We wtorkowy poranek miałem dużą ochotę na wycieczkę w góry, lecz
towarzyszyły mi pewne obawy o pogodę – miało padać, chwilami intensywnie. Mimo
to będąc z natury optymistą nastawiłem budzik na 5:30. Wyglądając za okno po
pobudce zobaczyłem, że jest wprawdzie pochmurno, ale... nie pada! Więc szybko
poleciałem na busik w kierunku Suchej Beskidzkiej, wysiadłem z niego na skrzyżowaniu
w Stryszawie i przesiadłem się na kolejny bus, który zawiózł mnie na sam
kraniec Stryszawy, gdzie dalej dojechać po prostu się nie da – czyli do osady Stryszawa
Roztoki.
Ze względu na niepewną pogodę zaplanowałem bardzo łatwe i niedługie
kółeczko: żółtym szlakiem w kierunku Opuśnioka (gdzie moja trasa na moment
połączyła się z trasą z 1 maja), potem niebieskim szlakiem do Przełęczy Cichej
(gdzie z kolei nastąpiło krótkie połączenie z moją trasą z 31 stycznia
ubiegłego roku), następnie na wschód leśną ścieżką, którą przebiega szlak
rowerowy, i na koniec żółtym szlakiem z powrotem do przystanku Stryszawa
Roztoki. A więc takie „lajtowe” kółeczko po części Beskidów, którą znam bardzo
słabo.
Niestety dokumentacja fotograficzna tej wycieczki nie będzie zbyt bogata,
ponieważ zaraz na starcie lunął deszcz i padało nieustannie przez całą trasę. Na
całe szczęście miałem z sobą parasolkę, więc nie przemokłem za bardzo. Ale w
takich warunkach naprawdę nie było zbyt wiele widoków, które by się nadawały na
zdjęcia. Mam nadzieję, że zadowoli Was poniższa skromniutka relacja zdjęciowa.
Ładna kapliczka w Roztokach:
Podejście żółtym szlakiem – bardzo słabo oznakowane, a częściej zamiast
typowych znaków PTTK pojawiają się kółeczka oznaczające szlak „chatkowy” do
Chatki Adamy:
Salamandra na szlaku rowerowym za Przełęczą Cichą:
Obelisk ku czci prymasa Stefana Wyszyńskiego, który minąłem podczas zejścia
do Roztok żółtym szlakiem (przynajmniej w teorii zszedłem takim szlakiem – w praktyce
nie zauważyłem prawie żadnych oznakowań, które mogłyby świadczyć że
tamtędy przebiega szlak).
Padało coraz mocniej i bez żalu zamknąłem to kółeczko. Planowałem wrócić tą
samą trasą, tzn. z przesiadką na skrzyżowaniu w Stryszawie, ale gdy doszedłem
do przystanku Stryszawa Roztoki zauważyłem, że stoi tam bus z napisem „KWK
Pniówek”. Zdziwiłem się, bo nie wiedziałem nic o żadnej takiej trasie. Spytałem
się kierowcy, czy jedzie w okolice Bielska-Białej. Okazało się, że to jest bus
pracowniczy, ale kierowca zaoferował mi że za symboliczną opłatę podwiezie mnie
do Rybarzowic (do samej Bielska-Białej bus nie wjeżdżał, tylko mijał miasto
obwodnicą). Oczywiście z chęcią skorzystałem z tej propozycji. Tak więc szybko
i wygodnie dojechałem do Rybarzowic, trochę niecodzienną trasą (bus ominął
Żywiec i zamiast tego pojechał przez Bierną, Czernichów i Tresną). W
Rybarzowicach nie musiałem czekać długo – wkrótce nadjechał jeden z licznych
busów z Żywca. Z ulgą, bo już naprawdę robiła się pogoda pod psem, wróciłem do
domu, trzymając kciuki za poprawę pogody w kolejnych dniach i okazję do nieco
dłuższych wypraw w góry. I chyba – odpukać – tak właśnie powinno być w
najbliższy weekend :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz