Trasa: Przyłęków – Jastrzębica – Przełęcz U Poloka – Juszczyna
Ta wycieczka była rekordowo krótka – i niestety też dość pechowa. W sumie
to było do przewidzenia, że planowanie wypadu w góry akurat na ten dzień jest dość
ryzykowne ze względów logistycznych. Skoro o 1 w nocy wróciłem z niedzielnej wycieczki
w Tatry, a już wczesnym popołudniem musiałem być w pracy, to rozsądek nakazywał
odpocząć przed południem. Przezwyciężyła jednak nieodparta chęć posmakowania
jeszcze raz atmosfery gór przed nadciągającym załamaniem pogody. Pomyślałem
sobie, że jeśli zaplanuję sobie bardzo krótką trasę (z Przyłękowa bezszlakowo
stokiem narciarskim na Jastrzębicę, a następnie niebieskim szlakiem do
Juszczyny – wycieczka na zaledwie 45
minut), to cóż złego może się stać?
Jak się okazało, bardzo wiele złego! Już od samego początku były problemy.
Autobus MZK Żywiec linii nr 13, którym jechałem spod dworca PKP w Żywcu do
Przyłękowa, utkwił w dużym korku na objeździe spowodowanym remontem mostu nad
Sołą. Potem złapał jeszcze większe opóźnienie z powodu wypadku w centrum Żywca.
W efekcie przyjechałem do Przyłękowa nieco zaniepokojony, czy zdążę na czas na
busa w Juszczynie po przejściu trasy – gdyż w przypadku nie zdążenia na tego
busa realnie groziło mi spóźnienie się do pracy...
Prosta z pozoru trasa zamieniła się w koszmar, gdy okazało się, że na stoku
narciarskim w Przyłękowie prowadzone są jakieś prace – pełno było tam koparek i
innego ciężkiego sprzętu, i cały stok był zamknięty – co wykluczało przejście
tamtędy. Miałem kolejną nauczkę, że gdy człowiek ma mało czasu na przejście
trasy w górach nigdy nie powinien planować trasy pozaszlakowej! Gdybym tylko
mógł to bym zawrócił, ale nie dało się: następny autobus z Przyłękowa do Żywca był
dopiero za kilka godzin, a ja musiałem już wtedy być z powrotem w
Bielsku-Białej. Nie było więc innego wyjścia, jak szukać alternatywnej trasy do
Juszczyny.
„Chaszczując” nieco po wschodniej stronie stoku narciarskiego, udało mi się
obejść plac budowy i znaleźć niewielką ścieżkę, która poprowadziła mnie w
kierunku Jastrzębicy. Czas jednak naglił coraz bardziej i zmuszony byłem biec
pod górę... co zdecydowanie do przyjemności nie należało. Tak bardzo chciałem
iść na spokojnie, delektować się widokami i ładną pogodą, a tymczasem musiałem
wszystko robić na szybko. W końcu jednak znalazłem się na szczycie Jastrzębicy
(758 m n.p.m), na której byłem już raz, na znacznie dłuższej wycieczce, 10
stycznia. Stwierdziłem, że chyba starczy mi czasu aby dosłownie na minutkę
zatrzymać się, porobić kilka fotek i pooglądać widoki, które są tam naprawdę
ładne. Wyjąłem więc aparat i... kolejny pech: mój aparat nie działał! W ogóle
nie reagował na moje próby włączenia go. W końcu, zrezygnowany, zrobiłem kilka
zdjęć komórką zanim poleciałem dalej.
Zdjęcia robione komórką nie są najlepszej jakości, ale przynajmniej dają
namiastkę ładnych panoram z Jastrzębicy. Od północy jest widok na Przyłęków i
okoliczne wzgórza:
Od zachodu widać Wójtowski Wierch, a w tle pasmo Beskidu Śląskiego:
Zbiegłem do Juszczyny niebieskim szlakiem przez Przełęcz u Poloka (613 m
n.p.m). Tam ujrzałem widok, który chyba był największym pozytywem całej tej wycieczki:
przykrytą czapą śniegu „Królową Beskidów”, Babią Górę, na tle pięknego
błękitnego nieba.
Dotarłszy do przystanku autobusowego Juszczyna Granica, miałem jeszcze
minutę oczekiwania na busa do Żywca, którą wykorzystałem na sfotografowanie
ładnej kapliczki znajdującej się tuż obok.
Wkrótce potem bus nadjechał i pojechałem do Żywca, gdzie moje nerwy były
wystawione na na dalszą próbę. Nie było skomunikowania z pociągiem do
Bielska-Białej i musiałem szybko przejść na drugą stronę rzeki, pod Tesco,
licząc że będzie jechał jakiś bus. Rozkładowo miał jeden taki bus przyjechać o
13:14, jednak czas mijał a bus nie przyjeżdżał... Następny jechał o 13:30 i
wnerwił mnie strasznie, gdyż jechał najbardziej okrężną trasą z możliwych,
przez Łodygowice Górne, Bierną, Wilkowice Górne... Dojazd do Bielska-Białej
zdawał się trwać całe wieki.
Mimo tych wszystkich przeciwności losu ostatecznie zdążyłem na czas do
pracy, jednak po tej wycieczce
powiedziałem sobie definitywnie: nigdy więcej nie będę próbować wycieczek w
góry w dni powszednie przed pracą, jeśli istnieje chociażby najmniejsze ryzyko,
że mogę mieć problemy ze zdążeniem na czas. Góry są zbyt piękne, aby psuć sobie
wycieczkę w nie koniecznością spieszenia się. Myślę że w takich sytuacjach
lepiej je sobie odpuścić i zostawić je na inny raz, kiedy czasu jest więcej,
aby cieszyć się nimi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz