Trasa: Ujsoły – Polana Szczytkówka – Muńcuł – Kotarz – Przełęcz Kotarz –
Przełęcz Młada Hora – Rycerki – Łysica – Sól
Rok temu, 11 stycznia odbyłem wycieczkę w zupełnie nie-zimowych warunkach
na Muńcuł w Beskidzie Żywieckim, a następnego dnia w śniegu na pasmo
Bukowskiego Gronia w Beskidzie Małym. Tym razem wszystko było na odwrót ;)
Pierwszego dnia poszedłem na pasmo Bukowskiego Gronia, a drugiego na Muńcuł; i
tym razem na Bukowskim Groniu było wiosennie, a na Muńcule zimowo.
Aura w sobotę ogólnie jednak była iście wiosenna. Wyruszyłem z Ujsół na
szlak w towarzystwie kolegi z pracy w bardzo ciepły i bezchmurny poranek.
Podczas poprzedniej wycieczki na Muńcuł próbowałem (z nie najlepszym skutkiem)
pójść bezszlakową ścieżką na południe od Ujsół. Tym razem poszliśmy tak jak
Bozia nakazała, a więc zielonym szlakiem: najpierw kawałek szosą prowadzącą do
Doliny Danielki, a następnie dość stromą, lecz bardzo widokową ścieżką do góry.
Wspinając się nią, za sobą mieliśmy panoramę doliny w której znajdują się Ujsoły.
A przed nami Muńcuł – szczyt na wysokości 1165 m n.p.m, wejście na którego
wymaga niemałego wysiłku ze względu na dużą odległość oraz różnicę wysokości.
Wcale nam jednak to nie było straszne ;) Po prawej stronie widać Dolinę
Danielki, którą poszedłem w drodze powrotnej po poprzedniej wizycie na Muńcule,
i którą mogę też wszystkim beskidzkim wędrowcom polecić ze względu na błogi
spokój, jaki w niej panuje.
Szlak na Muńcuł jest bardzo różnorodny: częściowo zalesiony, częściowo
przebiegający polanami, z widokami na wszystkie strony, zarówno na doliny...
... jak i na okoliczne szczyty:
Przed Polaną Szczytkówka nasza trasa zbiegła się z tą, którą poszedłem w
ubiegłym roku. A sama polana tak jak poprzednio zachwycała widokami i ogólnie
sielankową, spokojną atmosferą. Najlepiej z niej widać pogranicze
polsko-słowackie – góry dzikie i mało znane.
Od Polany Szczytkówka do Hali na Muńczole szlak może być męczący dla
turystów nie będących w formie, gdyż sporo trzeba się nawspinać. Tego dnia
niespodziewany czynnik utrudnił nam tą wspinaczkę: śnieg! W zacienionym lesie wciąż
leżało go bardzo dużo, był twardy i szło się po nim fatalnie. Tak wyglądał na
znacznym odcinku szlak; po czymś takim byliśmy całkowicie zlani potem, gdy wyszliśmy
na Halę na Muńczole.
Jeszcze gorzej było na ostatnim podejściu z hali na zalesiony szczyt
Muńcuła. Szlak był tylko w niewielkim stopniu przetarty. Dramat!
Nie takich „atrakcji” się spodziewaliśmy wybierając się w końcówce kwietnia
w Beskidy. Przynajmniej widoki z okolic Muńcuła rekompensowały trudy. Hala na
Muńczole, która jest wystawiona na słońce, miała na sobie znacznie mniej
śniegu, a widoki z niej były kapitalne.
Kolejne ładne widoki czekały nas na Kotarzu (1108 m n.p.m), szczycie
znajdującym się na szlaku podczas zejścia z Muńcuła.
Szlak przez Muńcuł podoba mi się zwłaszcza dlatego, że jest taki mało
popularny i zapomniany przez wielu turystów. Zarówno rok temu, jak i teraz nie
spotkałem na nim żywej duszy. Wspaniale było mieć te piękne góry dla siebie.
Również po zejściu na Przełęcz Kotarz nikogo nie spotkaliśmy. Namiastki
cywilizacji pojawiły się dopiero na końcu Doliny Danielki, gdzie udaliśmy się
niebieskim szlakiem z Przełęczy Kotarz. Aby jednak tam się dostać, musieliśmy
pokonać niemałą przeszkodę. Szlak przecina potok, który jest naprawdę wartki i przez
którego bardzo ciężko jest się przedostać bez moczenia nóg. Trochę było przy
tym emocji, ale udało się nam przejść na drugą stronę. Dalej wspięliśmy się na
Przełęcz Młada Hora, przy której stoi kilka domostw i gdzie po raz pierwszy
podczas tej wycieczki zobaczyliśmy innych ludzi – mieszkańców. Ładnie tam mają,
mieszkając pośród natury i z widokami na Muńcuł.
Kolejny etap naszej wędrówki przebiegał odcinkiem niebieskiego szlaku,
którym szedłem 6 kwietnia ubiegłego roku. Zeszliśmy nim do doliny, którą
przebiega potok Rycerki. Widoki z niego na okolicę (m.in. Banię, Przegibek i
Bendoszkę) za rozległe, choć też trochę smutne ze względu na aż nadto widoczną
wycinkę drzew.
Od zejścia do doliny rozpoczęło się dla mnie odkrywanie dotychczas nie
zaliczonego szlaku: zielonego dnem doliny do Soli. Przebiegając asfaltową
drogą, specjalnie atrakcyjny nie jest. Zapamiętam jednak wędrówkę nim z powodu
najbliższego w życiu spotkania z wężem. Oczywiście mowy o niebezpieczeństwie
nie było. Żmija opalała się w słońcu na samym środku drogi.
To „spotkanie” urozmaiciło nam wędrówkę asfaltem, która inaczej byłaby
nieco monotonna. W ten sposób dotarliśmy do szosy w Rycerce Górnej, gdzie
czekało nas kolejne „spotkanie”. Mijający nas starszy mężczyzna, o wyglądzie
raczej niechlujnym, zagadał do nas i zapytał, skąd idziemy. Gdy powiedzieliśmy,
że z Ujsół przez Muńcuł, posypał się z jego ust cały potok przekleństw, które
jednak ewidentnie były jego sposobem na wyrażenie podziwu dla długości
przebytej przez nas trasy ;) Gość był pod wrażeniem. Następnie przeszedł do
sedna sprawy: skoro z nas takie (cytuję) „fajne chłopaki”, to może byśmy mu
dali kilka złotych, bo bardzo ich potrzebuje? Tak uczyniliśmy i w miłej atmosferze
się z nim pożegnaliśmy. Mimo wszystko sympatyczny staruszek, więc tych kilku
złotych dla niego nie żałowaliśmy :)
Ostatni odcinek naszej wycieczki był naprawdę atrakcyjny jak na niewielką
wysokość szlaku. Najwyższym punktem na odcinku do Soli jest szczyt o nazwie
Łysica (704 m n.p.m); zarówno podejście, jak i zejście do Soli są bardzo
łagodne. Widokowo ten odcinek jest jednak znakomity. Kiedy szedłem tą trasą w
kwietniu ubiegłego roku duże zachmurzenie nieco psuło widoki, tym razem jednak
były nieograniczone. Podczas podejścia na Łysicę rozpościerał się za nami
widok, w którym dominował Muńcuł.
Nawet gdy doszliśmy na szczyt Łysicy, Muńcuł nam „nie odpuszczał” i cały
czas był świetnie widoczny. Najwyraźniej musiał być motywem przewodnim całej
tej wycieczki. Należało mu się to miano, skoro to był punkt kulminacyjny naszej
trasy.
Zejście z Łysicy też oferowało ładne panoramy.
W opisie trasy z 6 kwietnia ubiegłego roku, gdy wchodziłem z Soli na
Łysicę, wspomniałem o problemach z pokonaniem w bród potoku w Soli. Tym razem
natrafiliśmy na oczywiste rozwiązanie: przejść przez potok mostem kolejowym,
który znajduje się zaraz obok. Nie było widać ani słychać żadnego pociągu, więc
zaryzykowaliśmy i szybko przedostaliśmy się na drugą stronę. Na peron stacji
kolejowej w Soli weszliśmy zadowoleni z trasy, lecz bardzo zmęczeni. Jeszcze
zanim pociąg nadjechał zdrzemnęliśmy się na peronie, a potem całą drogę
powrotną do Bielska-Białej spaliśmy. Rozsądek nakazywał, abym będąc w takim
stanie spędził resztę dnia na odpoczynku. Zlekceważyłem go jednak i wkrótce po
powrocie do Bielska-Białej poszedłem grać w kosza, a następnie całą noc
spędziłem w klubie. A potem następnego dnia znów w góry! Grubo przesadziłem, a
efekty tego odczuwałem aż nadto podczas niedzielnej wycieczki w Beskid Śląski,
którą opiszę w następnym poście.