Słoneczną majową sobotę obowiązkowo musiałem spędzić w górach. Wyruszyłem
jednak w drogę dość późno, gdyż byłem najzwyczajniej na świecie zmęczony po
całym tygodniu pracy. Dlatego postanowiłem zaoszczędzić sobie siły na niedzielę
i zaplanowałem ambitniejszą trasę na drugi dzień weekendu, a pierwszego całe
przedpołudnie spędziłem odpoczywając w mieszkaniu. Nabrawszy sił, udałem się na
przystanek PKS, aby złapać autobus do Szczyrku o 13:50 – jeden z nielicznych,
który dojeżdża aż na Przełęcz Salmopolską. Celem moim było wejście stamtąd na
Malinowską Skałę, a następnie zejście nieco „na dziko” do asfaltowej drogi,
która według mojej mapy miała mnie sprowadzić do Doliny Zimnika aż do jej
wylotu koło miejscowości Ostre.
Wędrówkę z Przełęczy Salmopolskiej rozpocząłem od razu umiarkowanie stromym
podejściem czerwonym szlakiem na górę Malinów. W popołudniowym skwarze szło się
trochę ciężko. Od Malinowa było już znacznie przyjemniej, gdyż czekało mnie
teraz zejście na Przełęcz Malinowską, a do tego szlak zrobił się dużo bardziej
widokowy. Ukazały się przede mną pierwsze panoramy w kierunku Malinowskiej
Skały oraz Pasma Baraniej Góry.
Podejście z Przełęczy Malinowskiej na Malinowską Skałę było nieco
łagodniejsze. Wciąż miałem na około bardzo rozległe widoki, zarówno na
oczekującą na mnie Malinowską Skałę jak i na zdobyty wcześniej Malinów.
Ostatni odcinek podejścia na Malinowską Skałę nieco sobie urozmaiciłem,
gdyż zamiast pójść najkrótszą trasą (czerwonym szlakiem, którym schodziłem z
Malinowskiej Skały podczas wycieczki 27.10.2013) postanowiłem „zaliczyć” dwa
odcinki szlaków, którymi jeszcze nie szedłem: tak więc poszedłem na prawo
króciutkim niebieskim szlakiem łącznikowym do zielonego szlaku z Magurki
Wiślańskiej, a następnie tymże zielonym szlakiem wszedłem na Malinowską Skałę
od strony południowej. Czyniąc to nadłożyłem sobie drogi tylko odrobineczkę, a
miałem za to satysfakcję, że mam kolejne odcinki szlaków na mapie „odhaczone”
;) O ile pod względem widokowym niebieski szlak łącznikowy nie wyróżniał się
niczym szczególnym (głównie zalesiony), o tyle z zielonego szlaku było widać
naprawdę wiele.
Wreszcie stanąłem na szczycie Malinowskiej Skały (1152 m n.p.m). Warunki
były skrajnie odmiennych od tych podczas mojej poprzedniej wizyty w tym miejscu
(27.10.2013). Wówczas było wietrzne późnojesienne przedpołudnie z szalejącym
halnym, a tym razem było spokojne, wręcz idylliczne, bezwietrzne późnowiosenna
popołudnie z mocno przygrzewającym słońcem. A okoliczne góry i doliny tonęły w
bujnej zieleni.
Od tego miejsca zamierzałem przejść się kawałek grzbietem górskim w stronę
Skrzycznego, zielonym szlakiem, a następnie zboczyć z niego i zejść po stoku do
biegnącej nieco niżej drogi, równoległej do szlaku (widocznej po prawej stronie
na poniższym zdjęciu). Zadanie, zdawałoby się, łatwe – na zdjęciu wszakże
odległość pomiędzy szlakiem a drogą wygląda na stosunkowo niewielką.
Rzeczywistość okazała się jednak nieco inna. Idąc szlakiem w kierunku Skrzycznego
miałem po prawej stronie dość strome zbocze, całkowicie przykryte zaroślami
oraz pniami pozostałymi po wyciętych drzewach. Zejście po takim gruncie
absolutnie mi się nie uśmiechało, a co więcej mogłoby być wręcz niebezpieczne –
ryzyko skręcenia sobie nogi na takim nierównym i usłanym gałęziami podłożu było
podwyższone. Postanowiłem więc, że pójdę dalej szlakiem aż znajdę jakąś ścieżkę
odbijającą na prawo. Zatem pomaszerowałem przed siebie zielonym szlakiem,
zostawiając za sobą Malinowską Skałę.
Przed Kopą Skrzyczeńską natrafiłem w końcu na ścieżkę sprowadzającą w dół
stoku. Skręciłem na nią z ulgą – jak się okazało, przedwczesną. Ścieżka już po
paru minutach zniknęła w zaroślach i od tego momentu rozpoczęło się
„chaszczowanie”. Bardzo uważając, aby nie stanąć źle, powolutku schodziłem
wśród pni, porozrzucanych gałęzi i krzaków. Zdecydowanie nie było to przyjemne
zejście. Na szczęście po jakimś czasie dotarłem do asfaltowej drogi. Skręciłem
nią w prawo i odtąd było już tylko lekko, łatwo, i przyjemnie. No i wciąż
bardzo widokowo :)
Szeroką i bardzo wygodną drogą przeszedłem po południowych stokach
Malinowskiej Skały. Następnie droga skręciła na wschód i rozpoczęła
systematyczne, bardzo łagodne zejście do Doliny Zimnika przez zalesiony obszar,
tzw. Las Kościelec. Zanim wszedłem do lasu, miałem jeszcze bardzo dobry widok
na Skrzyczne. Im niżej schodziłem, tym potężniej wyglądała ta góra.
Jeszcze jeden rzut oka do tyłu na Malinowską Skałę:
Ostatni odcinek mojej wędrówki był nieco mniej ciekawy pod względem
widokowym, gdyż sprowadzał w dół lasem aż do drogi asfaltowej, którą
przeszedłem dnem Doliny Zimnika do jej wylotu. Jednak w tak piękny majowy
wieczór nawet taki odcinek zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Minusem
był tylko duży ruch w Dolinie Zimnika – doliną szło naprawdę sporo ludzi, a
niektórzy z nich zachowywali się dość głośno. Oprócz tego od czasu do czasu
przemykały obok po asfalcie hałaśliwe samochody. Przypomniałem sobie wędrówkę z
dnia 16.11.2013, gdy szedłem z ekipą tą doliną i mieliśmy ją całą dla siebie –
zdecydowanie preferowałem takie okoliczności. Nie można jednak być egoistą i
zawłaszczać całą dolinę dla siebie – innym turystom też się należy :) Tak więc
mijając innych wędrowców zszedłem doliną aż do przystanku przy jej wylocie,
akurat w sam raz na busa do Bielska-Białej. A tam czekały mnie już kolejne
atrakcje: Noc Muzeów i zwiedzanie w jej ramach ratusza oraz zamku Sułkowskich.
Naprawdę ciekawe doświadczenia – ale jako że to jest blog o tematyce górskiej,
nie będę się tu o nich rozpisywać ;) Zachęcam jedynie Was, czytelników, by przy
okazji kolejnej Nocy Muzeów zwiedzić te obiekty, o ile będą udostępnione. A
kolejną rzeczą, do której chciałbym Was zachęcić, to przeczytanie mojego
następnego wpisu, z niedzielnej trasy – tam przeczytacie o tym, jak o włos
minąłem się z śmiercią w górach. Serio!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz