Trasa: Mikuszowice Stalownik – Rogacz – Magurka Wilkowicka – Las Sokołowski
– Międzybrodzie Ponikiew
Poniżej krótka relacja z krótkiej, lecz bardzo przyjemnej wycieczki w góry.
Postanowiłem dopełnić kilkudniowy „maraton” po górach także poniedziałkowym
wypadem. Po niedzielnej wyprawie solidnie się wyspałem, następnego dnia
obudziłem się rześki i wypoczęty, i zadecydowałem że przed pracą jeszcze raz
wyskoczę sobie w pobliskie góry.
Po raz kolejny za główny punkt programu obrałem Magurkę Wilkowicką. I kolejny raz wszedłem tam czerwonym szlakiem prowadzącym z Stalownika w Mikuszowicach. Jak zawsze na tym szlaku kiedy jest pogoda, widoki były cudne. Poniższe pejzaże pewnie dobrze znacie z wielu poprzednich relacji z wędrówek tym szlakiem, lecz zamieszczam je jeszcze raz.
Na szczycie Magurki Wilkowickiej, przy schronisku, panowała całkowita cisza
i spokój. Fajnie było mieć to miejsce dla siebie, tym bardziej ponieważ normalnie jestem przyzwyczajony do
przebywania tam w towarzystwie wielu innych turystów. Sfotografowałem zabawne
rzeźby obok schroniska:
Potem skręciłem na północ, na połączenie szlaku czerwonego i żółtego, z
którego tradycyjnie rozpościerała się piękna panorama w stronę Międzybrodzia:
Od dużego skrzyżowania szlaków jakieś 10 minut wędrówki od szczytu Magurki
Wilkowickiej rozpocząłem „przecieranie” nowej trasy. Udałem się trasą
nartostrady, którą nie prowadzi żaden oznakowany szlak, jednak zgubić się na
niej trudno gdyż droga jest bardzo szeroka i wygodna. Podąża w kierunku
wschodnim, a następnie północnym, okrążając od wschodu Sokołówkę i docelowo
docierając na Przegibek. Przeszedłem mniej więcej połowę tej trasy, po czym na
wschodnich stokach Sokołówki odbiłem mniejszą ścieżką, która – jak liczyłem – doprowadzi
mnie do szosy z Bielska-Białej do Międzybrodzia w Ponikwi. Później trochę
pożałowałem tej decyzji, gdyż zejście okazało się koszmarnie strome. Wciąż
ostro w dół i w dół, a końca nie było widać.
Odetchnąłem z ulgą, gdy nareszcie to męczące zejście się skończyło i
znalazłem się w dolinie Ponikiewki. Potem musiałem już tylko przekroczyć potok
by stanąć na szosie, kawałek poniżej krańcowego przystanku PKS Międzybrodzie
Ponikiew IV. Jeszcza kilka minut w górę wzdłuż drogi i byłem na przystanku,
gdzie już czekali pasażerowie. I tak oto w ciągu niecałych trzech godzin od
wyruszenia z domu w Bielsku-Białej znalazłem się tam z powrotem. Uwielbiam
takie krótkie, lecz konkretne i wpływające pozytywnie na zarówno kondycję
fizyczną, jak i psychikę, poranne wycieczki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz