Trasa: Wisła Czarne – Przysłop Pod Baranią Górą – Barania Góra – Kaskady
Rodła – Wisła Czarne
Pierwszego maja poszedłem w góry z jedną towarzyszką, drugiego samemu, a
trzeciego z naprawdę sporą ekipą :) Była nas w sumie ósemka: ja i dwóch moich
uczniów z ich członkami rodziny i znajomymi. Korzystając z tego, że moi
uczniowie byli zmotoryzowani, pojechaliśmy w rejon do którego niełatwo dojechać
transportem publicznym: nad Jezioro Czerniańskie koło Wisły. Jest to popularna
baza wypadowa na Baranią Górę, i postanowiliśmy właśnie tą słynną górę zdobyć,
wchodząc na nią wzdłuż Czarnej Wisełki a schodząc wzdłuż Białej – czyli
docierając do samych źródeł najdłuższej polskiej rzeki.
Czarny szlak wzdłuż Czarnej Wisełki to wygodna asfaltowa droga, którą każdy
wędrowiec przejdzie bez problemów niezależnie od warunków fizycznych. Szliśmy
nią w pełnym słońcu i przyjemnym wiosennym ciepełku.
Pamiętacie Wojtusia, który dzielnie towarzyszył mi w drodze na Czupel i
Magurkę Wilkowicką 11 października ubiegłego roku? Teraz miałem zaszczyt
wędrować z nim po raz drugi :)
Gdy doszliśmy do schroniska na Przysłopie pod Baranią Górą, centrum
zainteresowania najmłodszych uczestników wyprawy stał się tamtejszy kotek :)
Zadowolony Wojtuś po zabawie z kotkiem :)
Takie widoczki spod schroniska:
Z schroniska ruszyliśmy na podbój Baraniej Góry odcinkiem czerwonego
szlaku, którym szedłem po raz pierwszy – miałem zamiar go przejść podczas
wyprawy 1 czerwca ubiegłego roku lecz nagła burza pokrzyżowała mi plany. Ten
szlak nie stawia szczególnych wyzwań kondycyjnych, jednak najwygodniejszy do
przejścia to on nie jest. Najpierw idzie sie drogą usłaną kamieniami:
A potem przekracza się obszar podmokły po balach częściowo zanurzonych w
wodzie i trzeba uważać, żeby nóg sobie nie pomoczyć ;)
A pod koniec podejścia na szlaku leżało nawet całkiem sporo śniegu, ale nie
robiłem mu zdjęć ;) Ciekawostką, jaką zauważyliśmy po drodze była swoista
„jaskinia”, która powstała po wyrwaniu jednego z drzew wraz z korzeniami przez
wiatr:
Pogoda psuła się i niebo chmurzyło się poważnie, jednak widoki z szczytu
Baraniej Góry wciąż były kapitalne i po stokroć warte wysiłku włożonego w
zdobycie jej. Oddaliśmy się zasłużonemu (w szczególności dla taty Wojtusia,
który wtaszczył na szczyt wcale nie lekkie nosidełko z jego synkiem) relaksowi,
podziwiając je.
Groźba deszczu zmobilizowała nas do opuszczenia szczytu Baraniej Góry i
rozpoczęcia zejścia do samochodów. Na trasę zejścia wybraliśmy niebieski szlak
wzdłuż Białej Wisełki. Jest on dość mocno zalesiony, ale w początkowych fazach
oferuje kilka niezłych punktów widokowych.
Zejście niebieskim szlakiem zdawało się trwać w nieskończoność. Najpierw
trzeba pokonać całkiem znaczną różnicę wysokości aż do Kaskad Rodła, a potem
idzie się wygodną, szeroką, lecz bardzo długą drogą wzdłuż rzeczki. Na tym
odcinku towarzyszył nam nieustanny szum wody z licznych kaskad.
Naprawdę dłużyła się nam ta droga do Jeziora Czerniańskiego. Według mapy
powinniśmy byli przebyć trasę w czasie 1:45, a tymczasem nasz czas wynosił
2:30. Czy to my byliśmy tacy słabi, czy mapa nieaktualna? Mieliśmy wszakże
trochę usprawiedliwień. Jednej z moich towarzyszek pod koniec trasy zaczęły
rozpadać się jednocześnie oba buty :( A tatuś Wojtka musiał być już naprawdę
mocno zmęczony tym ciężarem na jego plecach. Aby go trochę odciążyć, wziąłem
Wojtka na plecy na ostatnie pół godziny naszej wędrówki, i powiem szczerze że
naprawdę nia było łatwo to nosidełko udźwignąć. Moja uśmiechnięta mina na
zdjęciu nie oddaje moich odczuć w tym momencie...
Naprawdę podziwiam wszystkich, którzy decydują się wyjść w góry z małym
dzieckiem w taki sposób. Po pierwsze dlatego, że taki dłuższy pobyt na świeżym
powietrzu naprawdę dziecku służy, a po drugie dlatego, że trzeba naprawdę
poświęcić się pod względem fizycznym aby dziecku to powietrze dostarczyć. Pójść
w góry z takim dodatkowym, całkiem sporym obciążeniem to poświęcenie które
trzeba docenić! Choć zarazem trzeba przyznać że to bardzo dobry sposób na
wyrobienie sobie kondycji ;)
Na koniec słowa uznania należą się naszym dwom kierowcom, którzy po dojściu
do parkingu na końcu niebieskiego szlaku, przebiegli (tak jest! nie przeszli, a
przebiegli!) całkiem pokaźny odcinek wzdłuż szosy do parkingu na końcu czarnego
szlaku, gdzie były zaparkowane nasze samochody, i przyjechali nimi po całą
resztę ekipy. Dzięki temu zaoszczędzili nam konieczności dodatkowego marszu w
sytuacji, kiedy wszyscy byli już bardzo zmęczeni (a jedna osoba w tym momencie
praktycznie już nie miała butów). Mimo zmęczenia wszyscy byli z wyprawy
ogromnie zadowoleni. Na dopełnienie pięknego dnia w górach wróciliśmy do
Bielska-Białej widokową trasą przez Przełęcz Salmopolską i Szczyrk, przez co
mogliśmy się jeszcze dłużej nacieszyć beskidzkimi panoramami. I tak zakończył
się długi weekend majowy, w większości spędzony w górach... i uważam, że dzięki
temu była to dla mnie jedna z najlepszych majówek :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz