Trasa: Stanaszkowa – Polana Makowska – Mioduszyna – Dział Makowski –
Wajdówka – Sucha Beskidzka
Mając nieco luzu w piątkowe przedpołudnie, postanowiłem wybrać się na „lajtową”
wycieczkę w góry. Tym razem pojechałem w strony, które znam raczej słabo – a więc
w Beskid Makowski w okolicach Suchej Beskidzkiej. Najwyższym punktem mojej
wędrówki był niepozorny szczyt Mioduszyna (632 m n.p.m), który jest w całości
zalesiony i żadnych widoków nie oferuje, lecz w okolicach miałem okazję
natrafić na całkiem sporo ładnych panoram.
Bezpośrednim busem relacji Bielsko-Biała – Maków Podhalański dojechałem do
osady Stanaszkowa pomiędzy Suchą Beskidzką a Makowem Podhalańskim. Tam
rozpoczęła się moja wycieczka. Niewielką asfaltową drogą skierowałem się w
kierunku osady Polana Makowska, znajdującej się nieco powyżej Stanaszkowej. Już
kilka minut po rozpoczęciu wędrówki minąłem tamtejszy kościół, przed którym
zobaczyłem kapliczkę która bardzo mi się spodobała.
Mniej więcej 20 minut zajęło mi przejście asfaltową drogą do Polany
Makowskiej, która składa się z zaledwie kilku gospodarstw na polanie, z której
przy lepszej pogodzie zapewne rozciągałyby się niezłe widoki na południe.
Jednak tego dnia była typowa późnojesienna pogoda – i w efekcie mogłem oglądać
właściwie tylko szarość...
Przy Polanie Makowskiej asfalt się skończył, natomiast kawałek za nią
wszedłem na niebieski szlak, którym rozpocząłem wspinaczkę na Mioduszynę. Mimo
niewielkiej wysokości góry, chwilami było nawet umiarkowanie stromo. Całość
wspinaczki przebiegała przez las, który był szary, smętny, wilgotny i z nagimi
drzewami bez liści... Jednym słowem, to co zazwyczaj ma miejsce pod koniec
listopada. Natomiast na samym szczycie Mioduszyny, o dziwo, było nawet trochę
śniegu.
Osiągnąwszy Mioduszynę, przez resztę trasy schodziłem w dół. Najpierw przez
las, a potem przez łąki niedaleko osady Dział Makowski. Stamtąd mogłem oglądać
okoliczne szczyty Beskidu Makowskiego:
Przy niewielkim przejaśnieniu na pochmurnym niebie było nawet widać co
nieco w stronę Babiej Góry.
Na skrzyżowaniu za Działem Makowskim natrafiłem na szlakowskaz, który
wskazywał „Sucha Beskidzka 20 minut – bez znaków”. Nieco mnie to zbiło z tropu,
gdyż nie byłem pewien czy to jest właściwy szlak czy nie. Podążyłem jednak
wskazaną ścieżką, i jak się okazało nie był to szlak. Zamiast zejść do centrum
Suchej Beskidzkiej, czyli tak jak przebiega niebieski szlak, zszedłem do osady
Wajdówka przy głównej drodze do Makowa Podhalańskiego. Stamtąd jednak było
bliziutko do Suchej Beskidzkiej. Przechodząc przez most drogowy również miałem
widok na okoliczne wzniesienia.
I w taki sposób zakończyłem wycieczkę, odbytą w atmosferze
charakterystycznej dla późnej jesieni – którą naprawdę lubię ;) Ma swój urok,
skłania do refleksji i zadumy... dobrze czasem odbyć wycieczkę w góry w takim
klimacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz