Mapa trasy
A przed sobą mieliśmy, dość oryginalnie nazwaną,
Dzikasową Górę:
W tym roku, w przeciwieństwie do ubiegłego, długi weekend majowy spędziłem
w Bielsku-Białej i wykorzystałem go w pełni na łażenie po górach :) Ta relacja
i kolejne dwie opiszą moje majówkowe wojaże.
Pierwszego maja poszedłem w góry z moją koleżanką Jagodą. Zrobiliśmy trasę,
która nas naprawdę wymęczyła, nie tyle ze względu na trudność przebytych przez
nas szlaków co na ich długość. Szliśmy dobre 7 godzin praktycznie bez przerwy.
Druga część trasy, po Paśmie Pewelskim, pokrywała się z moją wycieczką z
14.12.2013, natomiast pierwsza część to było poznawanie całkowicie nieznanych
mi terenów na przedgórzach Pasma Jałowieckiego, w okolicach Lachowic i Huciska.
Normalnie dojazd koleją w te rejony graniczy z cudem, lecz tego dnia akurat
ze względu na popularny wśród turystów termin uruchomiono więcej pociągów na
linii z Żywca do Suchej Beskidzkiej. W taki oto sposób dojechaliśmy do Lachowic
pociągiem regionalnym z Żywca, a wróciliśmy bezpośrednio z Jeleśni do
Bielska-Białej pociągiem dalekobieżnym z Zakopanego. Pod względem logistycznym
wszystko więc grało idealnie. Baliśmy się natomiast, co będzie z pogodą, gdyż
prognozy były dość kiepskie. Jednak okazało się, jak głosi przysłowie, że z
dużej chmury mały deszcz – choć w trakcie wycieczki słońca prawie wcale nie
zobaczyliśmy, to większość czasu było sucho i kropiło jedynie symbolicznie.
Z stacji Lachowice Centrum udaliśmy się w góry niebieskim szlakiem.
Wspinając się łągodną, szeroką lecz błotnistą drogą gruntową, za sobą mieliśmy
widoki na górki i pagórki w okolicach Lachowic.
Szlak wprowadził nas do lasu, za którym, w osadzie Wsiórz, dołączył do niego
szlak zielony. Dalej szliśmy kilkanaście minut połączonymi szlakami, a potem
opuściliśmy niebieski i skręciliśmy za zielonym w kierunku Chatki Adamy. Jest
ona położona w naprawdę malowniczym i widokowym miejscu.
Kolejny odcinek zielonego szlaku wiódł nas przez las i okazał się dość
wymagający, gdyż musieliśmy przedostać się przez wąwóz potoku Wątrobów,
pokonując sporą różnicę wysokości jak i sam potok. Te trudności rekompensowała
nam sama atmosfera tego wąwozu, w którym o tej porze roku miała miejsce
prawdziwa eksplozja zieleni, co w połączeniu z szumem malowniczego wodospadu
dawało nam bardzo przyjemne doznania estetyczne.
Po drugiej stronie wąwozu szlak wiódł nas przez urokliwy sad w przysiółku
Mizioły, powyżej którego roztaczały się bardzo ładne widoki.
Ujrzałem tam też szczególnie miły dla oka widok – typowa, urocza beskidzka
kapliczka w połączeniu z żonkilami, które należą do moich ulubionych kwiatów.
Dalsza wędrówka zielonym szlakiem przynosiła nam coraz więcej ciekawych
panoram na wyjątkowo piękne o tej wiosennej porze Beskidy. A ponad
wybuchającymi zielenią niższymi partiami gór dumnie wznosiła się „Królowa
Beskidów”, Babia Góra, na której wciąż ostro trzymała zima.
Prawda, że wiosna w Beskidach jest cudowna?
Niestety musieliśmy przebyć również dość długi „cywilizowany” odcinek po
asfalcie przez osadę Krale i Hucisko. Wciąż otaczały nas ładne widoki, jednak
woleliśmy wędrówkę polnymi i leśnymi dróżkami, bez tylu zabudowań dookoła.
Marsz po asfalcie nieco zanudził nas i zmęczył, bardziej psychicznie niż
fizycznie. Już na końcu tego dłużącego się odcinka minęliśmy kościół w Hucisku,
który, trzeba przyznać, jest naprawdę ładny.
Asfalt się skończył i nareszcie mogliśmy oddać się ponownie temu, co
najbardziej lubimy, czyli wędrówce na łonie natury. Podejście niebieskim
szlakiem z Hucisk na Gachowiznę (759 m n.p.m) obfitowało w ładne panoramy.
Za Gachowizną dołączyliśmy do żółtego szlaku, którym przeszliśmy z wschodu
na zachód całe Pasmo Pewelskie. W odwrotnym kierunku niż ja i mój współlokator
Chris (który notabene wtedy był nauczycielem Jagody ;) ) zrobiliśmy to
14.12.2013, w zupełnie innych warunkach (wtedy bardzo zimowych i śnieżnych,
teraz iście wiosennych i niestety dość błotnistych), i również przy zupełnie
innej pogodzie (wtedy słonecznej, teraz pochmurnej). Jednak wrażenia z wędrówki
tym pasmem były w obu przypadkach równie wspaniałe. Pasmo Pewelskie jest chyba
pomijane przez wielu turystów, a naprawdę można się zachwycić widokami, jakie
oferuje.
Mimo cudownych widoków i sielankowej atmosfery na Paśmie Pewelskim, długa
wędrówka zrobiła jednak swoje i odczuliśmy ulgę, gdy po raz pierwszy ujrzeliśmy
w dole zabudowania Jeleśni.
Ostatnie pół godziny wędrówki chyba było najbardziej męczącymi z całej
wycieczki, ponieważ na koniec musieliśmy dojść do dworca PKP w Jeleśni ruchliwą
asfaltową drogą, co nie było specjalnie przyjemne ani ciekawe. Marzył nam się
już tylko odpoczynek. Dowlekliśmy się na dworzec, gdzie oczekiwaliśmy na pociąg
usiłując nie zasnąć. Ucieszyliśmy się, gdy na stację wtoczył się rozklekotany
pociąg elektryczny, gdyż w nim mogliśmy sobie pozwolić na drzemkę (oczywiście
uważając, by obudzić się w porę aby wysiąść w Bielsku-Białej). A
potrzebowaliśmy tych sił, gdyż na wieczór byliśmy umówieni na planszówki u mnie
w mieszkaniu z innymi znajomymi... Po przyjeździe do Bielska-Białej Jagoda
udała się do siebie po jedzenie, z którym miała przyjść do mnie na imprezę, ale
biedaczka zmęczona długą wędrówką położyła się na chwilkę na swojej kanapie i
zasnęła tak mocno, że na imprezę już nie dotarła :P A ja walcząc ze snem
musiałem zabawiać pozostałych gości i jeszcze wytężać mój umysł przy grach
planszowych. Oj słabo się zrobiło z moją kondycją... A przecież jeszcze dwie
górskie trasy, również długie, miałem w planach na kolejne dwa dni majówki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz