środa, 20 października 2021

06.10 Łysica

Trasa: Bieliny - Kakonin - Łysica - Święta Katarzyna

No to dziś coś zupełnie innego na moim blogu: po raz pierwszy (pomijając dwa posty streszczające moje górskie wędrówki w Hiszpanii w 2015-2017) piszę relację z gór innych niż Karpaty! Tak, nareszcie przyszedł ten czas, abym odwiedził góry znajdujące się najbliżej mojego miejsca zamieszkania w Warszawie, czyli Góry Świętokrzyskie. Po szalonej sobocie w Pieninach miałem jeszcze większy apetyt na kolejny wypad w góry i chciałem w nie pojechać przy pierwszej sposobności, w mój następny wolny dzień (czyli w środę). Najchętniej bym w tą środę ponownie pojechał w Karpaty (tak, nawet tylko na jeden dzień), ale akurat w środę jak na złość pogoda miała się tam potężnie załamać. Aż tak bardzo nie kocham gór, żebym miał jechać przez pół Polski aby przez jeden dzień chodzić po nich w ulewnym deszczu ;) Szukając innej alternatywy na ciekawe spędzenie wolnej środy, wpadłem na pomysł aby odwiedzić Góry Świętokrzyskie, w których pogoda dla odmiany miała być bardzo ładna. No i takie bliższe Warszawy góry jednak znacznie lepiej nadawały się na taką jednodniową wycieczkę.

Skoro Góry Świętokrzyskie, to cel mógł być tylko jeden: Łysica, czyli najwyższy szczyt tego pasma i kolejna góra z Korony Gór Polski. Ostatnio mam coraz większą motywację do zdobywania tej korony ;) Tak więc w umiarkowanie pogodny środowy poranek wsiadłem do pociągu na Dworcu Centralnym, a po dwóch godzinach z kawałkiem wysiadłem w Kielcach. Pewnie ciekawie by było trochę tam pozwiedzać, ale tego dnia moim priorytetem były góry. Skierowałem się bezpośrednio na dworzec autobusowy, budynek o nieco zabawnym kształcie niczym jakiś spodek UFO. Pod dworcem minąłem oryginalne figurki, które chyba mają przedstawiać dawne dzieje tego miejsca, a obok nich fontanna o zabarwieniu które dość niepokojąco przypominało... krew :o


Po półgodzinnej przejażdżce busem (starym gruchotem dokładnie tak samo jak wiele busów w Karpatach) znalazłem się we wsi Bieliny. Stąd szlak o kolorze niebieskim miał doprowadzić mnie do sąsiedniej wsi Kakonin, a potem czerwony szlak (Główny Szlak Świętokrzyski) na Łysicę i w dół do miejscowości Święta Katarzyna. Ruszyłem niebieskim szlakiem do Kakonina, po asfalcie. Dookoła siebie miałem pola i łąki: teren był dość płaski i choć urokliwy, to jednak zupełnie nie czułem w nim górskiej atmosfery...


Przed sobą widziałem główne pasmo Gór Świętokrzyskich, ale i ono prezentowało się całkowicie "nie-górsko": wyglądało bardziej jak pasmo pagórków. Póki co miałem poczucie że to zupełnie nie to samo co Karpaty...


Ale żeby nie było że zrzędzam, potrafiłem docenić że okolica była naprawdę ładna. I miałem wrażenie, że kryje w sobie wiele atrakcji, nie tylko przyrodniczych. Na jedną taką atrakcję natrafiłem w Kakoninie: zabytkową chatę z XIX wieku.


Obok niej stało kilka drewnianych budynków gospodarczych (m.in. stara stodoła), a w jednym z nich zastałem restaurację z regionalną kuchnią. Akurat minęło południe, pora na mały lunch ;) Zapytałem obsługę o pierogi, powiedzieli że serwują 5 sztuk, pomyślałem że to w sam raz na lekki obiadek. Tylko że okazało się że te 5 sztuk pierogów są tak ogromnych rozmiarów, że najadłem się nimi prawie że na całą resztę dnia :)


Było na tyle ciepło że jadłem na zewnątrz, ale klimatyczne wnętrze chaty też bardzo mi się podobało.


Gdy skończyłem obiad akurat z góry zeszły dwie duże grupy wycieczkowe, które ewidentnie również zamierzały skorzystać z lokalu. Szybko więc ewakuowałem się na szlak. Wszedłem za znakami czerwonymi w las, w stronę Łysicy. I w tym lesie, choć było pięknie, to jednak wciąż absolutnie nie odczuwałem tej atmosfery gór. Czułem się bardziej jak na spacerze w "nizinnym" lesie. Szlak na Łysicę od tej strony zdobywa wysokość tak niezauważalnie, że miałem wrażenie jakbym szedł prawie po płaskim terenie. Tylko kamieniste podłoże bliżej Łysicy świadczyło o tym, że to jednak góry.


A więc po takiej wędrówce, gdy dotarłem na wschodni wierzchołek Łysicy, tzw. Skałę Agaty, oficjalnie najwyższy punkt w Górach Świętokrzyskich, moja reakcja była mniej więcej taka: "Co, to jest szczyt z Korony Gór Polski? Jestem na wysokości powyżej 600 m n.p.m? Niemożliwe!"


Ale żeby nie było, chcę jeszcze raz zaznaczyć że choć nie czułem tam górskiej atmosfery, to jednak las był śliczny. A na zachodnim wierzchołku Łysicy, choć parę metrów niższym, nareszcie mogłem poczuć się naprawdę jak w górach. Bo teren był usłany głazami, a ze szczytu schodził stromy stok z dużym skalnym rumowiskiem. To właśnie te gołoborza, z których Góry Świętokrzyskie słyną.



A tu zbliżenie na napis na drewnianym krzyżu na szczycie:


Nie zabawiłem zbyt długo na Łysicy, bo akurat przebywała tam wycieczka szkolna: młodzież bardzo hałasowała i cały czas wchodziła mi w kadr, gdy próbowałem robić zdjęcia. Zacząłem więc schodzić do Świętej Katarzyny. Od tej strony nachylenie szlaku jest znacznie stromsze i tym razem już naprawdę mogłem się poczuć jak w górskim terenie. A pod szczytem minąłem kolejne, jeszcze bardziej imponujące gołoborze.



Tak, trzeba przyznać że zejście do Świętej Katarzyny w takim terenie naprawdę miało klimat.


Ups... ktoś chyba zgubił ściągę na kartkówkę ;)


Bliżej Świętej Katarzyny było na szlaku coraz więcej ułatwień w postaci drewnianych "kładek".


Ostatni odcinek szlaku przed Świętą Katarzyną był ciekawy ze względu na dużą ilość pomników: jeden upamiętniający Stefana Żeromskiego, a pozostałe ku pamięci tych, którzy polegli na tych ziemiach walcząc za swoją ojczyznę.






Ostatnie zdjęcie z tej wycieczki przedstawia klasztor sióstr Bernardynek w Świętej Katarzynie.


Nie mogąc znaleźć w internecie informacji o busach do i z Świętej Katarzyny, nie byłem pewien jak się stamtąd wydostanę. Ale okazało się to bardzo proste, bo szybko znalazłem w centrum wsi przystanek autobusowy, a tam zaraz potem podjechał bus do Starachowic. Stamtąd powrót do Warszawy koleją był łatwy (aczkolwiek trochę się dłużył, bo potrzebne były dwie przesiadki, w Skarżysku-Kamiennej i Radomiu). Jednak uczciwie trzeba przyznać że to i tak była o wiele krótsza wyprawa niż jakbym pojechał na ten jeden dzień w Karpaty ;)

Jak mogę podsumować ten pierwszy raz w Górach Świętokrzyskich? Powiem szczerze, że zrobiły na mnie najmniejsze wrażenie z wszystkich dotychczas odwiedzonych przeze mnie pasm w Polsce. Niziutkie te góry, a ciekawych widoków prawie żadnych. Ale bez wątpienia mają swój urok, a gołoborza prezentują się naprawdę okazale. I spacerowało się po nich na tyle sympatycznie, że w kolejną środę postanowiłem pojechać tam ponownie :) Tym razem na znacznie dłuższą trasę... o czym więcej w następnym wpisie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz