piątek, 24 października 2014

20.10 Moja setna wyprawa w góry :)

Trasa: Cygański Las – Przełęcz Sipa – Przełęcz Kołowrót – Siodło Pod Klimczokiem – Szczyrk

W miniony poniedziałek nadszedł dzień, w którym osiągnąłem to, o czym marzyłem od dłuższego czasu: udało mi się wykonać po raz setny wycieczkę w góry odkąd przyjechałem do Bielska-Białej we wrześniu ubiegłego roku. Myślę że 100 wycieczek na 13 miesięcy to całkiem niezły wynik ;) Ale... pewnie pomyślicie, że moja setna wyprawa w góry musiała być jakaś szczególna. No bo trzeba tą „stówę” specjalnie uczcić, prawda? Nic z tych rzeczy! Wycieczka nr 100 okazała się jednym z największych niewypałów z wszystkich moich wypadów w góry! :P

Już na samym początku pierwszym elementem, który nie wyglądał tak jak powinien, była pogoda. Zapowiadano na poniedziałkowy poranek względnie pogodne niebo, i tak było jeszcze jak wychodziłem z domu, lecz zanim dojechałem do Cygańskiego Lasu niebo zostało szczelnie przykryte przez chmury. Kolejnym mankamentem był całkowity brak widoków przez większość trasy – co w sumie mogłem przewidzieć, wybierając trasę taką a nie inną. Wiedziałem przecież, że szlaki w okolicach Koziej Góry i Szyndzielni są głównie zalesione. Przynajmniej lasy o tej porze roku były bogate w jesienne kolory, lecz i te przy braku słońca prezentowały się znacznie mniej okazale... Na moje samopoczucie chyba też wpływało zmęczenie wycieczką w Tatry poprzedniego dnia (wróciliśmy dopiero o 23:00 po ponad trzygodzinnej jeździe samochodem), gdyż czułem się jakoś taki ospały. Tak więc podczas wspinaczki żółtym szlakiem z Cygańskiego Lasu na Przełęcz Kołowrót wycieczka nie do końca spełniała moje oczekiwania.

Od Przełęczy Kołowrót jednak miało się zrobić ciekawiej. Najpierw miałem przejść zielonym szlakiem – którym dotychczas jeszcze nie szedłem – na Siodło pod Klimczokiem, a następnie planowałem przejście widokowym grzbietem Magury i zejście do Mesznej. Zapowiadało się atrakcyjnie. I wtedy właśnie sprawy potoczyły się w zupełnie nieprzewidziany sposób. Zaledwie kilka minut szedłem zielonym szlakiem od Przełęczy Kołowrót, gdy zaczął padać deszcz – co jeszcze bardziej popsuło mi humor. Krople wody osiadały na moich okularach, więc zdjąłem je aby je przetrzeć. I właśnie przy tym przecieraniu pękła mi rama okularów i wypadła prawa soczewka... Podniosłem ją z ziemi, ale okulary nie nadawały się do dalszego noszenia. A zapasowa para została w domu... Mając wadę -5,5 bez okularów widzi mi się naprawdę ciężko. Poczułem się bardzo nieswojo – nie jest dobrze iść nieznanym szlakiem, nie znając drogi, i jednocześnie bardzo słabo widząc...

Przynajmniej ułatwieniem było to, że zielony szlak przebiegał dość szeroką drogą gruntową, którą ciężko byłoby zgubić. Poszedłem więc dalej. Po mojej lewej stronie, czyli od wschodu, las był przerzedzony i nawet słabo widząc mogłem dostrzec widoki na dolinę Białki, z zarysami Beskidu Małego w tle.


Szedłem dalej szeroką drogą. Po jakimś czasie jednak poczułem lekkie zaniepokojenie, czemu jeszcze nie jestem na Siodle pod Klimczokiem. Powinienem już tam być... a tymczasem znajdowałem się znacznie niżej i do tego droga zakręcała na wschód, a więc nie w tym kierunku co powinienem był iść. Uzmysłowiłem sobie, że szlak najwyraźniej musiał odbić od drogi jakąś mniejszą ścieżką, a ja nie mając okularów tego nie zauważyłem. Zszedłem więc z drogi i zacząłem „na chybił trafił” przedzierać się przez chaszcze w kierunku Siodła pod Klimczokiem. Wkrótce dotarłem na ścieżkę, która zaprowadziła mnie do niebieskiego szlaku z Bystrej na Klimczok. Naprawdę było dla mnie ulgą znaleźć się znów na znakowanym szlaku – błądzenie bez okularów poza szlakiem nie należało do przyjemności...

Tak więc niebieskim szlakiem – od nieco innej strony, niż zamierzałem – dotarłem do schroniska pod Klimczokiem. Tu czekała mnie decyzja, co robić dalej. Wcześniejsze zgubienie szlaku pokazało mi, że wędrówka nieznanymi mi szlakami – a takim właśnie był żółty szlak z Magury do Mesznej, którym miałem iść – bez okularów nie jest dobrym pomysłem. Poza tym Magurę przysłaniały chmury i byłyby nici z pięknych widoków – które i tak widziałbym w mocno ograniczony sposób... Jedyną sensowną opcją wydawało mi się więc jak najszybsze opuszczenie gór. Postanowiłem zejść do centrum Szczyrku najpierw zielonym, a potem niebieskim szlakiem – trasą którą szedłem już tyle razy, że znałem ją na pamięć i nawet gorzej widząc nie miałbym na niej najmniejszych szans na zgubienie się.

Podczas tego zejścia „na osłodę” miałem atrakcyjne widoki na Skrzyczne. Poprzednio idąc tym szlakiem oglądałem Skrzyczne przy przeważnie ładnej pogodzie. Tym razem miałem okazję patrzeć na ten szczyt w nieco innych, lecz niemniej ciekawych warunkach – przy groźnych, ciemnych chmurach wiszących nad nim.




W Szczyrku rozpadało się na dobre i przemokłem zanim zdążyłem dotrzeć na przystanek autobusowy. To już całkowicie zepsuło mój humor :( Było wręcz ulgą, gdy wróciłem z tej niefortunnej wyprawy do domu. Dawno nie miałem tak nieudanej wycieczki – i szkoda że przypadło to akurat na mój jubileuszowy wypad w góry... Chyba powinienem był tego dnia góry sobie odpuścić i zostawić sobie trasę nr 100 na nadchodzący weekend (który zapowiada się z przepiękną pogodą). Trudno się mówi – skąd miałem wiedzieć, że rzeczy potoczą się w taki a nie inny sposób... I tak nie mogę narzekać. Co z tego że setna wyprawa w góry była nieudana, skoro zdecydowana większość poprzednich stu wycieczek była fantastyczna i pełna jak najpiękniejszych wrażeń :) I tym nieco bardziej pozytywnym akcentem pragnę zakończyć relację z mojego „jubileuszu” ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz