Trasa: Stryszawa – Gancarzyczki – Górki Kukowskie –
Podoły – Krzeszów – Żurawnica – Gołuszkowa Góra – Żmijowa – Koźle – Jasień –
Sucha Beskidzka
Ostatnio coraz częściej ciągnie mnie w Beskid Makowski i
wschodnią część Beskidu Małego, w okolicach Suchej Beskidzkiej. Dotychczas
rzadziej odwiedzałem te okolice ponieważ miałem do nich dalej z Bielska-Białej.
Teraz jednak, po okresie ponad roku mieszkania na Podbeskidziu, mam już
„obłażoną” znaczną część Beskidu Śląskiego i Żywieckiego, podczas gdy obszary
dalej na wschód są mi nadal dość mało znane. W niedzielny poranek więc po raz
drugi w ciągu trzech dni wsiadłem w busa jadącego do Suchej Beskidzkiej. Nie
dojechałem nim jednak aż do miasta, tylko wysiadłem w poprzedniej miejscowości
– Stryszawie. Razem ze mną wysiadł mój przyjaciel Sean, który dał się namówić
na wycieczkę w góry. Mieliśmy w planach trasę nieco zagmatwaną, kluczącą po
mało znanych zakamarkach Beskidu Makowskiego i Małego, docelowo jednak
prowadzącą przez szczyt Żurawnicy i kończącą się w centrum Suchej Beskidzkiej.
Pierwszy etap naszej wędrówki przebiegał czarnym szlakiem dydaktycznym, tzw. „szlakiem widoków”. Przekroczyliśmy nim potok Stryszawkę, oglądając przy tym pierwszy tego dnia widok – na Lipską Górę:
Przez kolejną godzinę wędrowaliśmy szlakiem bardzo łatwym
i przyjemnym, który wije się wśród pól, łąk i pagórków, oferując sympatyczne
widoki na okoliczne wzniesienia.
Przy jednym z mijanych przez nas gospodarstw pojawił się również element rzeźbiarstwa ludowego:
Doszliśmy do szosy Stryszawa-Krzeszów, gdzie ścieżka dydaktyczna skręca w
lewo, w stronę Krzeszowa. My jednak poszliśmy w przeciwną stronę, by po około
dziesięciu minutach wędrówki skręcić w drogę gruntową, która mijając osadę
Podoły zakręca ponownie w stronę Krzeszowa i dociera do wsi od strony
południowo-wschodniej. Na tej drodze było dużo błota, lecz poza tym nie
nastręczała ona jakichkolwiek trudności. Widoczność tego dnia do najlepszych
nie należała, ale przynajmniej niebo przejaśniało się coraz bardziej.
I tak oto przez łąki i niewielkie wzniesienia dotarliśmy do obrzeży
Krzeszowa, gdzie skręciliśmy w prawo na zielony szlak prowadzący na Żurawnicę.
Raptem krajobraz znacząco się zmienił. Wystarczyło podejść dosłownie kawałeczek
wyżej, na wysokość 650 m n.p.m, abyśmy znaleźli się powyżej granicy mrozu, na
wysokości na której przez ostatnią dobę cały czas panowała temperatura poniżej
zera. I od tego miejsca towarzyszyły nam pięknie oszronione drzewa, które
oświetlało coraz śmielej wychodzące zza chmur słońce.
Zagłębiając się w las porastający zbocza Żurawnicy, wkroczyliśmy jakby w
inny świat, w którym panowała zamiast jesieni zima. Ziemia i drzewa były
opatulone warstewką śniegu. Słońce wyszło w pełni, rozświetlając las,
sprawiając że szło się niczym w jakiejś bajce.
Atmosfery magii i mistycyzmu temu obszarowi dodawała obecność potężnych
skał, które ni stąd ni zowąd pojawiły się przy ścieżce.
Może nie było to najbezpieczniejsze przy panujących tam śliskich warunkach,
lecz Sean i ja wdrapaliśmy się na te skały i rozpoczęliśmy sesyjkę fotograficzną
;)
W końcu magiczną Żurawnicę (724 m n.p.m) zostawiliśmy za sobą, a następny w
kolejce do zdobycia był kolejny szczyt porośnięty oszronionym lasem: Gołuszkowa
Góra (715 m n.p.m).
Po zejściu z Gołuszkowej Góry opuściliśmy królestwo zimy i weszliśmy z
powrotem w jesień. Obraliśmy kierunek na Zembrzyce czerwonym szlakiem, mijając
łąki i rzadkie zabudowania. Ciekawostkę stanowiła figura przy jednym z domostw:
ciekawe na co zbiera kasę? :)
Przy osadzie Koźle opuściliśmy czerwony szlak i zeszliśmy do Suchej
Beskidzkiej niebieskim szlakiem rowerowym. Musieliśmy bardzo uważać aby się nie
zgubić, gdyż ten szlak był słabiej oznaczony od pieszego. Po dywanie opadłych,
wilgotnych liści schodziliśmy wśród leśnej ciszy po stokach góry Jasień, aż ścieżka
sprowadziła nas bezpośrednio do parku w Suchej Beskidzkiej. Weszliśmy do niego,
mijając ruiny fortyfikacji. Po raz pierwszy mogliśmy oglądać suski zamek,
znajdujący się w samym środku parku:
Park był pusty i cichy, mieliśmy go sami dla siebie. Zatrzymaliśmy się
chwilę żeby się nacieszyć tą samotnością i spokojem, po czym ruszyliśmy dalej
na ostatnie pięć minut naszej trasy. Wychodząc z parku i przekraczając
Stryszawkę oraz tory kolejowe, doszliśmy prosto pod karczmę „Rzym”, znaną
wszystkim z poezji Adama Mickiewicza. Oczywiście nie było innej opcji jak
zatrzymać się w tej sławnej jadłodajni na obiad. Akurat trwał tam festiwal
gęsiny i było dużo dodatkowych opcji z tym mięsem na karcie dań. Zjedliśmy
pierogi z gęsiną, które były wprost fenomenalne!
Powyżej zdjęcie z wnętrza karczmy „Rzym”. Dobrze było się tam zatrzymać i
ogrzać nieco z dobrym jedzeniem i ciepłą herbatą, gdyż dzień był zimny, i mimo
świecącego słońca po pięciu godzinach wędrówki byliśmy zziębnięci. Po obiedzie
przeszliśmy na pobliski przystanek autobusowy, na który akurat podjechał
dalekobieżny PKS z Zakopanego do Bielska-Białej. Zazwyczaj przejażdżka
autobusem tej linii przyniosłaby mi sentymentalne myśli o Tatrach spod których
przyjechał, jednak nie tym razem – byłem zanadto zadowolony z właśnie
zakończonej wycieczki po Beskidach, które może nie są aż tak imponujące jak
Tatry, lecz również są przepiękne :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz