Ostatni dzień przed moim wyjazdem do Gdańska na Święta Wielkanocne, a więc i ostatnia okazja na wypadzik w góry w miesiącu marcu: musiałem z niej skorzystać! W środowe przedpołudnie miałem nawet sporo czasu na górską wyprawę przed pracą, więc wstałem dość wcześnie, zamierzając wykorzystać ten czas w pełni. Wystarczyło jednak odsłonić rolety, abym się skutecznie zniechęcił do wyjścia w góry: za oknem szalała prawdziwa śnieżyca. Górski spacer w takich warunkach nie byłby żadną przyjemnością. Jednak prognozy na ten dzień były optymistyczne, więc postanowiłem trochę odczekać. I rzeczywiście, jeszcze przed 9:00 śnieg osłabł i niebo zaczęło w szybkim tempie się rozpogadzać. Czas się zbierać! Ubrałem górskie buty, raczki i ciepłe ubrania, wziąłem do rąk kijki i popędziłem na przystanek autobusowy, skąd złapałem pierwszego lepszego busa do Mesznej.
Na przepięknej, widokowej polanie przy Chacie na Groniu nie było mnie od trzech lat i to właśnie tam mnie tej środy szczególnie ciągnęło. Aby "poeksperymentować" trochę z nową trasą, zamiast żółtym szlakiem doszedłem do Chaty na Groniu oficjalną drogą dojazdową, czyli ulicą Orczykową i jej leśnym przedłużeniem. Kontynuując poza szlakiem, przeszedłem od razu "na skróty" dość stromą leśną drogą do górnej, najbardziej panoramicznej części polany. Niestety, tego dnia zawiodłem się bardzo na widokach. Widoczność była totalnie beznadziejna. Rekompensatą było za to solidnie grzejące słońce i atmosfera wiosny budzącej się w szybkim tempie do życia. Aż ciężko było uwierzyć, że jeszcze parę godzin wcześniej nad Podbeskidziem przechodziła zawieja śnieżna.
Razem z szlakiem turystycznym koło Chaty na Groniu podąża również szlak różańcowy z pięknymi, oryginalnymi drewnianymi rzeźbami reprezentującymi różne tajemnice różańcowe.
Pozostałą część mojej wycieczki stanowiło odkrywanie kolejnego odcinka pozaszlakowego. Na krańcu polany czarny szlak do centrum Szczyrku i żółty szlak na Magurę odbijają dość ostro do góry, natomiast na wprost wiedzie szeroka leśna droga, którą ewidentnie w przeszłości podążał czarny szlak - na paru drzewach zauważyłem niewyraźne, częściowo wymazane czarne znaki. Idąc tą drogą po mniej więcej dziesięciu minutach doszedłem na kolejną ogromną polanę z kilkoma zabudowaniami, z której roztaczał się podobny - niestety tego dnia równie mało wyraźny - widok na Kotlinę Żywiecką i pasmo Magurki Wilkowickiej.
Jak widać na powyższym zdjęciu, coraz mocniej operujące słońce zdołało w bardzo szybkim tempie roztopić sporą część śniegu. Warunki w górach w ostatnich dniach zmieniają się jak w kalejdoskopie, o czym mogą świadczyć moje zdecydowanie "zimowe" zdjęcia z Łysej Góry z poprzedniego dnia, praktycznie bezśnieżne warunki na szlaku na Nosal w poniedziałek i pełnia zimy na mającej podobną wysokość Rusniowej Polanie w niedzielę. W środę, po ataku zimy o wczesnym poranku, w ciągu dnia wiosna była znów zdecydowanie w natarciu. W lesie podczas zejścia do Szczyrku również śniegu było jak na lekarstwo.
Chodząc poza szlakiem czasami mam obawy, że się zgubię, ale tym razem było to praktycznie niemożliwe - szeroka droga gruntowa była aż nazbyt dobrze widoczna. Bez żadnych kłopotów zszedłem nią przez las do obrzeży Szczyrku, na których droga połączyła się z ulicą Szczytową. Czekało mnie jeszcze dość ostre zejście asfaltem przez zabudowania Szczyrku, po którym znalazłem się na przystanku autobusowym Szczyrk Skalite - akurat w momencie, kiedy ponownie zaczynało się chmurzyć, i to tak konkretnie, złowieszczo wyglądającymi chmurami od razu przywołującymi mi na myśl wygląd nieba przed burzą. Jak więc widać, wstrzeliłem się perfekcyjnie w kilkugodzinne okienko pogodowe, i w obliczu tego naprawdę nie wypada mi narzekać na tragiczną widoczność, skoro tyle innych czynników złożyło się na moją korzyść.
W taki sposób dobiegł końca jeden z moich największych dotychczasowych "maratonów" w górach - 11 wycieczek w 13 dni. Teraz odpoczywam trochę od gór, ale w kwietniu, kiedy powinna nadejść prawdziwa wiosna, zamierzam spędzić w nich dużo czasu - więcej relacji wkrótce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz