Trasa: Bystra Ława – Kozia Góra – Cygański Las
Morał z tej wycieczki jest następujący: nawet takie niepozorne górki, do
których człowiek ma blisko i o których zdawałoby się, że już wszystko wie, mogą
całkowicie zaskoczyć i ukazać dziwy, o których nie śniło się nawet największym
filozofom...
Mimo zmęczenia po podróży na Lubelszczyznę i z powrotem oraz po wycieczce
na Wielką Raczę w niedzielne popołudnie wraz z skomplikowanym powrotem z
Słowacji, ani myślałem odpuszczać z górskimi planami na kolejny tydzień. Taka
wspaniała pogoda na początku listopada trafia się dosłownie raz na kilka lat i
absolutnie nie miałem zamiaru jej zmarnować! Tak więc nawet w poniedziałek,
którego to dnia mam bardzo intensywny grafik w pracy (zajęcia od 11:00 do
20:30), postanowiłem chociaż trochę czasu spędzić w górach. Miałem nieco żalu,
że ze względu na ograniczony czas zdążę tylko wyskoczyć na Kozią Górę, zamiast
wybrać się gdzieś dalej... I nie miałem wobec tej króciutkiej wycieczki żadnych
szczególnych oczekiwań... A tymczasem ten wypadzik na lokalną górkę okazał się
absolutną rewelacją i spowodował u mnie wielokrotny opad szczęki z zdumienia i
zachwytu. Mogę nawet z całą powagą stwierdzić, że to była jedna z najlepszych
beskidzkich wycieczek w tym roku. Serio!
Zawsze wchodzę na Kozią Górę od strony Cygańskiego Lasu albo Błoni, a tym
razem zachciało mi się zdobywać ją od przeciwnej strony, czyli od Bystrej.
Autobusem linii nr 57 dojechałem na przystanek Bystra Ława, skąd skierowałem
się na ulicę Długą, a następnie Stromą. Na przedłużeniu Stromej według mojej
mapy powinna być ścieżka, którą można by dojść do skrzyżowania szlaków pod
Równią. Po tym zabudowanym odcinku ulicami Bystrej do skraju lasu nie
spodziewałem się niczego specjalnego. A tymczasem... ogromne zaskoczenie! Od
razu rzuciło mi się w oczy, że widoczność tego poniedziałkowego poranka jest
absolutnie wyjątkowa. Z ulicy Długiej widać było praktycznie całe Beskidy! I
nie tylko Beskidy – widziałem nawet Tatry! I to bardzo wyraźnie! Coś totalnie
fenomenalnego!
I zupełnie niespodziewanie „cywilizowana” osiedlowa uliczka w Bystrej
okazała się ciekawszym miejscem do wędrowania, niż las na zboczach Równi i
Koziej Góry. Bo choć zarówno na wąskiej ścieżce z końca ulicy Stromej do
skrzyżowania szlaków, jak i na niebieskim szlaku z skrzyżowania na Kozią Górę,
ujrzałem pełno przepięknych jesiennych barw, to ja nabrałem ochoty na coś
innego – chciałem więcej tych niesamowitych dalekich widoków!
A tymczasem szykowała się dla mnie kolejna fantastyczna niespodzianka. Gdy
zbliżałem się do schroniska na Koziej Górze, ukazał się moim oczom po raz
pierwszy widok na Bielsko-Białą. I ujrzałem nad nim niezwykły spektakl: oto
przez sam środek miasta przebiega granica ogromnego „morza chmur”! Cała
północna część Bielska-Białej oraz wszystkie obszary w stronę GOP-u tonęły pod
chmurami, z których tu i ówdzie wystawały czubki kominów. Rzeczywiście, gdy
rano opuszczałem moje mieszkanie zauważyłem, że od strony północnej niebo jest
troszkę zachmurzone, ale nigdy bym nie przypuszczał, że to może wyglądać aż tak
spektakularnie. W realu ten widok robił dużo większe wrażenie, niż na
poniższych zdjęciach.
Po przeciwnej stronie, od południa, znów na chwilę zobaczyłem Tatry. Ta
góra po ich prawej to Pilsko – położone przecież naprawdę daleko od
Bielska-Białej, a tymczasem przy tej nieprawdopodobnej widoczności wyglądało
jakby było nieopodal!
A tu widok na górę, która rzeczywiście znajduje się nieopodal – Magura:
Tuż obok schroniska natrafiłem na kolejny punkt z widokiem na Tatry. No po
prostu nie mogę się nadziwić, jakie one były tego poranka wyraźne! I to z tak
niewielkiej wysokości – wszak szczyt Koziej Góry znajduje się zaledwie 686
metrów nad poziomem morza!
Tutaj zbliżenie na te niesamowicie wyraźne Tatry. A w dole, w Kotlinie
Żywieckiej, dryfujące mgły...
Podobnie jak poprzedniego dnia, tego ranka miała miejsce znaczna inwersja.
Nie znam się, ale myślę że to częściowo ona mogła być odpowiedzialna za taką
wyjątkową widoczność. Dało się odczuć, że na Koziej Górze jest naprawdę bardzo
ciepło i że temperatura jest wyższa, niż w Bystrej. Mimo wczesnej pory (8:30)
szedłem w samej lekkiej bluzie – a i tak się zgrzałem. Powietrze przy wietrze z
południa ma taki specyficzny zapach, który ciężko mi opisać... jest bardzo
wonne, a zarazem świeże i po prostu je uwielbiam. Tak było również tego dnia na
Koziej Górze. Atmosfera była cudowna i naprawdę niełatwo było zabrać się za
schodzenie do Bielska-Białej... Ale przynajmniej podczas zejścia czekało mnie
jeszcze trochę przyjemności. Najpierw kolejny widok na miasto, nad którym chmur
i mgieł było coraz mniej:
A potem, gdy szedłem w dół zielonym szlakiem po byłym torze saneczkowym, i
przede wszystkim na dole, w Cygańskim w Lesie, mogłem nacieszyć oczy złocistymi
barwami tych drzew, które jeszcze nie utraciły swoich liści – a było takich
drzew wciąż sporo. Ostatnie zdjęcia w Cygańskim Lesie robiłem przy grabiejących
z zimna dłoniach i już mając cieplejszą kurtkę na sobie. Czułem na własnej
skórze aż nader dosadnie, jak silna była tego dnia inwersja. Temperatura była o
niebo niższa od tej na Koziej Górze...
Podczas tej wycieczki minąłem tylko jedną osobę na szlaku. A więc całą tą
magię, której byłem świadkiem i którą powyższe zdjęcia chociaż w jakimś stopniu
próbują przedstawić, miałem praktycznie sam dla siebie... To jest kolejny powód,
dla którego uwielbiam chodzić po górach w dni robocze o poranku, jeśli tylko
mam na to czas. Z wszystkich takich „powszednich” porannych wypadów przed
pracą, których przez te kilka lat mojego zamieszkiwania w Bielsku-Białej trochę
się uzbierało, ta krótka wycieczka na Kozią Górę będzie zdecydowanie jedną z
najbardziej pamiętnych. Chyba nie muszę więcej tłumaczyć, dlaczego ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz