środa, 20 października 2021

13.10 Łysica i Łysa Góra

Trasa: Święta Katarzyna - Łysica - Kakonin - Huta Szklana - Łysa Góra - Nowa Słupia

Druga wolna środa i po raz drugi pogoda w Górach Świętokrzyskich miała być o wiele lepsza w Karpatach. Stwierdziłem więc, że pora odwiedzić te bliższe góry ponownie :) Bardzo chciałem zobaczyć chyba najbardziej znaną po Łysicy górę tego pasma, czyli Łysą Górę, oraz klasztor Święty Krzyż na jej wierzchołku. Tak więc zaplanowałem trasę znacznie dłuższą od tej z poprzedniej środy: zaczynając od Łysicy (tym razem zaczynając od strony Świętej Katarzyny), schodząc do Kakonina, a następnie dalej czerwonym szlakiem na Łysą Górę i na koniec niebieskim w dół do Nowej Słupi, skąd miałem dużo możliwości powrotu (busy m.in. do Kielc, Starachowic i Ostrowca Świętokrzyskiego).

Dokładnie tym samym pociągiem co w poprzednią środę pojechałem do Kielc, gdzie przesiadłem się na busa i wkrótce po 11:00 zameldowałem się w Świętej Katarzynie. Rozpocząłem podejście na Łysicę znanym mi szlakiem, przy którego starcie oprócz klasztoru i pomników (pokazanych w poprzedniej relacji) znajduje się również ładna kaplica, której niestety nie mogłem bliżej obejrzeć ze względu na prowadzone koło niej prace.


Wejście na Łysicę od strony Świętej Katarzyny jest bardziej wymagające niż od strony Kakonina (choć to i tak bułka z masłem w porównaniu z niektórymi beskidzkimi szlakami, o Tatrach nie wspominając). Tak więc tym razem mogłem naprawdę poczuć że ją zdobyłem - bo tydzień wcześniej, wchodząc od Kakonina, nie kosztowało mnie to najmniejszego wysiłku :) I tym razem, w odróżnieniu od poprzedniej wycieczki, miałem szczyt Łysicy całkowicie dla siebie.


Schodząc do Kakonina, tym razem zwróciłem większą uwagę na kaplicę na Przełęczy Św. Mikołaja. Znalazłem w środku nawet figurkę tego świętego - oczywiście oryginalnego świętego Mikołaja, a nie tego od mikołajek i prezentów ;)



W Kakoninie zaplanowałem sobie postój na obiad w tym samym lokalu co tydzień wcześniej. Już ślinka mi ciekła na myśl o porcji ogromnych pierogów...


Tylko że ku mojej konsternacji budynek sprawiał wrażenie zamkniętego na cztery spusty. Ale na szczęście pojawiło się proste rozwiązanie problemu :) Gdy zadzwoniłem, zaraz potem przyszedł gospodarz, wpuścił mnie do środka i przygotował pierogi. Tym razem nie mogło być mowy o zjedzeniu ich na zewnątrz jak tydzień wcześniej, bo było o wiele zimniej, a do tego akurat wtedy się rozpadało. Na szczęście tylko na krótko, a gdy skończyłem obiad już się rozpogodziło. Jeszcze tylko zdjęcie pasących się przy chacie kózek i pora ruszać w dalszą drogę!


Piękne słoneczne popołudnie w Kakoninie:



Za Kakoninem rozpoczęła się nieznana mi wcześniej część trasy. Przejście czerwonym szlakiem do Huty Szklanej było bardzo sympatyczne, ale absolutnie pozbawione górskiego charakteru: prostą jak strzała ścieżką, po płaskim terenie, skrajem coraz bardziej kolorowego lasu.



Po lewej stronie miałem las, natomiast po prawej odsłaniały się sielankowe wiejskie pejzaże, typowe bardziej dla nizin niż dla gór.


Na krótko przed Hutą Szklaną ukazała się mi Łysa Góra, która zdecydowanie wyróżniała się swoją wysokością.


O ile od Kakonina do Huty Szklanej szedłem zupełnie sam, na łonie natury, o tyle w tej wsi przypomniała o sobie cywilizacja: zastałem duże parkingi i całą masę budek i straganów, które zapewne działają prężnie w sezonie, gdy wielu turystów rusza stamtąd na Łysą Górę. W to październikowe popołudnie jednak większość z nich było zamkniętych. Mijając pomnik ofiar sowieckiego reżimu, rozpocząłem podejście asfaltową drogą przez las na Łysą Górę.


Po krótkim i łagodnym podejściu najpierw ujrzałem przed sobą charakterystyczną wieżę nadajnika radiowego, a potem słynną bazylikę p.w. Świętej Trójcy.





Z pewnością muszę kiedyś wrócić na Łysą Górą aby porządnie zwiedzić sanktuarium. Tym razem miałem trochę ograniczony czas, ale starczyło mi go na tyle żeby przynajmniej pobieżnie obejrzeć wnętrze budynku. Główna bazylika była w remoncie, natomiast reszta kompleksu kryła w sobie wiele atrakcji, m.in. piękną boczną kaplicę oraz muzeum misjonarstwa.



Raptownie psująca się pogoda skłoniła mnie do szybszego zejścia do Nowej Słupi. Po drodze towarzyszyło mi sporo obiektów o charakterze religijnym: stacje drogi krzyżowej, ale nie tylko...




Nowa Słupia sprawiała wrażenie kolejnego ciekawego miejsca: zobaczyłem że tam znajduje się m.in. zabytkowy kościół, muzeum regionalne oraz skansen archeologiczny. Ze względu na szybko zapadający zmrok oraz konieczność powrotu do Warszawy, tym razem nie zwiedziłem żadnej z tych atrakcji, ale na pewno trzeba będzie tam wrócić!

Tak więc moja druga wyprawa w Góry Świętokrzyskie była bardzo udana, nawet jeszcze bardziej od pierwszej. Za drugim razem bardziej się wczułem w ich klimat i bardziej doceniłem jak ciekawy to jest region pod wieloma względami: historycznym, religijnym, geologicznym... Może i Górom Świętokrzyskim brakuje rozległych, typowo górskich panoram charakterystycznych chociażby dla Beskidów, ale ze względu na inne aspekty myślę że naprawdę warto tam się wybrać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz