Mapa trasy
Sobotnia wycieczka była prawdziwym spacerkiem w porównaniu z ogromną
tatrzańską wyrypą kilka dni wcześniej, jednak nie miałem nic przeciwko temu, a
nawet cieszyłem się z tego. Takie „lajtowe” wycieczki też są niezwykle
przyjemne :) A tym razem było wyjątkowo fajnie, ponieważ dołączyła do mnie moja
koleżanka Julia, z którą pracowałem rok temu w Hiszpanii. Był to akurat jej
ostatni dzień urlopu w Polsce i byłem bardzo szczęśliwy, że znalazła czas, aby
tego dnia połazić trochę ze mną po Beskidach. Aby zrobić Julii na rękę
zaplanowałem trasę jak najbliżej Krakowa, gdzie przebywała, ale dla mnie to
również było na rękę, ponieważ jeszcze tego samego wieczoru miałem jechać
pociągiem z Krakowa do Lublina, a nazajutrz wziąć udział w uroczystości
rodzinnej w Chełmie. Stąd więc nie chciałem się tego dnia przemęczać, a jedynie
w bardzo wyluzowany i zrelaksowany sposób spędzić trochę czasu na świeżym
górskim powietrzu.
Gdy wysiadłem z busa o 10:30 w Stryszawie Julia już czekała na mnie.
Przeszliśmy kawałek szosą do skrzyżowania, gdzie w lewo odchodzi droga do
Krzeszowa, a w prawo prowadzi niebieski szlak do hotelu „Beskidzki Raj”.
Udaliśmy się tym właśnie szlakiem. Przy „Beskidzkim Raju” niebieski szlak łączy
się z czarnym, którym mieliśmy zamiar dojść do Skawicy, a stamtąd pojechać
busem do Krakowa. Taki plan na łatwą, kilkugodzinną przechadzkę.
Zanim jednak przedstawię zdjęcia z panoram na szlaku – a były one naprawdę
urocze – pozwólcie, że zacznę od galerii kapliczek, które minęliśmy na trasie.
Ich liczba, biorąc pod uwagę jak krótka była to trasa, naprawdę robi wrażenie.
Myślę, że ta wycieczka oficjalnie pobiła mój rekord zaliczonych kapliczek
podczas jednego dnia w Beskidach :) Zobaczcie sami, ile ich było, a do tego
jakie były piękne:
Jeśli dobrze naliczyłem to było tych kapliczek... dwanaście! To naprawdę
imponująca liczba. Julia się trochę ze mnie śmiała, że co chwila zatrzymuję się
aby fotografować kapliczki, ale muszę przyznać że one naprawdę mnie urzekają.
No dobra, a teraz pora na zdjęcia z górskimi panoramami. Na odcinku
niebieskiego szlaku z Stryszawy do „Beskidzkiego Raju” było ich sporo.
Ponieważ mieliśmy sporo czasu w zapasie, wstąpiliśmy do tego słynnego
przybytku. Nowoczesny, luksusowy obiekt moim zdaniem trochę nie pasuje do
górskiego otoczenia. Wchodząc do niego w nieco zabrudzonych butach i spodniach
(na szlaku było miejscami błoto po burzach z poprzedniego dnia) czuliśmy się
troszeczkę nieswojo. Ale zależało nam na tym, aby chwilę odpocząć, coś zjeść i
wypić. Julia zamówiła piwko, a ja wypiłem wspaniały, orzeźwiający koktajl
bezalkoholowy :)
Obok hotelu znajduje się wieża widokowa, na
którą obowiązkowo musieliśmy wejść.
I naprawdę warto było – panorama z niej m.in. na pasmo Policy i Babią Górę
była dużo bardziej rozległa, niż spod hotelu.
Napojeni i z nowymi siłami ruszyliśmy w dalszą drogę, wśród malowniczych
wzgórz.
Ciekawostką, którą minęliśmy podczas zejścia czarnym szlakiem do Skawicy,
był wiatrak – niezbyt codzienny widok w tych stronach.
Przy szlaku znajduje się klasztor Karmelitów Bosych. Minęliśmy go akurat
wtedy, gdy miał tam miejsce ślub i para młoda stała na zewnątrz kościoła :)
Ciąg dalszy malowniczych widoków...
Tu szczególnie dobrze widać pasmo Policy. Muszę w końcu kiedyś się tam
wybrać.
Ostatnie zdjęcie, wykonane podczas przekraczania
rzeki w Skawicy. Potem wsiedliśmy w busa do Krakowa, gdzie rozstaliśmy się:
Julia wróciła do domu, aby przygotować się do wyjazdu z Polski nazajutrz,
podczas gdy mnie jeszcze czekała podróż na Lubelszczyznę... Dojechawszy do
Lublina kilka minut po 22, ciężko mi było uwierzyć, że jeszcze tego popołudnia
wędrowałem po beskidzkich szlakach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz