Trasa: Szczyrk – Sanktuarium Na Górce – Siodło Pod Klimczokiem – Klimczok –
Szyndzielnia – Przełęcz Dylówki – Olszówka Górna – Olszówka Dolna – Cygański Las
Trasa tej wycieczki może wyglądać na banalną, ale zapewniam że wcale taka
nie była. Sam jestem sobie jednak tego winien, ustalając sobie na ten weekend
następujący grafik: w sobotę pobudka o 5:30, długa wycieczka na Muńcuł w
Beskidzie Żywieckim (opis w poprzednim poście), długa gra w koszykówkę
wieczorem, cała noc tańczenia w klubie, a w niedzielę kolejna wycieczka w góry.
Oczywiście musiało to się źle skończyć. Dodatkowym czynnikiem źle wpływającym
na mnie była tego dnia parna i duszna pogoda, zbierająca się na burzę. Mimo
wszystko niedzielna wycieczka w góry była bardzo udana, gdyż wybierałem się na
jeden z moich ulubionych szlaków, a przede wszystkim miałem towarzystwo mojej
przesympatycznej koleżanki z pracy, Eli. Chyba będąc w stanie takiego zmęczenia
nie byłem dla niej najlepszym towarzyszem wędrówki, jednak była dla mnie bardzo
wyrozumiała i spędziliśmy popołudnie naprawdę miło.
Pojechaliśmy do Szczyrku autobusem PKS, jadącym docelowo na pętlę Szczyrk Biła. Dzięki temu mogliśmy trochę skrócić trasę, zaczynając ją na ulicy Górskiej. Wijącą się asfaltową drogą udaliśmy się w górę do szczyrkowskiego sanktuarium. Jedynym wartym odnotowania wydarzeniem na tym odcinku było minięcie pijanego faceta, który zaczął na nas bluzgać że zbyt dużo rozmawiamy ;) Doszedłszy pod sanktuarium, postanowiłem pokazać je Eli od środka, gdyż jeszcze tam nie była. Zatrzymaliśmy się tam na chwilę.
Dalej poszliśmy tradycyjnie niebieskim szlakiem. Oglądając z niego
Skrzyczne, zauważyłem że w ciągu ostatnich ciepłych kilku dni ubyło z niego
sporo śniegu. Jeszcze w piątek rano z Beskidu Małego widziałem że są na
szczycie wciąż znaczne ilości białego puchu, a dziś widoczne były już tylko
resztki.
Napotkaliśmy po drodze olbrzymią ropuchę :)
Obowiązkowo musiałem Eli pokazać odcinek zielonego szlaku prowadzący
zygzakiem do schroniska pod Klimczokiem, który jest znacznie bardziej widokowy
od niebieskiego szlaku biegnącego nieco krótszym wariantem trasy. Szło mi się
coraz ciężej, wlokłem nogi za sobą, ale piękne widoki pomagały mi radzić sobie
ze zmęczeniem. Ela była nimi zachwycona.
Dochodząc do schroniska pod Klimczokiem przypadkowo spotkaliśmy naszą
koleżankę Julie i jej partnera, którzy szli w przeciwnym kierunku. Tyle razy
obiecywaliśmy sobie że pójdziemy razem w góry, a w końcu się spotkaliśmy na
górskim szlaku :) Po miłej rozmowie poszliśmy dalej w swoje strony. Nie
zatrzymaliśmy się w schronisku, gdyż ewidentnie burza wisiała w powietrzu i
chcieliśmy zdążyć przed nią. Nic z tego – właśnie wspinaliśmy się stokiem na
Klimczok i wykonywałem poniższe zdjęcie z panoramą Beskidu Małego, gdy
zagrzmiało. Chwilę później lunął deszcz.
Całe szczęście, że tuż obok na stoku Klimczoka znajduje się
charakterystyczna chatka. Razem z kilkoma innymi wędrowcami złapanymi przez ulewę
schroniliśmy się w środku. Pełno w niej pocztówek i rozmaitych dekoracji z motywami
górskimi, oraz zabawnych napisów jak chociażby poniższy. Trudno się z nim nie
zgodzić!
Siedzieliśmy wsłuchując się w szmer deszczu, a już po kilku minutach ten
dźwięk zaczął mnie usypiać... No i przespałem kolejne kilkanaście minut. Ela
zbudziła mnie gdy deszcz przeszedł, nalegając abyśmy poszli dalej... oj ciężko
było wstać ;) Kontynuowaliśmy naszą wędrówkę: najpierw dalej na szczyt Klimczoka,
a następnie żółtym szlakiem na Szyndzielnię. Tymczasowo nie padało, ale słychać
było pomruki kręcących się po okolicach burz, a na niebie kłębiły się ciemne
chmury.
Doszliśmy na Szyndzielnię, gdzie mimo bardzo niestabilnej pogody było całe
mnóstwo turystów. Zupełnie inaczej niż dwa tygodnie temu w niedzielę, gdy na
około były pustki. Chyba dlatego że poprzedniego dnia wznowiono ruch na kolejce
linowej po trzytygodniowej przerwie technicznej. Trzeba jednak przyznać, że
Szyndzielnia stanowi coraz atrakcyjniejszy punkt docelowy wycieczek. Jeszcze
rok temu szczyt nie oferował prawie żadnych widoków, jednak stopniowa wycinka
drzew odsłania coraz więcej panoram na okoliczne góry. Nawet przy słabej
widoczności i zachmurzeniu tego popołudnia, dobrze było widać Jezioro Żywieckie
i Babią Górę.
Selfie na Szyndzielni :)
Ewidentnie burze nie powiedziały jeszcze tego dnia ostatniego słowa, więc
postanowiliśmy zejść z Szyndzielni jak najszybciej. I rzeczywiście podczas
schodzenia czerwonym szlakiem – bardzo tego dnia zatłoczonym – zaczęło ponownie
padać i grzmieć. Na całe szczęście okryte już nowymi liśćmi drzewa ochraniały
nas w dużej części przed deszczem, a gdy doszliśmy na dół pod Dębowiec już nie
padało. Zachęcony poprawą pogody, postanowiłem jeszcze troszeczkę przedłużyć
trasę i „zaliczyć” nowy szlak – wprawdzie przebiegający przez teren miejski,
ale zawsze kolejny odcinek do kolekcji: przedłużenie czerwonego szlaku z
Olszówki Górnej do Cygańskiego Lasu, przebiegającego ulicą Olszówka. Jest to
naprawdę ładna część Bielska-Białej, gdyż ulica jest spokojna, pełno przy niej
zieleni – wyglądającej szczególnie bujnie po deszczu – a zabudowania przy niej
stanowią eleganckie wille. Bardzo mi się podobał ten ostatni odcinek naszej
trasy, zakończony na pętli MZK w Cygańskim Lesie – skąd już parę razy
wyruszałem na inne szlaki, jak chociażby na Kozią Górę.
Ostatnie zdjęcie z tej relacji niech stanowi ta piękna tęcza, którą
sfotografowałem idąc ulicą Olszówka. Taki pozytywny akcent na zakończenie
przyjemnej niedzieli spędzonej w górach :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz