku, a całe wnętrze jest wyjątkowo wygodne i nowoczesne. I właśnie na ten pociąg się załapałem :)



Pierwsze zdjęcie przedstawia Pociąg Papieski na peronie w Suchej Beskidzkiej, drugie w Chabówce, gdzie wysiadłem. Wkrótce potem na stację w Chabówce wjechał zupełnie inny pociąg: zabytkowy, którym miałem udać się w dalszą drogę.


Podróż pociągiem "retro" była wyjątkowo przyjemna. Już na samym początku nawiązała się ciekawa rozmowa pomiędzy mną a siedzącym naprzeciwko mężczyzną, który okazał się wieloletnim kolejarzem i miał do powiedzenia masę interesujących rzeczy na temat kolei. Widoki z okna, oczywiście, były bardzo malownicze. Obsługa pociągu często nas "karmiła": zorganizowała postój na bardzo smaczną grochówkę w Nowym Targu, a do tego często przechadzała się po pociągu częstując pasażerów pysznymi pajdami chleba z smalcem, których zdawało się nie być końca. Oprócz tego podróż uatrakcyjniła nam kapela góralska, która dawała kilkunastominutowe "koncerty" w każdym wagonie. Chyba najlepszy moment całej podróży nastąpił właśnie wtedy, gdy przed Nowym Targiem słuchałem takiego koncertu, gdy nagle za zakrętem odsłoniła się wspaniała panorama ośnieżonych Tatr przy dźwiękach regionalnej muzyki góralskiej w tle.


Po przyjeździe do Nowego Targu:


W Nowym Targu mieliśmy wspomniany postój na grochówkę, który według rozkładu miał trwać długo, prawie godzinę. Potem pociąg miał mieć postój długości 2 godzin 50 minut w Zakopanem. Trochę się obawiałem, że może nie starczyć mi czasu na tatrzańską trasę, którą zaplanowałem, więc postanowiłem wyjechać z Nowego Targu wcześniej, pociągiem Podhalańskiej Kolei Regionalnej, którą otwarto zaledwie kilka dni wcześniej. Tenże pociąg jest widoczny na poniższym zdjęciu po prawej stronie.


Tatry widziane z kładki nad dworcem w Nowym Targu naprawdę zdawały się być na wyciągnięcie ręki. Już nie mogłem doczekać się mającej wkrótce nastąpić wędrówki po nich!


Pociąg Podhalańskiej Kolei Regionalnej zawiózł mnie do Zakopanego bardzo szybko, podczas gdy na mijanej przez niego "zakopiance" kierowcy stali w korkach. Myślę, że ta nowo otwarta kolej może okazać się naprawdę konkurencyjna dla transportu drogowego na Podhalu, i mam nadzieję że trochę odciąży "zakopiankę". O 12:30 już byłem na dworcu w Zakopanem i miałem czas prawie do 16:00, aby pójść na Nosal oraz... no właśnie, i tu miał nastąpić punkt programu który bardzo mnie interesował. Po drodze na Nosal chciałem pójść na Antałówkę, wzniesienie o wysokości 937 m n.p.m. tuż obok Zakopanego, z którego słyszałem że ponoć są świetne widoki na Tatry.

Dojście na Antałówkę okazało się banalnie proste i, co najważniejsze, bardzo spokojne i niemal całkowicie pozbawione innych turystów. Niesamowite, że w środku majówki wystarczy odejść 5 minut od dworca w Zakopanem, by mieć wokół siebie spokój, ciszę i widoki na piękną naturę! Trzeba od razu przy dworcu skręcić na ulicę Smrekową, która łagodnie wspina się na zbocza Szymońskiego Wierchu, początkowo podążając równolegle do torów kolejowych. Po krótkim podejściu można zobaczyć całkiem oryginalną panoramę zakopiańskiego dworca z Tatrami Zachodnimi w tle.


Po kilku minutach skręca się na prawo, schodzi się z asfaltu na wygodną polną drogę, i już ukazują się Tatry Wysokie, górując majestatycznie nad okolicznymi łąkami i wzgórzami.



Trasa jest naprawdę rewelacyjna. Idzie się prostą jak strzała, banalnie łatwą drogą gruntową przez łąki, mając cały czas szczyty Tatr przed sobą. Myślę, że ponad połowa turystów odwiedzających Zakopane nie zdaje sobie sprawy, jakie to skarby natury są ukryte tuż obok centrum Zakopanego. Szkoda tylko jednego szkaradnego budynku, który znajduje się w połowie trasy i chwilowo szpeci widok.


Ale wkrótce potem dochodzi się na szczyt Antałówki - najwyższy punkt tego odcinka - gdzie jest wprost cudownie. I nawet w takim dniu było tam stosunkowo niewielu ludzi.



Przez Antałówkę przebiega żółty szlak turystyczny, jednak jego trasa ostatnio ulegała modyfikacjom i na dobrą sprawę nie bardzo widać, którędy dokładnie on przebiega. Mi to nie przeszkadzało - tam jest tyle urokliwych i wygodnych ścieżek, że każdy może sobie dobrać taką trasę wejścia na Antałówkę i zejścia z niej, jaką zechce. Ja zszedłem po jej południowych stokach, do ulicy Broniewskiego. Festiwalu pięknych widoków nastąpił ciąg dalszy ;)



Doszedłszy do ulicy Broniewskiego, zszedłem nią do Bulwarów Słowackiego, a następnie wzdłuż potoku do obrzeży Tatrzańskiego Parku Narodowego. Zapłaciłem w budce za bilet wstępu i wszedłem na zielony szlak na Nosal. Chyba jest oczywiste, że było tam zupełnie inaczej, niż podczas mojej poprzedniej wizyty na Nosalu, która była zarazem moją poprzednią wizytą w Tatrach - o 6:30 rano w poniedziałek 26 marca. Bardzo wczesna pora i dzień powszedni poza sezonem - rzecz jasna wtedy nie było na Nosalu żywej duszy poza mną. A tym razem środek dnia i majówka, no to oczywiście były na Nosalu tłumy...

Szczerze mówiąc lepiej mi się podchodziło poprzednim razem, samemu. Szlak na Nosal jest dość stromy i przy wielu osobach na nim było czasami odrobinę trudniej się wyminąć. No ale jakoś dawaliśmy radę. I nie można zaprzeczyć, że na szlaku było sporo ciekawych ludzi... praktycznie cały przekrój społeczeństwa ;) Byli m.in. rodzice z bardzo małymi, ledwo kilkuletnimi dziećmi; były zakonnice; była grupa młodych ludzi puszczających głośną muzykę disco polo... Wszyscy byliśmy różnymi ludźmi, ale łączyło nas jedno: chęć zobaczenia tych pięknych gór. I pod tym względem byliśmy zjednoczeni.

Tyle filozofowania, pora na dokumentację fotograficzną :)




Po zdobyciu Nosala zszedłem tą samą trasą do budki przy wejściu do TPN, a następnie przeszedłem przy tamie do drogi z Kuźnic do Zakopanego. I Nosal oglądałem już z dołu, a jeszcze tak niedawno byłem na górze... Żal mi było już opuszczać Tatry, no ale mój pociąg "retro" czekał...


Na dworzec w Zakopanem wróciłem na piechotę przez centrum miasta, zahaczając jeszcze o Krupówki, gdzie kupiłem parę upominków. Miałem po drodze małą przygodę na ulicy Chałubińskiego, tuż za rondem Jana Pawła II, gdy nagle przez ulicę przebiegł duży jeleń. Zupełnie znienacka, w samym środku dnia... Idący chodnikiem turyści, w tym i ja, stanęli jak wryci. Ale jeleń zniknął równie szybko jak się pojawił :)

Podróż powrotna do Bielska-Białej była bardzo podobna do podróży w tamtą stronę, choć z niewielkimi zmianami: zabytkowym pociągiem do Chabówki, następnie Pociągiem Papieskim do Suchej Beskidzkiej, autobusem podstawionym przez PKP Przewozy Regionalne do Kalwarii Zebrzydowskiej (linia jest tymczasowo zamknięta), a na koniec busem do Bielska-Białej. Żegnam Was jeszcze dwoma zdjęciami tego pięknego, starego pociągu, którym miałem okazję się przejechać. Ciekawe, ilu z Was pamięta te czasy, gdy takie pociągi były czymś zupełnie normalnym?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz