Trasa: Straconka – Osiedle Handerkula – Magurka Wilkowicka – Rogacz –
Mikuszowice Stalownik
„Gościnny” weekend w Bielsku-Białej chciałem w jak największej części
przeznaczyć na wędrowanie po górach. Tak więc w sobotę zorganizowałem wycieczkę
z znajomymi z pracy, a w niedzielę z byłymi uczniami. W oba te dni nie
zamierzałem wybierać się daleko od miasta, tylko odwiedzić szczyty w jego
najbliższym sąsiedztwie – a więc te, na które wybierałem się podczas moich pierwszych przygód
z Beskidami. I to na nich właśnie chciałem spędzić moje ostatnie (jak mi się wtedy
wydawało, na bardzo długi czas) dni w tych górach.
W sobotę padło na Magurkę Wilkowicką. Bardzo lubiana przeze mnie góra,
odwiedzona już wiele razy. A jednak pozostało jeszcze kilka odcinków szlaków w
jej okolicy, które miałem jeszcze do „zaliczenia”. Jeden z nich przebiegał
niebieskim szlakiem z Przegibka. Próbowałem raz przejść ten odcinek, lecz ze
względu na prowadzone na szlaku prace zboczyłem z niego mniej więcej w połowie
drogi i poszedłem dalej bezszlakową ścieżką przez szczyt Sokołówki (o której
możecie przeczytać w mojej relacji z 8 lutego ubiegłego roku). Tym razem
chciałem zaliczyć go w całości.
Zaczęliśmy wędrówkę wszakże innym szlakiem: zielonym prowadzącym z przystanku autobusowego Straconka Leśniczówka. Z obrzeży Straconki ruszyliśmy wąską ścieżką stopniowo nabierającą wysokości przez las. Dwa razy przechodziliśmy przez drogę z Bielska-Białej do Międzybrodzia, która wije się serpentynami przez góry zamiast podążać w prostej linii jak zielony szlak. Wkrótce po drugim przekroczeniu drogi szlak odbija na prawo, prowadząc w kierunku południowym na polanę pod szczytem Magurki Wilkowickiej. My jednak poszliśmy na wprost, względnie stromą lecz wyraźną ścieżką bezszlakową, by po mniej więcej dziesięciu minutach dołączyć do niebieskiego szlaku Przegibek-Magurka. Uczyniliśmy to wkrótce przed tym punktem, z którego odbiłem na Sokołówkę rok temu. Stało się też widoczne, nad czym były prowadzone wówczas prace. Zamiast typowej górskiej ścieżki mieliśmy przed sobą niesłychanie szeroką drogę gruntową. Nie da się ukryć, że to przykry widok: taki ślad ingerencji człowieka w naturę.
Szedłem dalej w górę tą „autostradą” z mocno mieszanymi uczuciami.
Wspominałem dziewiczą, niczym nie skażoną przyrodę wzdłuż równoległej ścieżki
przez Sokołówkę, którą szedłem poprzednim razem, i żal mi było że na niebieskim
szlaku ta „czystość” została utracona. Cóż, przynajmniej pod względem widokowym
ten szlak nie odstawał od trasy przez Sokołówkę. Szeroka droga stanowiła
swoisty taras widokowy z rozległą panoramą na grzbiet Szyndzielni i Klimczoka,
będące jeszcze pod śniegiem:
Z tego tarasu oglądaliśmy też nasze miasto:
Nieco udobruchany tymi miłymi dla oka widokami, udałem się wraz z ekipą
dalej do góry, wchodząc ponownie w las. Wkrótce dotarliśmy do dużego
skrzyżowania szlaków, łączącego nasz szlak z trasami do Międzybrodzia oraz na
Przełęcz Łysą, skąd pozostawał już tylko krótki odcinek połączonymi szlakami na
szczyt Magurki Wilkowickiej. Jeszcze leżało na nim trochę śniegu i musieliśmy
uważać ze względu na śliskość podłoża. Tak jak zawsze widoki z tego odcinka w
kierunku wschodnim, na Beskid Mały, były śliczne, jednak tym razem widoczność była
trochę słabsza i przez to moje zdjęcia nie wyszły :( Na szczycie i w schronisku
było tłoczno, lecz potrzebowaliśmy odpocząć (była z nami osoba na mocnym kacu
;) ), więc zatrzymaliśmy się na drugie śniadanie. A nasza trasa zejściowa
wyglądała tak, jak zawsze wygląda co najmniej jeden odcinek trasy podczas
każdej mojej wycieczki na Magurkę Wilkowicką: czerwonym szlakiem przez Rogacz
do przystanku MZK Mikuszowice Stalownik.
Podczas zejścia tym szlakiem, którego tak uwielbiam, tradycyjnie
zatrzymaliśmy się na sesyjki zdjęciowe w jego najbardziej widokowych punktach.
Najpierw koło sklepiku spożywczego na polanie pod szczytem Magurki
Wilkowickiej:
Następnie na polanie koło szczytu
Rogacza (828 m n.p.m):
I w końcu na polanie koło chatki studenckiej pod Rogaczem:
Była to moja dziesiąta wycieczka tym szlakiem, a jednak – nieprawdopodobne –
zabłądziliśmy! Schodząc przez las, w pewnym momencie zorientowaliśmy się że
schodzimy podejrzanie długo, a las dookoła wyglądał obco. Ewidentnie musieliśmy
zejść nie tak jak trzeba. Zamiast błądzić, postanowiliśmy wrócić się dopóki nie
odnajdziemy szlaku. Gdy nam się to udało, zrozumiałem jak doszło do naszego
zabłądzenia. Tuż po tym, jak się wchodzi do lasu po opuszczeniu polany pod
chatą studencką, prowadzone są prace podobne do tych na niebieskim szlaku z
Przegibka: także tutaj budowana jest „autostrada” :( I w miejscu, gdzie szlak
lekko zakręca, „drogowcy” tak zatarasowali go gałęziami, że naprawdę łatwo jest
nie zauważyć skrętu na szlaku i pójść nie w tą stronę. Zamieszczam poniżej
dowód fotograficzny. Naprawdę wstyd, że tak ludzi wprowadza się w błąd!
Przez to pobłądzenie o mało co nie uciekł nam autobus linii nr 2 spod
Stalownika, którego zamierzaliśmy złapać. Na szczęście szybkie przebiegnięcie
ostatnich kilkuset metrów trasy po chodniku wzdłuż szosy z Żywca uchroniło nas
przed oczekiwaniem na kolejny autobus. Wróciliśmy do naszych domów, aby resztę
tego słonecznego sobotniego popołudnia spędzić na lenistwie, a w moim przypadku
także na nabieraniu sił na dłuższą trasę planowaną na niedzielę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz