Trasa: Kocierz Górny – Ścieszków Groń – Zamczysko – Czarne Działy – Łękawka
– Ślemień
W ostatnim wpisie, z początku lutego, obiecałem że w kwietniu jeszcze
napiszę kilka relacji z wycieczek w Beskidy. Jak się okazało, tych wpisów mogę
napisać więcej niż kilka, i to nie tylko w kwietniu – w maju też będę mógł
pisać :) Lecz ciekawych przyczyn takiego obrotu spraw odsyłam kilka postów
dalej, do opisu mojej wycieczki z 13 kwietnia. Nie wiedziałem jeszcze, że tak
się stanie, gdy 10 kwietnia po ponad dwumiesięcznej przerwie wróciłem na
beskidzkie szlaki. Wówczas byłem w Bielsku-Białej, wydawało mi się, tylko
gościnnie. Miałem na krótki okres wrócić do byłej pracy aby zastąpić tam kolegę
będącego na urlopie. Było to dogadane z pracodawcą jeszcze przed tym, jak
zakończyłem stałą pracę w lutym. Marzec spędziłem u rodziców w Gdańsku i miałem
też u nich mieszkać przez kwiecień, maj i czerwiec, za wyjątkiem dwóch tygodni
od razu po Wielkanocy kiedy miałem mieć tą tymczasową pracę w Bielsku-Białej.
Oczywiście przyjeżdżając na ten krótki „gościnny” pobyt na Podbeskidziu
cieszyłem się, że jeszcze kilka razy będę mógł się wybrać w moje ukochane
tutejsze góry. Przyjechałem z Gdańska w Poniedziałek Wielkanocny, a już w
piątek skorzystałem z pierwszej okazji na górską wędrówkę. Tego dnia kończyłem
pracę już o 12:30, miałem potem całe popołudnie wolne, a pogoda rozpieszczała:
był to pierwszy dzień prawdziwej wiosny. Słońce przygrzewało, po śniegu w mieście
nie było już śladu, a i w górach musiał ewidentnie przy tak wysokiej
temperaturze szybko topnieć. W wyższych partiach Beskidów jeszcze leżał, lecz
byłem pewien że w niższych będzie go mało bądź wcale. Dlatego mój wybór trasy
padł na Beskid Mały, którego szczyty są nieco niższe od tych w Beskidzie
Śląskim i Żywieckim, lecz również bardzo urokliwe.
Pierwotny wybór mojej trasy po Beskidzie Małym był jednak nieco inny i
właściwie przebiegał po pograniczu Beskidu Małego z Żywieckim: miałem przejść
zielonym szlakiem z Koszarawy do Lachowic. Z tego planu musiałem jednak
zrezygnować, gdyż jadąc busem z Bielska-Białej do Żywca utknąłem w potężnym
korku i w efekcie uciekł mi tam bus do Koszarawy. Jeszcze przed wjazdem do
Żywca stało się jasne, że nie zdążę na przesiadkę, a kolejny bus do Koszarawy był
zbyt późno bym zdążył ukończyć zaplanowaną trasę. Zacząłem więc szukać na mapie
alternatywnych tras, które mógłbym zrobić w niedużej odległości od Żywca. I
nagle zainspirowało mnie, aby wrócić na zielony szlak prowadzący na Gibasów
Wierch w Beskidzie Małym – jeden z najpiękniejszych szlaków w tym paśmie i
łatwo osiągalny z Żywca.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Miałem dogodną przesiadkę na busa do Kocierza Górnego, gdzie rozpocząłem wycieczkę około godziny 16:15. Łagodnym, niezbyt męczącym zielonym szlakiem ruszyłem w góry przez budzący się do wiosennego życia las, mając z początku dość ograniczone widoki. Pierwsze rozleglejsze panoramy mogłem oglądać po wyjściu powyżej lasu na ogromne łąki zakrywające zbocza Ścieszkowego Gronia koło Łysiny. Stamtąd widać sporą część Beskidu Małego, m.in. okolice Gibasowego Wierchu i Potrójnej.
W okolicach Łysiny widoki na Beskid Mały to jednak nic w porównaniu z
panoramami Babiej Góry, które można oglądać nie tylko tam, ale i również w
wielu innych punktach na zielonym szlaku. I to „Królowej Beskidów” będzie poświęconych
większość zdjęć z tej wyprawy. Całkowicie zaśnieżona, jej imponująca sylwetka
rysowała się po mojej prawej stronie przez większość trasy.
Próbowało z nią konkurować Pilsko, również widoczne po południowej stronie,
jednak widok na tą górę nie mógł jej dorównać. Na żadnym zdjęciu Pilsko nie
wyszło na tyle dobrze, aby je zamieścić w tej relacji, podczas gdy Babia Góra,
z ogromną czapą śniegu kontrastującą z błękitem nieba i zielenią budzącej się
dookoło do życia wiosny, cały czas zachwycała.
Zima nie panowała jednak jedynie na Babiej Górze. Nawet w niższych partiach
gór, w Beskidzie Małym, nie zamierzała się wcale tak prędko wycofywać. Na
zacienionych odcinkach szlaku w lesie wciąż leżało tego śniegu całkiem sporo.
Moja trasa począwszy od jaskiń pod Zamczyskiem a kończąc na jaskiniach
Czarne Działy – czyli w zdecydowanej większości – pokrywała się z trasą mojej
wycieczki z 22 marca ubiegłego roku. I podobnie jak wtedy nie udało mi się
znaleźć ani jednych jaskiń, ani drugich. Mimo że do Czarnych Działów nawet
poprowadzono specjalną ścieżkę dydaktyczną. To właśnie tą ścieżką, oznakowaną
kolorem czarnym, opuściłem zielony szlak jeszcze przez Gibasowym Wierchem i
zszedłem przez las do drogi z Żywca do Suchej Beskidzkiej. Przekroczywszy ją,
kontynuowałem wędrówkę do Ślemienia przez łąki, oświetlone chylącym się już ku
zachodowi słońcem. Na tych obszarach widoki są dość rozległe, lecz mało
spektakularne – widać przeważnie pagórki i niewielkie wzniesienia. Idzie się
jednak takim bardziej „nizinnym” szlakiem też bardzo sympatycznie. Zwłaszcza
przy dojściu do Ślemienia mogłem widzieć jak owa wieś, z charakterystyczną
budowlą kościoła na przedzie, komponowała się ładnie z otoczeniem.
Mimo dłuższej przerwy od gór ta trasa nie sprawiła mi większego wysiłku –
była zbyt łatwa. Za to naprawdę malowniczna i nadająca się w sam raz na
odnowienie przyjaźni z Beskidami. Wówczas myślałem, że to będzie odnowienie
tylko na krótko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz