Trasa: Meszna – Nadmeszna – Lanckorona – Bystra
Raz już – 6 grudnia ubiegłego roku – pisałem relację z wycieczki w góry w
dniu, w którym kołatało się we mnie pełno emocji (raczej negatywnych) i góry pomogły
mi ochłonąć, wyzbyć się tych emocji. Teraz piszę taką relację po raz drugi. Co
więcej, tego poniedziałkowego wieczoru w ogóle nie wyszedłbym w góry, gdyby nie
wydarzenia z tego dnia które mną wstrząsnęły. Kończyłem pracę o 17:30 i
normalnie myślałbym o takiej porze tylko o ciepłej kolacji i odpoczynku w domu,
a nie o wdrapywaniu się na góry. Mając jednak na uwadze pozytywny wpływ gór na
mnie owego 6 grudnia, postanowiłem wybrać się na krótką górską wycieczkę aby
się uspokoić i pozbierać myśli.
Tym razem jednak nie tyle byłem pod wpływem złych emocji, co mieszanych.
Miałem przed sobą dwie drogi do wybrania w ciągu kilku kolejnych godzin i bałem
się konsekwencji tej decyzji. Zaczęło się tego dnia już o 4 rano, kiedy
zostałem obudzony przez sms-a z Florydy z informacją, że kolega którego
zastępowałem w pracy (co było przyczyną mojej kwietniowej wizyty w
Bielsku-Białej) został „uziemiony” w Orlando przez niesforne linie lotnicze i w
związku z tym będę musiał zastąpić go na kilka dni dłużej. Już to komplikowało
moje plany, gdyż miałem jeszcze tego tygodnia opuszczać Bielsko-Białą na stałe
i wracać do Gdańska... a tu okazało się że będę musiał ten wyjazd opóźnić. Z tą
świadomością udałem się rano do pracy, już próbując ułożyć alternatywne plany
wyjazdu. Potem podczas przerwy na obiad otrzymałem wiadomość, która mną
wstrząsnęła i utwierdziła w przekonaniu, że muszę wrócić do Gdańska. Prawdziwy
grom z jasnego nieba jednak czekał na mnie w pracy wczesnym popołudniem. Nie
będę się wdawać w szczegóły, dość napisać że okazało się że jestem bardzo
pilnie potrzebny w Bielsku-Białej i że doszłoby do uniknięcia bardzo kłopotliwej
sytuacji, jeśli bym rozważył zmianę moich planów wyjazdu na stałe i przedłużył
moją tymczasową wizytę w mieście o kolejne dwa miesiące. Czas na decyzję miałem
do następnego poranka.
Miałem swoje powody do opuszczania Bielska-Białej – pomimo ogromnej miłości
do tego miasta i w ogóle do całego Podbeskidzia, jak i zadowolenia z pracy tam –
i nie miałem zamiaru zmiany tych planów. A teraz przyszła taka prośba. Czułem
się niejako moralnie zobowiązany, aby na nią przystać. Byłoby jednak łatwiej
tak zrobić, gdybym nie miał już powodów do wyjeżdżania i gdyby nie ta
wstrząsająca wiadomość którą otrzymałem podczas obiadu. Byłem więc w dużej
rozterce. Potrzebowałem spokoju, przestrzeni dla siebie i czasu na wyciszenie,
na modlitwę, na dokładne przemyślenie sprawy. Gdzież indziej tego szukać, jak w
górach?
Spontanicznie, bezpośrednio po powrocie z pracy zmieniłem ubrania i natychmiast
udałem się na przystanek PKS. Czasu na wyprawę w góry miałem niewiele, gdyż już
za dwie godziny miało być ciemno. Jeszcze nigdy nie wyruszałem tak późno w
trasę. Wycieczka musiała więc być krótka. Na takie okoliczności idealnie
nadawała się Chata na Groniu powyżej Mesznej – trasa dojściowa na nią jest
szybka i łatwa.
Wysiadłem z autobusu przy wjeździe do Mesznej i małymi, krętymi uliczkami tej wsi – m.in. Kowalską, Zawiłą i Brzozową – dotarłem pod tamtejszy kościół. W tym miejscu dołączyłem do żółtego szlaku, którym szedłem już raz: 27 października ubiegłego roku, o całkowicie innej porze dnia (wcześnie rano), przy całkowicie innej pogodzie (słonecznej i jesiennej zamiast pochmurnej i wiosennej) i w całkowicie innym stanie ducha (radosnym i beztroskim). Na polanę, na której znajduje się Chata na Groniu wszedłem jednak równie szybko, co wtedy. W czarno-białym jeszcze lesie panowała kompletna cisza, była absolutna samotność – czyli właśnie to, czego chciałem. Na polanie, która stanowiła cel mojej wycieczki, nie było saren jak poprzednio; nie było „morza mgieł” nad Kotliną Żywiecką; lecz widok był i tak piękny i stanowił miód dla duszy.
Wspiąłem się żółtym szlakiem na górną część polany, gdzie zatrzymałem się i
przez dłuższy czas, z lekkim rozrzewnieniem, oglądałem jedną z ładniejszych
panoram w moich ukochanych Beskidach: na Beskid Mały z pasmami Magurki
Wilkowickiej i Hrobaczej Łąki, oraz na Kotlinę Żywiecką z zabudowaniami
Mesznej, Bystrej i Wilkowic. Wszystko to pod ponurym niebem z chmurami nieco
złowieszczymi, lecz zarazem pięknymi...
Panorama w kierunku południowo-wschodnim była mniej wyraźna: niejasno
rysował się kształt Jeziora Żywieckiego, a Pilska i Babiej Góry prawie wcale
nie było widać.
Jednak czas nieubłaganie płynął, zmrok nadchodził, więc musiałem ruszyć
dalej w trasę. Tak jak w górę polany poszedłem szlakiem żółtym przez jej
środek, tak w dół szedłem szlakiem czarnym, po jej obrzeżach. Na miejsce
zakończenia trasy wybrałem Bystrą. Kontynuowałem wędrówkę przez las szlakiem
czarnym w jej kierunku, aż do skrzyżowania z dwoma szlakami prowadzącymi z
Klimczoka do Bystrej – niebieskim i czerwonym. Tam zauważyłem, że oprócz tych
szlaków dołącza tam jeszcze kolejny, żółty. Nie mam pojęcia, skąd i dokąd
prowadzi – nie ma go na żadnej mapie, a przy mojej poprzedniej wizycie w tym
miejscu nie istniał. Czy ktoś z Was wie, co to za szlak?
Skręciłem w dół szlakiem niebieskim i nim wyszedłem z lasu na obrzeża
Bystrej. Tam zauważyłem, że te tajemnicze żółte znaki ponownie dołączyły do
mojego szlaku. Przez jakiś czas niebieskie i żółte znaki widniały razem, po czym
żółte znów odbiły. Podążając za niebieskimi zszedłem w szybko zapadających
ciemnościach nad rzekę w Bystrej, a następnie przeszedłem przez mostek na drugą
stronę, gdzie na przystanku autobusowym już czekali pasażerowie na następny
kurs linii 57 do Bielska-Białej.
Pojechałem razem z nimi i w taki sposób zakończyłem tą krótką wycieczkę. W
tym niewielkim odstępie czasu jednak góry pomogły mi całkowicie ochłonąć. Nawet
taki symboliczny pobyt w nich wystarczał, aby mnie uspokoić i dać mi całkowitą
jasność umysłu o tym, jaką decyzję podjąć o mojej przyszłości. Wyszedłem w góry
w rozterce, wróciłem z nich całkowicie pewien tego, co należy zrobić: zostać w
Bielsku-Białej. Nie miałem cienia wątpliwości. Wszystkie moje poprzednie plany
się zmieniły o 180 stopni, lecz otwierały się przede mną kolejne możliwości.
I tym samym zapowiada się, że przez kolejne dwa miesiące będę mógł pisać
więcej relacji z wypraw w Beskidy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz